Słyszę
dzwonek na przerwę. Pakuję swoje rzeczy do torby i wychodzę z
resztą klasy. Idę przez korytarz. Jak nigdy nie zwracam uwagi na
przepychanie się uczniów. Mam ważniejsze sprawy, aktualnie na
głowie. Nie znaleziono w ogóle śladów mordercy. I wątpię by
znaleźli. Alice nie pojawiła się dzisiaj w szkole, co mnie jeszcze
bardziej zaniepokoiło. Próbowałam się do niej dodzwonić, ale nie
odbierała. Zła na nią a tym bardziej na siebie, kopię swoją
szafkę.
-Hola,
hola. Co się dzisiaj stało naszej gwieździe?- odwracam się i
widzę otyłą, czerwoną twarz Stevena. Marszczę brwi i patrzę na
niego spode łba.
-A
co się stało dzisiaj z naszą świnką?-odpowiadam słodkim tonem-
Co twoi kompani poczuli wreszcie twój wstrętny odór?
Wachluje
dłonią przed nosem i krzywię się. Steven wygląda jakbym go
uderzyła w brzuch. Dzisiaj nie ma swojej ekipy, więc jest jak
stary, zardzewiały frak. Uśmiecham się gdy widzę go w takim
stanie. Taki wielki, niepokonany a jak oni znikną to od razu robi
się miękki. Dobrze mu tak.
-Nie...
Nie mogli dzisiaj przyjść. Poza tym to nie twoja sprawa.- warczy.
Podnoszę brew i uśmiecham się.
-Taaak
jasne. Powiedz kiedy wrócą. W takim stanie nie warto z tobą
rozmawiać.
Chwytam
torbę i przeciskam się obok niego. I znów wygrałam.
Przechodzę
obok jakiś pierwszoklasistów. Nigdy nie zwracałam zbytnio uwagi na
szepty. Ignorowałam je. Wiedziałam, że dotyczą mnie. Tyle mi
wystarczyło. Jednak słyszę jedno słowo, przez które robi mi się
zimno.
-…Eleonora.
Nie wiesz? To ta od Montrosów.
Chociaż
wiem, że nie powinnam a raczej nic mi to nie da, staję i
przysłuchuję się toczącej rozmowie.
-Prawdopodobnie
stało się to wczoraj.-chłopak pochyla się do swoich kumpli, jakby
chciał im powierzyć jakąś tajemnice- W jej domu.
-Niektórzy
nawet mówią, że to działo się już od kilku tygodni.- dziewczyna
mówi teatralnym szeptem. Gdy widzi, że inni otwierają szerzej
oczy, uśmiecha się.-Prawdopodobnie rodzice wywierali na nią tak
duży nacisk, że wreszcie nie wytrzymała psychicznie. No i
wiecie…-przejeżdża sobie palcem po szyi. Reszta grupy wstrzymuję
oddech. Czy oni naprawdę mogą w to wierzyć?
Prycham
co nie uchodzi uwadze młodych. Robią jeszcze większe oczy i szybko
odchodzą. Nie uszło się oczywiście, bez odwracania się w moją
stronę i szeptania. Czy oni myślą, że jestem głucha i ślepa?
Nawet u nowych mam już złą reputacje. Przegryzam wargę i kieruję
się w stronę klasy, gdzie mam następną lekcję. To dla mnie za
dużo. Nadal nie wiem co się dzieje z Eleonorą. Jak widać
wiadomość o jej morderstwie, już rozeszła się po szkole. Szkoda
tylko, że to wszystko nieprawda. Oni nie widzieli wczoraj tego co
ja. Ciekawa jestem czy ten wilk ją jednak uratował. Chciałabym go
znów zobaczyć. Szalona myśl, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu,
że go skądś kojarzę. Tylko skąd? Przeczesuję swoje włosy. Za
dużo tego wszystkiego.
-Hej
lisek-czuję na policzku ciepły oddech. Podskakuje wystraszona.
Odwracam się i patrzę na rozbawionego Louisa. Na sobie ma niebieską
koszulkę, która podkreśla jego oczy i dżinsy. Na ramieniu ma
powieszony plecak.
