piątek, października 2

10 Rozdział


- Dawno, dawno temu gdzieś tam za siedmioma górami…
-Panno Lee.- nudny monolog jakiegoś chłopaka z mojej klasy, którego nie znam, ale wiem, że mnie denerwuję, przerywa pełny oburzenia głos mojej nauczycielki. Krzyżuje ręce i patrzy na mnie spod przymrużonych, bardzo mocno pomalowanych oczu. Podnoszę brew.
-Słucham?- mówię oschle. Marszczy brwi na dźwięk mojego tonu a w brązowych oczach błysnęły niebezpieczne ogniki. Co mogę poradzić? Głowa mi pęka, brzuch boli a do tego czuję ciągle na plecach wzrok Louisa. Już od kilku dni mówię mu, żeby przestał. Niestety zastanawiam się czy on jest na pewno wilkiem a nie jakimś pieskiem kanapowym. Jakby tego jeszcze było mało uczucie, które myślałam, że już dawno zakopałam, zniszczyłam, spaliłam i do tego zatopiłam, od nowa odżywa. Całą moją siłą psychiczną staram się by się do niego nie odwrócić.
-Mogłabyś bardziej uważać na lekcji?- nauczycielka znów wyrywa mnie ze zamyślenia. Podskakuję na krześle co nie uchodzi uwadze reszcie klasy, która parska śmiechem i coś szepta do siebie. Wysyłam w ich kierunku wściekłe spojrzenie. Od razu milkną. Wzdycham.
-Oczywiście proszę pani- odpowiadam cicho. Spuszczam wzrok a pani uważa to za potwierdzenie. Kupiła to. Wypuszczam ze świstem powietrze. Odwracam głowę, tak by pani nie zauważyła i zerkam na Louisa. Skupiony jest na osobie czytającej na środku klasy. Odchyla się powoli na krześle do tyłu. Odgarnia kosmyk jasnych włosów i krzyżuję ręce na piersi. Czuję uścisk w brzuchu. Czemu mi się to podoba? Czemu on mi się podoba?! Przestań głupia! Nic do niego nie czujesz. To idiotyczne! Po chwili blondyn wzdryga się i patrzy w moim kierunku. Otwiera szerzej oczy i ja też. Potem uśmiecha się nieśmiało. Odwzajemniam to. Czuje dziwne ciepło. Wystraszona odwracam się. Nie mogę przecież się w  nim zakochać. Ostatnio gdy tak się stało… Wyjechał. Zniknął. Tak. Zakochałam się już w nim i znowu nie zamierzam. Nagle przed moim nosem ląduję kartka. Odchylam się uderzając kolanem o blat. Zagryzam wargę by nie krzyknąć. Patrzę z łezką bólu w oku, na nauczycielkę, który przygląda mi się zaniepokojona.
-Scarlet? Dobrze się czujesz? Jesteś trochę niespokojna…
Ja niespokojna? Ciekawe czemu? Na pewno nie dlatego, że kilka dni wcześniej prawie zabił mnie wilkołak, który zniknął i nie wiadomo gdzie się teraz podziewa. Nie to na pewno nie to.
-Dobrze się czuję. Dziękuję.- biorę kartkę do ręki. Nauczycielka odchodzi stukając obcasami. Przyglądam się pogrubionemu tytułowi. „Miłość Romea i Julii. Miłość, która nigdy nie zgaśnie…” Miłość? Nie zgaśnie? "Ulala... Trzeba by było tylko zmienić imiona. Nie sądzisz?" Ty głosie nie zapominaj kto tu rządzi! Głos wycofuje się. Przeczesuję swoje włosy. Przed oczami staję mi Louis. Uśmiecham się pod nosem.