-Co
ci strzeliło do głowy?-warczę i oddalam się szybko od niego. Na
mój pech musi mnie dogonić.
-Hej
co się stało?- pyta z uśmiechem na ustach. Gdy na niego patrzę
niedobrze mi się robi. Podnoszę podbródek i ignoruję go
najmocniej jak potrafię.
-Spadaj
Louis.-warczę. Dochodzimy do klasy. Siadam w swojej ławce a Louis
siada obok mnie. Rzuca obok siebie plecak. Patrzę na niego
wściekła.- Czy ty nie rozumiesz najprostszych próśb?
Uśmiecha
się jeszcze szerzej.
-Ty
mnie o coś prosiłaś? Myślałem, że wydawałaś tylko rozkazy.
Przewracam
oczami i odsuwam się najdalej od niego. Nie mija chwila kiedy znów
czuję jego oddech na szyi. Ignoruj go. Ignoruj. Ha.
Nawet moje sumienie go nie lubi.
-Jest
źle, koszmarnie czy tak źle, że nawet zaprzyjaźniłabyś się z
Louisem?- to pytanie wytrąca mnie z równowagi. Zaskoczona patrzę
na niego. Wszyscy zawsze pytają się czy wszystko jest w porządku.
Nigdy nie lubiłam tego pytania. Denerwowało mnie. Jednak to pytanie
było po prostu dziwne.
-Louis.-
biorę głęboki wdech. Nienawidzę mówić prosto z mostu. Po co
ludzie mają oczy i uszy, żeby mówić im jak się aktualnie czuje.
Myślę jednak, że do niego można tylko tak dojść. Z namysłem
dobieram następne słowa.- Spróbuję powiedzieć to tak dokładnie,
że nawet ty to zrozumiesz. Tak, więc. Nie chcę z
tobą rozmawiać, gdyż po prostu mnie to boli. Gdy
na ciebie patrzę widzę tylko Basket. Już zdołałam się od tego
uwolnić a ty się pojawiasz i klops. Byłabym ci wdzięczna jeśli
byś mnie zostawił w spokoju. Dziękuję.
Jego
oczy ciemnieją. Kieruję swój wzrok na tablice, kiedy Louis łapie
mnie za rękę i przyciąga do siebie. Moja twarz znajduję się
niebezpiecznie blisko jego. Zagryza szczękę i patrzy na mnie.
-A
teraz ty posłuchaj mnie.- otwieram usta by zaprzeczyć, ale on
na to kręci głową- Nie. Słuchaj. To nie ja zabiłem
Basket. To nie była moja wina.
-Tak?-
nie próbuję ukryć śmiechu.- To niby kto to zrobił? Sama się
zabiła? A ty przypadkiem byłeś cały we krwi?
Odwraca
wzrok. Wygląda jakby staczał ze sobą wewnętrzną walkę. Wzdycha
a ja to wykorzystuję.
-Proszę
cię. Nie kłam mi prosto w oczy. Tego akurat nie zniosę. A teraz
PUŚĆ MNIE!
Przestraszony
odsuwa się a ja wstaję i przenoszę się do innej ławki. Nawet nie
zauważyłam, kiedy do klasy weszła już połowa uczniów. Teraz
wszyscy odprowadzają mnie przestraszonym wzrokiem. Zanim usiądę
przelatuję wzrokiem po klasie i podnoszę podbródek. Niech wiedzą,
że ze mną się nie zadziera.
Lekcja
się zaczyna a ja myślę tylko o nienawiści jaką od nowa odczuwam
do Louisa. Dobrze mu tak. Dziękuję sumienie. Też
tak uważam.
***
-Czy
dobrze rozumiem? Chcesz książki o wilkach i ich zachowaniach oraz
spis kiedy ostatnio, w tym wieku widziano tutaj wilki?
Kiwam
energicznie głową. Bibliotekarka podnosi brew i patrzy na mnie
podejrzliwie. Potem z niechęcią wstukuję dane do komputera.
Brązowe, już powoli siwiejące włosy wspięła w ciasny kok, na
czubku głowy. A ubrała się w dżinsy i białą koszulkę. W duchu
oddycham z ulgą. Pomysł, żeby pójść do biblioteki i zapytać o
te książki, naszedł mnie po lekcjach. Wtedy jeszcze wydawał się
dobry. Teraz myślę już tylko o tym, że na pewno nie będzie tych
książek. Znając mój pech już ktoś je wypożyczył albo w ogóle
nie istnieją.
-Mamy
jedną książkę, ale żadnego spisu.- jej głos wyrywa mnie z
zamyślenia. Patrzy na mnie wyczekująco.
-Żaden
problem. Pasuję.- odpowiadam szybko. Mruczy coś pod nosem i
wychodzi za biurka. Wchodzi w labirynt regałów. Chwilę później
wraca z wielką i grubą księgą. Kładzie ją na blat a ja patrzę
z niedowierzaniem na te cegłę.
-Łał…-mruczę.
-Bierzesz?-
warczy. Szybko przytakuję i biorę książkę.
Wychodząc
z biblioteki myślę jak ja to mam zabrać autobusem do domu? O tej
godzinie autobus będzie pękał w szwach. To niewykonalne. Poprawiam
ją sobie i wzdycham. Może zadzwonię po tatę? Nie to zły pomysł.
Na pewno jest w pracy i nie ma czasu. Mama? Nie, też nie. Po jakiego
grzyba wypożyczałam tę książkę? Dobra nie ma sensu myśleć „A
co jeśli..”
Na
ulicy panuję cisza. Nikt nie jedzie. Czuję jak spokój powoli mnie
ogarnia. Czemu się nie przejść? Zrywa się wiatr. Rozkoszuję się
zapachem skoszonej trawy i jesieni. Za niedługo liście będą już
opadać. Wszystko utonie w ciepłych kolorach. Nie mogę się
doczekać. Nagle całą atmosferę niszczy warczenie silnika.
Odwracam się i widzę czarny motor zbliżający się z przerażającą
prędkością. Zaskoczona patrzę jak zatrzymuję się przede mną.
Motocyklista prostuję się na siedzeniu. Jego czarny kombinezon z
białymi paskami na plecach, sprawia, że naprawdę trudno mi oderwać
wzrok od niego. Ściąga kask a ja myślę, że zaraz się zachłysnę.
-Louis?-
uśmiecha się jeszcze szerzej a ja nie wierzę, że mógł mi się
podobać. Mierzy mnie wzrokiem i wskazuję siodełko za sobą.
-Podwieźć?
-Chyba
do psychiatryka.- poprawiam, ciążącą mi już książkę.- Prędzej
pójdę sama do domu i z powrotem niż się z tobą przejadę. Poza
tym zapomniałeś już naszą dzisiejszą rozmowę?
Śmieję
się a ja patrzę na niego zdezorientowana.
-Jasne,
że nie zapomniałem. Chciałem ci tylko pomóc. Tak łatwo się mnie
pozbędziesz Lisek.
Nagle
przede mną mam młodego Louisa, uśmiechniętego od ucha do ucha.
Jego błękitne oczy błyszczą. Zamykam oczy a kiedy je otwieram
widzę już go normalnego.
-Zobaczymy
Louis.
Uśmiecha
się smutno i poprawia coś w motorze. Zapala silnik.
-A
szkoda. Miałem coś dla ciebie, ale skoro tak bardzo nie lubisz
mojego towarzystwa…
Zakłada
kask i odjeżdża. Zanim mój mózg zarejestruję te informacje
potrwa kilka minut. Motor skręca w boczną uliczkę a do mnie
dopiero teraz dociera sens jego słów. Miał dla mnie prezent?
Pewnie nic ciekawego. Na pewno. Nic wartego uwagi. Coś głupiego.
Tak głupiego, że nawet nie mogę sobie wyobrazić co to może być.
Biegnę
za nim. Jaka jestem głupia. Skręcam w uliczkę. Zatrzymuję się.