***
Zamykam z trzaskiem drzwiczki od szafki. Najchętniej kopnęłabym w coś albo lepiej rzuciła. Niestety gdybym to zrobiła to znowu mama zostałaby wezwana a ja miałabym kłopoty... Znowu. Opieram głowę o zimny metal i wzdycham ciężko. Kim ja jestem? Nie wilkołakiem, ale też nie człowiekiem… To kim w końcu!? Zapewne znając moje szczęście to jakimś żukiem. Albo mrówką. Nie no mrówki są chociaż pożyteczne. Uderzam głową o szafkę. Do kitu z tym wszystkim! Odchylam się szybko i odwracam. Robię jeden krok wpadam na kogoś. Moje książki i torba lądują na ziemi. Rozcieram sobie czoło. Co za kretyn nie patrzy gdzie idzie. Podnoszę wzrok i czuję jakby ktoś uderzył mnie mocno z liścia. James patrzy na mnie ze szeroko otwartymi oczami. Jednak nie pomyliłam się co do kretynów. Ta szkoła jest tak dużo a ja muszę akurat na niego wpaść? To nie sprawiedliwe! Szybko zbieram swoje rzeczy, rzucam je byle jak do torby i podnoszę się. Chcę jak najszybciej odejść. Jeszcze się odezwie a ja będę musiała tego wysłuchiwać.
-Scarlet?- zatrzymuję się w półkroku. Zerkam za siebie. James nie spuszcza ze mnie wzroku. Kiedyś mi się nawet to podobało, ale teraz? Mam ochotę po prostu zwymiotować na niego.
-Czego?- warczę. Bierze mnie za rękę, chcąc mnie obrócić, ale szybko ją wytrącam. Wzdycha i wskazuje szafki. Podnoszę brew i krzyżuję brew. On niby będzie mi rozkazywać? Nie doczekanie jego. Mruży oczy i zaciska mocno pięści. Już go zdenerwowałam? Za szybko to jakoś idzie. Czekam aż zacznie się tłumaczyć.
-Jak... Jak się czujesz?- pyta a ja prycham.
-Normalnie bosko- mówiąc to przewracam oczami.- A ciebie co? Czemu to cię nagle interesuję?
Wzdycha. Zaczyna mnie to szczerze nudzić.
-Skoro tylko o to chciałeś się zapytać to...- odwracam się i macham mu na pożegnanie- Ciał!
-Czy ty i Louis!- zatrzymuję się. O co mu chodzi? Odwracam się w jego stronę. Rozluźnia pięści i znów je zaciska. Szybkim krokiem podchodzi do mnie. Zanim się zorientuje chwyta mnie za rękę i popycha na szafki. Uderzam mocno o nie plecami. Zduszam krzyk. Przez chwilę mam mroczki przed oczami. Patrzę wściekła na Jamesa. Pochyla się w moją stronę.- Czy ty i on jesteście razem?
Otwieram szeroko oczy a moje serce przyspiesza. Tylko o to mu chodziło? Co za świnia!
-Czemu pytasz?!- warczę. Uśmiecha się blado.
-Czyli tak?- szepce. Przewracam oczami. Chłopcy to tacy idioci.
-Nic takiego nie powiedziałam. A poza tym...-Zbieram w sobie całą siłę i kopię go kolanem w brzuch. Przewraca się. Grupka uczniów, która nas oglądała jęknęła. Co za dziwni ludzie. Podnoszę podbródek.
-To za uderzeniem mnie w szafkę. A i dla twojej wiedzy. NIE!..- odchodzę. Nagle kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Wszyscy wstrzymali oddech. Czas jakby zwolnił. Ja poczułam powiem powietrza za sobą. Mój instynkt się obudził. Coś uderzyło mocno o ziemię. Odwracam się powoli z bijącym ze strachu sercem. James leży na ziemi a nad nim, zaciskający dłoń na jego szyi Louis. Chłopak mierzy go pełnym nienawiści spojrzeniem. Jego oczy na przemian zmieniają kolor. To z błękitnych to na złote. Podnosi bruneta trzymając go za szyje.