Motor stoi. Louis siedzi na motorze i sprawdza coś od niechcenia na
telefonie. Czuję jak robię się czerwona ze złości. Jak mogłam
być tak głupia? Jak małe dziecko nabrałam się na tak prosty
trik. Próbuję się cicho wycofać, ale wtedy on podnosi głowę i
patrzy idealnie na mnie. Jak? Przecież nie wydałam żadnego
dźwięku! Nawet nie oddychałam! Podnosi brew i chowa przy okazji
telefon. Podchodzę do niego.
-To
co?- jego szelmowski ton doprowadza mnie do szaleństwa. Siadam za
nim na siodełku przyciskając książkę do brzucha. Odwraca
do mnie głowę i marszczy brwi.- Wiesz, że musisz być blisko mnie,
przy jeździe?
-Oczywiście,
że wiem- warczę. Nie jeden raz jeździłam z tatą na motorze.
-Do
torby nie możesz schować?- pyta się. Patrzę na niego jak na
idiotę.
-Przecież
ona nie utrzyma moich książek i tej cegły!
Wzdycha
i wzrusza ramionami. Dam radę. Z niechęcią obejmuję go jedną
ręką. Chwytam za brzeg kurtki. Czuję jego twardy brzuch. Jakie to
żenujące. Drugą ręką trzymam mocno książkę. Będzie dobrze.
-A
gdzie kask?- pytam się.
-Racja.-
ściąga swój i bez żadnego pytania, zakłada mi go na głowę.
Zaskakuje mnie delikatność jaką to zrobił. Odwraca się i zapala
silnik.- Gotowa, Lisek?- chociaż mówi to opanowanym głosem, wiem,
że się uśmiecha. Diabły zawsze cieszą się z nieszczęścia.
-Yhm-
mruczę. Byłam gotowa na normalne ruszenie. Niestety byłam w
błędzie.
Louis
ruszył tak mocno i nagle, że przednie koła oderwały się od
ziemi. Trwało to może i chwilę, ale ja już jestem przerażona.
Krzyczę a Louis wydaję okrzyk szaleństwa pomieszany z radością.
-TY
SKOŃCZONY GŁUPKU!- krzyczę. Śmieje się a ja zagryzam wargę.
Wyjeżdżamy na prostą, gdzie nie samochodów. Zamykam oczy. Robi mi
się nie dobrze. Spokojnie, będzie dobrze. Jeszcze tylko chwila.
Wiatr wściekle rozwiewa mi włosy. Otwieram oczy. Znam te ulice.
Jesteśmy już niedaleko. Przytulam się mocniej do niego. Pewnie
specjalnie to zaplanował. Pajac. Oddycham głęboko i opieram głowę
o jego plecy.
Kilka
minut później zatrzymujemy się przed moim domem. Oddycham z ulgą.
-Nienawidzę
cię.- warczę do Louisa, który kładzie kask na motor. Gdy to
słyszy podnosi głowę i uśmiecha się.
-Też
cię lubię.- odpowiada a ja wznoszę ręce do nieba. Idę w kierunku
domu, kiedy słyszę chrząknięcie. Odwracam się a Louis pokazuje
głową swój dom. Zwariował chyba. Wchodzę do domu i zamykam z
trzaskiem drzwi.
-Nie
trzaskaj drzwiami!-słyszę głos mamy i uśmiecham się. Idę do
kuchni. Kładę na blat książkę. Mama tylko na nią zerka i o nic
nie pyta. Witam się z nią.
-Co
tak wcześniej dzisiaj? Tato też jest w domu?- pytam i rozglądam.
Przytula mnie i kiwa głową.
-Wcześniej
skończyliśmy dzisiaj.
-Fajnie.
Mama
wraca do czytania gazety
-
Słyszałaś, że Eleonora zginęła wczoraj w nocy?
Zatrzymuję
się. A niech to. Zduszam jakieś przekleństwo i odwracam się do
mamy.
-Coś
tam słyszałam. W szkole.
-Tak
mi przykro. Jej rodzice musieli przeżyć prawdziwy szok.- zwłaszcza
jeśli zobaczą ją całą i żywą. Chyba. Kiwam jeszcze przez
chwilę głową.- No cóż.- mama zaciera ręce- To co chcesz do
jedzenia? Kanapkę z pomidorem i szczypiorkiem?