-Czy ty chciałeś ją zaatakować do tego od tyłu?- mówi cicho. James przełyka głośno ślinę. Odwraca wzrok. Już wie, że z Louisem się nie zadziera. Staję jak zamurowana. On chciał mnie zaatakować? Jak do tego doszło? Od kiedy tak bardzo mnie nienawidzi? I czy dawał jakieś znaki, których ja nie zauważyłam? Na początku chciałam mu jeszcze pomóc, ale teraz niech cierpi. Louis zerka na mnie. Zaskoczona rozumiem, że on czeka na moje pozwolenie. Delikatny cień uśmiechu pojawia się na mojej twarzy. Wzruszam ramionami. Odwracam się. Niech Louis robi z nim co chcę. Przepycham się przez tłum. Po chwili słyszę głośnie nawoływania uczniów do walki. Jakie zwierzęta, ale w końcu Louis to w połowie wilk, więc...Czuję jak policzki robią się czerwone. Uratował mnie. Znowu to dziwne ciepło rozchodzi się po całym moim ciele. To jest takie denerwujące.
-Scarlet!- oddycham z ulgą na dźwięk tego głosu. Alice dogania mnie i przytula. Odwzajemniam to. Idziemy przez korytarz. Przyglądam się mojej przyjaciółce. Śliczna, zwiewna, czarna sukienka, brązowe buty z obcasem. Wcale nie wygląda na osobę, która mogłaby z zimną krwią zabijać wilki. Poza tym... Jak ona idzie na obcasach? Nie rozumiem po co nosić takie buty jak można zwykłe trampki, które moim zdaniem są najlepsze. Jednak z drugiej strony chciałabym mieć takie śliczne buty jak ona...- Co się tam zdarzyło?
Wyrwana z zamyślenia patrzę na nią. Powtarza swoje zdanie.
-Chłopcy to idioci, w wielkim skrócie.- wzruszam ramionami.
-To prawda.- przytakuje z namysłem. Gdy dochodzimy do klasy i siadamy na swoje miejsca, Alice wyciąga telefon i coś na nim sprawdza.
-To niesprawiedliwe! Tak długo siedzieć w szkole...- opiera głowę o rękę i wzdycha.
-Tak wiem, wiem...- mruczę i uśmiecham się. Wyciągam książki. Nagle do klasy wchodzą James a za nim Louis. Milknę i udaję, że mam coś interesującego w zeszycie. A raczej, że czegoś się uczę. Bazgrze coś na kartcę i modlę się, żeby się nie zatrzymali przy mnie. Na całe szczęście nie robią tego. Oddycham z ulgą i patrzę na swoje bazgroły. Jak zwykle tornada są na całym moim zeszycie. Świetnie. Zniszczyłam właśnie sobie zeszyt. Czuję dreszcz na plecach. Odwracam się i widzę Louisa. Porusza ustami. Pyta bezgłośnie "Wszystko dobrze?" Przytakuję głową. Odpowiadam w ten sam sposób. "Dziękuję"
***
-Kochanie nie możesz cały weekend siedzieć w domu!- mama wchodzi do mojego pokoju przerywając tak cudowną ciszę. Odrywam wzrok znad laptopa. Siadam na łóżku i wyciągam się.
-Przecież dopiero piątek!- mruczę i kładę się z powrotem.
-A zaraz będzie niedziela! Wyjdź gdzieś z przyjaciółmi! Zabaw się! Kiedyś to uwielbiałaś.
Biorę do ręki poduszkę i obracam ją w rękach. Kiedyś faktycznie to lubiłam. Uwielbiałam z Alice chodzić na różne imprezy, ale teraz nagle mi się po prostu nie chce.
-To było przed tym, jak z nim zerwałam.- mówię cicho i dopiero teraz to do mnie dociera. Mama siada obok mnie. Bierze mnie za rękę.
-Kochanie.... Będziesz miała jeszcze wielu chłopaków. Ten jeden nie może ci zniszczyć życia! Poza tym to jest głupek i ty to wiesz, więc czemu się smucisz?!
-Wiem... Ale nie chcę nigdzie wychodzić. Po prostu nie chcę...
Mama wzdycha i powoli wychodzi z mojego pokoju. Przed wyjściem rzuca mi jeszcze pełne aprobaty spojrzenie. Znowu się kładę i przewracam na bok. Patrzę na biurko. Leży na nim książka o wilkach. Powinnam chyba już ją oddać. Przydałoby się. Wstaję. Przebieram się z pidżamy w szary luźny sweter, czarne dżinsy, rozpuszczone włosy. Chowam do torby książkę i schodzę na dół.
-Idziesz gdzieś?- nadzieja w głosie mamy przyprawia mnie o mdłości. Zachowuję się jakbym zaczynała być jakąś aspołeczną osobą!
-Idę do biblioteki!
-Scarlet!
Wychodzę zanim zacznie mi to mówić jak to marnuję swoje życie. Jak to w moim wieku powinnam z imprezy i spotkań towarzyskich lecieć na kolejne! Wzdycham i idę przez trawnik. Zamykam oczy. Muszę tam iść na piechotę. Taki kawał drogi...
-Gdzie się wybierasz?- odwracam się do Louisa. Uśmiecha się i podchodzi do mnie. Tylko spokojnie, spokojnie. Zachowuj się normalnie. On potrafi usłyszeć moje serce... No to mam przechlapane.
-No... Ten... Do biblioteki!!!- poddaję się. Patrzę na niego. Podnosi brwi a potem wzrusza ramionami.
-Mogę cię podwieźć...- prostuję się. Ja z nim na motorze, blisko siebie. Policzki robią się czerwone wbrew mojej woli. A niech to. Louis podnosi jedną brew i uśmiecha się półgębkiem.- Chyba, że to dla ciebie trochę... niekomfortowe?
-Zamknij się!- krzyczę i odpycham go. Krzyżuję ręce i odwracam się. Jednak po chwili zdaję sobie sprawę, że podwózka będzie nawet wskazana. Wypuszczam że świstem powietrze. Punkt dla niego.
-To dla ciebie nie będzie problem?- pytam. Śmieje się.
-Jasne, że nie. Jeśli...
-Nie.- odpowiadam od razu. Żadna z jego propozycji nie może być dla mnie przyjemną. "Chyba, że pocałunek"... Przestań!
-Nie skończyłem nawet!- mówi oburzony. Wzdycham.
-No dobra. Więc co chciałeś powiedzieć?- mówię znudzona.
-Podwiozę cię jeśli... Pójdziesz jutro ze mną na imprezę.
-Chyba ci się coś pomyliło.- odpowiadam. Czy nikt na tym świecie nie potrafi zrozumieć, że nie chcę nigdzie wychodzić? Tak trudno to pojąć? Jednak jakaś część mnie chcę z nim iść. W końcu mogę spędzić trochę z nim czasu. Minęło już tyle lat od kiedy robiłam z nim coś. Raz się żyję! Poza tym jeśli nie pójdę potwierdzę, że martwię się tym zerwaniem.- O której?
-Dziewiętnasta pod twoim domem. Przyjdę po ciebie.- uśmiecha się.
-Och jaki z ciebie dżentelmen...- przewracam oczami i idę z nim w kierunku jego garażu. Podnosi drzwi i wchodzi do środka. Po chwili wychodzi prowadząc swój motor. Stawia nóżkę i podaję mi kask. Dziękuję mu i zakładam go na głowę. Siadam za Louisem. Przytulam się do niego. Czuję jego ciepło. Czy to musi być aż takie przyjemne? Blondyn odpala silnik. Ruszamy a ja wtulam się w niego jeszcze mocniej.