-Jasne!-
odpowiadam entuzjastycznie. W czasie kiedy mama szykuję kolacje, ja
biegnę do pokoju i zostawiam tam torbę i tę cegłę. Jutro do niej
zajrzę. Może nareszcie dowiem się czemu tamten wilk zachowywał
się tak dziwnie. Przeglądam się w lustrze. Włosy mam w kompletnym
nieładzie. „Uszka” są bardzo widoczne. Wszystko przez Louisa.
Do tego nawet nie wiem co miał dla mnie. Czyli bez sensu
zgodziłam się na tę przejażdżkę.
-Głupek…-
mruczę. Wracam do kuchni. Mama poszła do salonu i siedzi teraz z
tatą na kanapie. Oglądają jakąś komedie. Czy nie zdziwiło ich
warczenie silnika na ich podjeździe? Oraz mój wygląd?
Zadziwiające. Biorę pierwszy kęs kanapki. Pycha… Nagle słyszę
dzwonek do drzwi. Z kanapką podchodzę do nich i otwieram.
Przed
sobą mam coś czarnego i puszystego. Cofam się kilka kroków do
tyłu. Czarny, śliczny kot, leży sobie spokojnie w ramionach
Louisa. Patrzę na niego z niedowierzaniem. Odkładam kanapkę na
parapet.
-Ty…
Jak?- jąkam się. Wyciągam rękę i głaszczę kota za uszkiem.
Wydaje przy tym mruczenie, tak bardzo mi już znane.- Basket.
Louis
patrzy na mnie. W jego oczach widzę nadzieje. Mój wzrok kieruję
się z powrotem na kota. Jest dokładnie taki sam jak Basket. Białe
skarpetki. Puszysty ogon. Złote oczy. Przecieram mokre oczy.
-Kochanie?
Wszystko w porządku? Kto tam jest?- słyszę zmartwiony głos mamy.
-Wszystko
w porządku. To tylko Louis.- zamykam drzwi za sobą.- Skąd go
wytrzasnąłeś?
Podaję
mi kota a ja biorę go w ręce. Tak dawno nie głaskałam już kota,
że zapomniałam jakie to, cudowne uczucie.
-Nie go.-
poprawia mnie Louis.- To ona. Kotka.
-Nie
wierze.- przytulam ją. Patrzę na Louisa. – Dziękuję. Tak bardzo
ci dziękuję.
Drapie
się po szyi z zakłopotaniem.
-Wiem,
że nie zastąpi prawdziwej Basket. Jestem tego świadom. Chciałem
ci tylko to jakoś wynagrodzić…
-Czyli
się przyznajesz do jej śmierci?- podnoszę brew i patrzę na niego
gniewnie. Chce coś powiedzieć, ale po chwili po prostu opuszcza
ręce.
-Jak
powiem tak… To wybaczysz mi wreszcie?
Zaskakuję
mnie nadzieja w jego głosie. On naprawdę tego chce. Odwracam wzrok.
Nie mogę mu aż tak łatwo przebaczyć. Chociaż
minęło już tyle lat… Naprawdę się stara.
-Louis
ja… Nie wiem… To nie takie proste…
Kładzie
mi rękę na ramieniu i uśmiecha się.
-Rozumiem.
Jest chociaż szansa? Nie proszę abyś od razu mi przebaczyła. Tak
nie można, ale czy mogę chociaż liczyć na przebaczenie?
-Chyba
tak…-Louis uśmiecha się jeszcze szerzej i przytula mnie.- Louis!
Kot!
Odskakuje
o de mnie. Głaszczę kotkę, żeby się uspokoiła. Wpuszczam ją do
domu. Louis podaje mi jeszcze kuwetę i pokarm.
-O
wszystkim pomyślałeś?- wzrusza ramionami. Podchodzi do mnie.
-Do
zobaczenia jutro.- mówi. Kiwam głową. Nadal jestem pod wrażeniem
tego wszystkiego co się stało. Nagle on się pochyla a ja
przestraszona cofam się dopóki nie oprę się o drzwi. Louis jednak
zatrzymuje się przy uchu i szepce.