***
Przeglądam się w lustrze. Biała bluzka, ukazująca moje ramiona, dżinsowe spodnie. Spięte włosy w luźny, wysoki kucyk. Krzyżuję ręce i marszczę brwi. Coś mi tu nie gra. Tylko co? Może to, że idę na imprezę z Louisem? Jak na złość denerwuję się jak nie wiem.
-Pięknie wyglądasz.- odwracam się wystraszona. Mama podchodzi do mnie i podaje mi coś. Przyglądam się i zdziwiona stwierdzam, że to brązowe kolczyki z piórek. Zawsze chciałam je pożyczyć!
-Dziękuję...- mruczę i przytulam ją. Klepie mnie po plecach w pokrzępującym geście. Patrzę na zegarek. Powinnam się już zbierać. Biorę torebkę i przewieszam ją przez ramię. Wkładam kolczyki do uszu. Mama odprowadza mnie do drzwi. Podaję mi jeszcze sweter.
-Trzymaj się kochana.- głaszcze mnie po policzku i całuję w czoło.
-Yhm. Do zobaczenia!
 Wychodzę na ganek. Zdenerwowana miętoszę materiał koszulki. Ciekawe czy mu się spodobam? Wzdycham i patrzę na jego dom. Po chwili wychodzi w czerwonej koszuli i czarnych spodniach. Uśmiecha się.
- Ślicznie wyglądasz lisek.-mówi a na mojej twarzy pojawia się głupkowaty uśmiech.
- Dziękuję. Ty też wyglądasz nie najgorzej.- odpowiadam. Uśmiecha się wyciąga do mnie rękę a ja z lekkim zmieszaniem ją przyjmuję.
-Jak tam dotrzemy?- pytam się i przybliżam do niego bo nagle zerwał się silny wiatr. By cokolwiek od niego usłyszeć muszę się bardzo wysilić.
-Mamy podwózkę.- odgarniam sobie włosy z twarzy. Zakładam sweter.
-Acha- mruczę. Daję mu rękę pod ramię. Na skrzyżowaniu zatrzymujemy się. Rozglądam się zainteresowana. Ciekawe co on też wymyślił i kogo załatwił. Nagle słyszę pisk opon. Wystraszona patrzę w stronę skąd dochodzi hałas. Przed nami zatrzymuję się stary czarny dżip. Ja go skądś kojarzę...
-Hej, przecież to dżip od Alice...- ze strony pasażera wychodzi moja przyjaciółka ubrana w czarne spodnie, niebieską bluzkę i czarne buty na grubym obcasie. Otwieram szeroko oczy.
-Scarlet!- podbiega do mnie i przytula mocno.
-Co ty tu robisz?- Pytam zaskoczona. Uśmiecha się i wzrusza ramionami.
-Louis powiedział, że idziesz na imprezę dla wilkołaków i to wspaniała sytuacja...
-Chwila! Czekaj- pokazuję dłońmi "stop"- Jaka impreza dla wilkołaków?
Przechyla głowę i patrzy na mnie zdziwiona. Jak mógł mnie tak oszukać? Zła odwracam się w stronę Louisa. Uśmiecha się tylko i kiedy otwieram usta by na niego nakrzyczeć, jednym sprawnym ruchem podnosi mnie. Leżę teraz w jego ramionach.
-Wyjaśnię- mówi kiedy niesie mnie w stronę samochodu.- Twoja mama oraz Alice...
-Robię to dla twojego dobra!- krzyczy i wsiada do samochodu.
-Właśnie. Martwiły się o ciebie i...
-Nie jestem przecież wilkołakiem!- mruczę.- A co jeśli mnie zaatakują?
-Ha. Proszę cię. Nie pozwolę przecież na to!