-Z
czasem dowiesz się kto naprawdę zabił Basket, ale jeszcze nie
dziś.
Odchodzi
i wraca do domu.
Zaskoczona
nie mogę się ruszyć. Potrząsam głową. Wchodzę do domu. Idę do
dużego pokoju. Widzę mamę i tatę, którzy patrzą na kota. Ona
natomiast przypatruje się im. Śmieje się i podchodzę do niej.
Biorę ją na ręce i głaszczę za uchem.
-Skąd
ten kot się tu wziął?- mama mówi groźnym tonem.
-Louis
mi ją podarował. Przed chwilą.- odpowiadam.
-Och…Miło
z jego strony.- mama jest równie zaskoczona jak ja. Kiwam głową i
zabieram kotkę do mojego pokoju. Gdy tam dochodzę kładę ją na
łóżko. Kiedy ona się przyzwyczaja do nowego miejsca ja już daję
kuwetę do łazienki i jedzenie do kuchni. Wracam po pidżamę i idę
się kąpać. Zanim jednak to zrobię, siadam na łóżku i kładę
głowę przy jej główce.
-
Będziesz moją Basket.- szepce do jej ucha a ona miałczy w
odpowiedzi. Przytulam ją. Tak dobrze już dawno się nie czułam.
~*~*~*~*~*
Kolejny
rozdział! Proszę Was, żebyście zagłosowali w ankiecie po
prawej ;) Jest to dla mnie ważne. Co do rozdziału to mam
nadzieję, że Wam się spodoba. Dziękuję za cudowne komentarze i
za te wszystkie wejrzenia. Jesteście cudowni! Za nie całe trzy
tygodnie szkoła. Jakie macie co do tego uczucia?
To
tyle! Całuję i do następnego rozdziału.
M
Nie przypominaj o szkole! To jest temat tabu :D Na razie nie chcę ogólnie myśleć, a co dopiero o niej :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak zawsze, o wiele bardziej lubię Louisa niż chłopaka Scarlet, jest ciekawszy i sympatyczniejszy, mam nadzieję, że będą razem :)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
Cieszę się, że rozdział przypadł do gustu. Nawet nie wiesz jaką mi to sprawia przyjemność. Nie mogę nic na razie powiedzieć o Louisie i Scarlet, ale z czasem zobaczymy. Cieszę się, że lubisz tych bohaterów.
OdpowiedzUsuńCo do szkoły to przepraszam, że zmusiłam cię do myślenia o niej. Taka jestem wredna.
Całuję, M
Hejka!
OdpowiedzUsuńJestem tu nowa i ten... No... Nie wiem jak tu zacząć.
Po pierwsze. Ten blog jest genialny! Piszesz cudnie. Jest fabuła. Jest akcja. Normalnie super.
Po drugie. Jak zaczęłam czytać to nie mogłam się oderwać. Praktycznie pożerałam te rozdziały.
Po trzecie. Jak ja mogłam wcześniej nie znaleźć tego bloga? Uwierz. Będziesz miała teraz wierną, ale za to upierdliwą czytelniczke xD
Co do obecnego rozdziału. Boski ^^ Padłam ze śmiechu jak za nim pobiegła :D i ta cegła xD plus musiała się do niego przytulić. Nie wyrabiam :P
Co do Louisa. Jest słodki. Jak miód ^^ I ja tam mu wierzę, że nic nie zrobił Basket. Matko *.* Louis to normalnie chłopak idealny. Czemu ona nie chce mu wybaczyć? No tego to ja nie rozumiem. Kupił jej nawet kota, żeby mu wybaczyła. No gdzie ona ma oczy?
Czemu ja kurcze mam przeczucie, że to Louis jest tym wilkiem? Może to przez te niebieskie oczy? Nie no. Serio obstawiam Louisa.
Dobra. To narazie tyle.
Słońce. Tobie to tylko życzyć weny, czasu na pisanie, weny, chęci i weny. :D
Pozdrawiam i życzę miłej nocki. ;)
Papa
Kate <3
Droga Kate
UsuńGdy przeczytałam twój komentarz uśmiech nie mógł zejść mi z buzi. Dziękuję bardzo za niego. Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy, że tutaj zostaniesz. Co do czasu znalezienia mojego bloga to cieszę się, że w ogóle go znalazłaś xD Co z tego, że będziesz upierdliwą czytelniczką. Lubię takie!
Jeszcze potrzymam Cię w niepewności. Taka jestem nie godziwa! Wiesz Louis to pierwsza moja postać, którą naprawdę lubię. I nie chcę go zniszczyć. Mam dla niego duże plany. Tak go rozpieszczam :3 Scarlet też lubię a nawet uwielbiam. Jest odzwierciedleniem mnie, ale gdy piszę jego sceny to po prostu mdleje.
Z miłą chęcią będę czytała dalsze twoje komentarze. Wena na pewno do mnie przyjdzie, ale nie wtedy gdy tego będę chciała.
Całuję, M
Fajnie, że się cieszysz :) I ja naprawdę potrafię być upierdliwa XD Tja... Moje kumpele wiedzą o tym, aż za dobrze :D
UsuńI tak. Jesteś niegodziwa. Jak to ujęłaś. Jestem osobą strasznie niecierpliwą, ale jak już muszę to poczekam. Ech...
Też bardzo polubiłam Louisa i to w niekrótkim czasie. Więc... Jeśli jednak Ci się odwidzi i będziesz mi go chciała jakoś pogorszyć to uduszę! Tylko spróbuj! Louis to teraz taki mój książe na białym koniu. Yyy... A może motocyklu? A kij z tym. I tak go uwielbiam! ^^
Scarlet? Odzwierciedleniem Ciebie? Interesujące... Będę musiała się w to uważniej wczytać to może jakoś Cię zrozumiem! Hueh :D
Nie pozostaje mi już nic innego jak czekać na next :)
Pozderki od Nierozgarniętej Kate XD
Myślę, że warto poczekać. Taka jestem skromna :3 Mam nadzieję, że go nie zepsuje. Wiesz jak się tego boję? Koszmar. Nie próbuj się zagłębiać w Scarlet. Wiesz mi pisałam to późnym wieczorem (takie są właśnie skutki)
UsuńPozdrawiam, Całuję M
Dobra już mi się znudził ten trójkąt :D
OdpowiedzUsuńChciałabym już Let (Louis i Scarlet <3)...
Bardzo mi się podoba jego postać, jest taki... jak połączenie Jamiego Campbell-Bowera i Bradleya Jamesa, coś na kształt Jace'a z "DA", tylko mniej arogancki i cierpki. Louis jest moją ulubioną postacią. Coś jest w tych motocyklistach, prawda? Też mam do nich słabość!
Trzymaj tak dalej, a ja Cię zapraszam na kolejny rozdział u mnie.
Całuję Raven.
Jesteś coraz lepsza, ale to już wiesz, prawda?
Wymyśliłaś już parring? Kochana dziękuję Ci! Ja nie jestem w tych rzeczach dobra. Nawet mi się podoba! Naprawdę Louis przypomina Ci Jace? Łał... To zaszczyt dla mnie ;) Nic mi nie mów. Kocham motocyklistów. Co w nich takiego, kurczę jest? Już dawno przeczytałam! GE-NIAL-NY!!!
UsuńSkoro mówisz, że jestem coraz lepsza to chyba muszę ci uwierzyć. Co nie? :)
Całuję, M
Wymyslilam, ha! Ja zdolna inaczej xd
UsuńSerio, blond wlosy, szelmowki usmiech. W mojej glowie ma twarz Jamiego Bowera.
Chyba obie lubimy typ bad boya ;) choc to ja jezdze moim pizdzikiem i odwoze kumpli do ich domow :D
Musisz! Bo ja nie klamie - prawie nigdy... :3
Raven
Wymyslilam, ha! Ja zdolna inaczej xd
UsuńSerio, blond wlosy, szelmowki usmiech. W mojej glowie ma twarz Jamiego Bowera.
Chyba obie lubimy typ bad boya ;) choc to ja jezdze moim pizdzikiem i odwoze kumpli do ich domow :D
Musisz! Bo ja nie klamie - prawie nigdy... :3
Raven