Robi mi się ciepło na te słowa. Stawia mnie na ziemie. Siadam z tyłu a obok mnie Louis. Patrzę na kierowcę i myślę, że zaraz zemdleję.
-Mark?- uśmiecha się szeroko. Jedną rękę trzyma za kierownice i odwraca się do mnie.
-Ooo! Panna mam złamane serce postanowiła wyjść ze swej kryjówki!- rumienię się.
-Maaark- Louis podnosi się na siedzeniu, ale daję mu rękę na ramieniu. Uspokaja się. Wzdycha.- Po prostu jedź.
-Wedle życzenia.
Odpala silnik. Samochód rusza. Czy to naprawdę tak wygląda? Jakbym zamartwiała się ze zerwaniem z Jamesem? Jakie to żenujące.
-Masz w ogóle prawo jazdy?- pytam by zając czymś moje myśli. Mark w odpowiedzi prycha i mocno hamuję. Całe szczęście zapięłam pasy.
-A kto potrzebuję prawa jazdy!- mówi i znów mocno rusza. Czuję jak krew odpływa mi z twarzy.
-Dlatego ja siedzę na przodzie. Spokojnie.- Alice uśmiecha się. Siadam w fotelu i próbuję się wyluzować. Zerkam na Louisa. Zamknął oczy i krzyżował ręce. Wygląda jakby spał... Dotykam delikatnie jego ramienia.
-Hmn?-czyli zasnął! Uśmiecham się. To takie słodkie.
-Dziękuję za to, że mnie zabrałeś. I to, że mnie obroniłeś...- otwiera jedno oko. Potem je zamyka i znów się uśmiecha. Odchyla głowę.
-Żaden problem. Przecież to moja wina, że z nim no wiesz...- wykonuje dłońmi jakiś nieokreślony ruch. Siadam głębiej w siedzeniu. To dziwne, ale nic już nie czuję po tym wszystkich. A przecież tak go kochałam...
-Czy to głupie, że właściwie nic już nie czuję do niego. Kiedy parę dni wcześniej uważałam go za moją drugą połówkę?
Nie mam odwagi spojrzeć na niego. Współczuję mu. Stawiać go przed takim pytaniem wiedząc co do mnie czuję. Jestem jednak okropna.
-Nie wiem co na to odpowiedzieć, ale...- nasze spojrzenia się krzyżują i coś jakby przeskakuję między nami.- Uważam, że to całkiem normalne... Chociaż nie wiem czy mogę to mówić skoro świata poza tobą nie widzę...
Co to za uczucie? Jakby coś zawiązywało coś na moim palcu. Zamykam oczy a gdy je otwieram widzę czerwoną linkę. Szukam wzrokiem jej końca. Zaskoczona patrzę jak kończy się zawiązana na palcu u Louisa. Czerwona linia...
-Scarlet?- chłopak przybliża się do mnie. Nie wiem czemu, ale w oczach zbierają mi się łzy. Śmieję się. Blondyn wydaję się wystraszony moją reakcją. Patrzę na niego i zarzucam mu ręce na szyję co jest trochę nie wygodne, będąc w samochodzie. Jednak nie obchodzi mnie ból wbijającego się w bok pasa. Louis sztywnieje.
-Dziękuję, dziękuję, że wróciłeś! Nie wiesz nawet jak jestem ci wdzięczna!- mruczę i przytulam go mocniej. Odwzajemnia to.
-Też się cieszę lisek.
Zerkam na chwilę na przednie siedzenia. Alice i Mark natychmiast się odwracają. Widzieli to wszystko? Uśmiecham się. W końcu nie mieli wyboru.
~*~*~*~*~*
Tak wiem, wiem. Miał być rozdział w tamtym tygodniu i przepraszam, ale nie wyrobiłam. Poza tym mam nadzieję, że ten się spodoba. W ogóle miałam zrobić jeden rozdział z tą imprezą, ale postanowiłam, że tam za dużo się dzieję, więc musicie jeszcze wytrzymać :3

Całuski, Melete

16 komentarzy:

  1. Awwww *.*
    No po prostu boskie ^^ Hip hip hura! Jak będzie tak dalej to niedługo będzie Let!
    Jeziu. Louis jest taki słodki... I opiekuńczy... I uroczy... Matko. Idealny *.* Szkoda, że jest to w obecnych czasach gatunek wymarły. No bynajmniej zagrożony, bo wszyscy moi znajomi to idioci do potęgi entej -,-
    Hahahh XD Kto zapisał się na siedem konkursów kuratoryjnych? Ja! Matko. Nie dość, że mam tonę zadań, kartkówek i sprawdzianów to jeszcze to. Kiedy ja się wyrobię? Chyba po nocach nie będę spać. Cóż... Uroki trzeciej klasy :/ Ale jak chce się iść do dobrego liceum...
    Nawet nie mam siły pisać :c Wybacz, za tak krótki komentarz, ale nic mi się nie chce :)
    Dziękuję, bardzo dziękuję za to, że w końcu dodałaś rozdział :D Oni są tak uroczy, że nie mogę się już doczekać kolejnej części.
    Kocham ten blog <3
    Pozdro
    Kate

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że napisałaś komentarz chociaż masz tyle na głowie. Współczuję ja za rok jestem w trzeciej klasie i już mi się to śni w koszmarach. Wierz mi. U mnie też wszyscy chłopacy to idioci, no może poza jednym wyjątkiem. Nooo. Postaram się (nie obiecuję) dodać jak najszybciej następny rozdział ;)
      Całuski, M

      Usuń
  2. Kocham cie za ten rozdział.. <3
    i za Marka i w ogóle za wszystko.
    O jakiego chłopaka z klasy ci chodziło? xd
    Czekam na dalszą część.
    I powrotu do zdrowia kochana, bo coś nie widać cię w szkole. ♥♥♥
    Pozdrawiam Cassie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba ci się pomyliło, jeśli sądzisz, że myślałam o kimś z naszej klasy ;) Niieee. On nie chodzi nawet do naszej szkoły! Cieszę się bardzo, że się spodobał :3 Już w poniedziałek wracam... Yeach -_-
      Dziękuję kochana, Całuski.
      Melete

      Usuń
  3. Nie umiem pisać długich komentarzy... *jęczy i bije pięściami w poduszkę* Ale... Bardzo mi się podoba!!! Nie, nie podoba mi się! Ja to uwielbiam! Kocham i w ogóle najlepszy blog EVER!
    Iguana
    PS: Nowy rozdział.
    PPS: Sorry za spam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz pisać długich komentarzy. Wystarczy jedno słowo :3 Dziękuję, że chociaż się starasz ;)
      Już lecę czytać!
      Całuski, M

      Usuń
  4. Hejcia!
    Dziewczyno... Jak ty dajesz radę pisać takie długie rozdziały?! Ja się pytam, no jak xd
    Ale, tak na serio....
    Genialne :D Fenomenlane :) I wszelkie inne słowa pochwały....
    i ten wstęp....
    Ej, ty nie za często zmieniasz to tło? Dzisiaj już chciałam zamknąć karte bo wydawało mi się że weszłam na jąkąś inną stronę :p
    Zapraszam na nowy rozdział :p
    ~Malinoe
    Buziaczki -_- _-_-_-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Przepraszam, ale kocham zmieniać tła! A te tło tak mi się podoba :3 Ale chyba trochę już przesadzam ;) Dziękuję za cudowny komentarz. Nie wiem jak potrafię. Po prostu piszę i jakoś samo tak wychodzi! Rozdział przeczytany co już dobrze wiesz ;)
      Całuski, M

      Usuń
  5. Nominowałyśmy cię do LBA :*
    http://o-obozie-herosow.blogspot.com/2015/10/ii-nominacja-do-lba.html?showComment=1444025586104#c2099910696269953211

    OdpowiedzUsuń
  6. -Nominacja do LBA!
    - Co!? Gdzie!? Dlaczego!?
    - LBA! Tutaj! Bo ten blog jest świetny!
    - Aaaaa... Już rozumiem...
    Więcej informacji:
    http://thecampofheroes.blogspot.com/2015/10/drugie-lba.html
    Iguana

    OdpowiedzUsuń
  7. Zajrzysz do mnie? Dopiero zaczynam :D
    ~Anabella East

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny jak zawsze. Cud, miód i cukiereczek :3 Bedziesz jeszcze robiła te miniaturki? Bo były bardzo ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne tylko, chcę popisać jeszcze po dwa rozdziały a wtedy znów jakaś miniaturka ;) Dziękuję za komentarz :*
      Całuski, M

      Usuń
  9. Rozdział świetny,naprawdę mi się podobał zwłaszcza końcówka, lubię kiedy ta czwórka jest razem :)
    Ps: Miałabyś coś przeciwko gdybym użyła umienia kotki Scarlet u siebie w rozdziale 3? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie ;) Przecież to nie ja wymyśliłam to imię. To nawet będzie bardzo, bardzo, słodkie! Dziękuję za cudowny komentarz. Ja też lubię tę czwórkę.
      Całuski, M

      Usuń
    2. Dzięki, u mnie znajdziesz kolejny rozdział z postacią obdarzoną waśnie tym imieniem :*

      Usuń