-
Dawno,
dawno temu gdzieś tam za siedmioma górami…
-Panno
Lee.- nudny monolog jakiegoś chłopaka z mojej klasy, którego nie
znam, ale wiem, że mnie denerwuję, przerywa pełny oburzenia głos
mojej nauczycielki. Krzyżuje ręce i patrzy na mnie spod
przymrużonych, bardzo mocno pomalowanych oczu. Podnoszę brew.
-Słucham?-
mówię oschle. Marszczy brwi na dźwięk mojego tonu a w brązowych
oczach błysnęły niebezpieczne ogniki. Co mogę poradzić? Głowa
mi pęka, brzuch boli a do tego czuję ciągle na plecach wzrok
Louisa. Już od kilku dni mówię mu, żeby przestał. Niestety
zastanawiam się czy on jest na pewno wilkiem a nie jakimś pieskiem
kanapowym. Jakby tego jeszcze było mało uczucie, które myślałam,
że już dawno zakopałam, zniszczyłam, spaliłam i do tego
zatopiłam, od nowa odżywa. Całą moją siłą psychiczną staram
się by się do niego nie odwrócić.
-Mogłabyś
bardziej uważać na lekcji?- nauczycielka znów wyrywa mnie ze
zamyślenia. Podskakuję na krześle co nie uchodzi uwadze reszcie
klasy, która parska śmiechem i coś szepta do siebie. Wysyłam w
ich kierunku wściekłe spojrzenie. Od razu milkną. Wzdycham.
-Oczywiście
proszę pani- odpowiadam cicho. Spuszczam wzrok a pani uważa to za
potwierdzenie. Kupiła to. Wypuszczam ze świstem powietrze. Odwracam
głowę, tak by pani nie zauważyła i zerkam na Louisa. Skupiony
jest na osobie czytającej na środku klasy. Odchyla się powoli na
krześle do tyłu. Odgarnia kosmyk jasnych włosów i krzyżuję ręce
na piersi. Czuję uścisk w brzuchu. Czemu mi się to podoba? Czemu
on mi się podoba?! Przestań głupia! Nic do niego nie czujesz. To
idiotyczne! Po chwili blondyn wzdryga się i patrzy w moim kierunku.
Otwiera szerzej oczy i ja też. Potem uśmiecha się nieśmiało.
Odwzajemniam to. Czuje dziwne ciepło. Wystraszona odwracam się. Nie
mogę przecież się w nim zakochać. Ostatnio gdy tak się
stało… Wyjechał. Zniknął. Tak. Zakochałam się już w nim i
znowu nie zamierzam. Nagle przed moim nosem ląduję kartka. Odchylam
się uderzając kolanem o blat. Zagryzam wargę by nie krzyknąć.
Patrzę z łezką bólu w oku, na nauczycielkę, który przygląda mi
się zaniepokojona.
-Scarlet?
Dobrze się czujesz? Jesteś trochę niespokojna…
Ja
niespokojna? Ciekawe czemu? Na pewno nie dlatego, że kilka dni
wcześniej prawie zabił mnie wilkołak, który zniknął i nie
wiadomo gdzie się teraz podziewa. Nie to na pewno nie to.
-Dobrze
się czuję. Dziękuję.- biorę kartkę do ręki. Nauczycielka
odchodzi stukając obcasami. Przyglądam się pogrubionemu tytułowi.
„Miłość Romea i Julii. Miłość, która nigdy nie zgaśnie…”
Miłość? Nie zgaśnie? "Ulala... Trzeba by było tylko
zmienić imiona. Nie sądzisz?" Ty głosie nie
zapominaj kto tu rządzi! Głos wycofuje się. Przeczesuję swoje
włosy. Przed oczami staję mi Louis. Uśmiecham się pod nosem.
***
Zamykam
z trzaskiem drzwiczki od szafki. Najchętniej kopnęłabym w coś
albo lepiej rzuciła. Niestety gdybym to zrobiła to znowu mama
zostałaby wezwana a ja miałabym kłopoty... Znowu. Opieram głowę
o zimny metal i wzdycham ciężko. Kim ja jestem? Nie wilkołakiem,
ale też nie człowiekiem… To kim w końcu!? Zapewne znając moje
szczęście to jakimś żukiem. Albo mrówką. Nie no mrówki są
chociaż pożyteczne. Uderzam głową o szafkę. Do kitu z tym
wszystkim! Odchylam się szybko i odwracam. Robię jeden krok wpadam
na kogoś. Moje książki i torba lądują na ziemi. Rozcieram sobie
czoło. Co za kretyn nie patrzy gdzie idzie. Podnoszę wzrok i czuję
jakby ktoś uderzył mnie mocno z liścia. James patrzy na mnie ze
szeroko otwartymi oczami. Jednak nie pomyliłam się co do kretynów.
Ta szkoła jest tak dużo a ja muszę akurat na niego wpaść? To nie
sprawiedliwe! Szybko zbieram swoje rzeczy, rzucam je byle jak do
torby i podnoszę się. Chcę jak najszybciej odejść. Jeszcze się
odezwie a ja będę musiała tego wysłuchiwać.
-Scarlet?-
zatrzymuję się w półkroku. Zerkam za siebie. James nie spuszcza
ze mnie wzroku. Kiedyś mi się nawet to podobało, ale teraz? Mam
ochotę po prostu zwymiotować na niego.
-Czego?-
warczę. Bierze mnie za rękę, chcąc mnie obrócić, ale szybko ją
wytrącam. Wzdycha i wskazuje szafki. Podnoszę brew i krzyżuję
brew. On niby będzie mi rozkazywać? Nie doczekanie jego. Mruży
oczy i zaciska mocno pięści. Już go zdenerwowałam? Za szybko to
jakoś idzie. Czekam aż zacznie się tłumaczyć.
-Jak...
Jak się czujesz?- pyta a ja prycham.
-Normalnie
bosko- mówiąc to przewracam oczami.- A ciebie co? Czemu to
cię nagle interesuję?
Wzdycha.
Zaczyna mnie to szczerze nudzić.
-Skoro
tylko o to chciałeś się zapytać to...- odwracam się i macham mu
na pożegnanie- Ciał!
-Czy
ty i Louis!- zatrzymuję się. O co mu chodzi? Odwracam się w jego
stronę. Rozluźnia pięści i znów je zaciska. Szybkim
krokiem podchodzi do mnie. Zanim się zorientuje chwyta mnie za rękę
i popycha na szafki. Uderzam mocno o nie plecami. Zduszam krzyk.
Przez chwilę mam mroczki przed oczami. Patrzę wściekła na Jamesa.
Pochyla się w moją stronę.- Czy ty i on jesteście razem?
Otwieram
szeroko oczy a moje serce przyspiesza. Tylko o to mu chodziło? Co za
świnia!
-Czemu
pytasz?!- warczę. Uśmiecha się blado.
-Czyli
tak?- szepce. Przewracam oczami. Chłopcy to tacy idioci.
-Nic
takiego nie powiedziałam. A poza tym...-Zbieram w sobie całą siłę
i kopię go kolanem w brzuch. Przewraca się. Grupka uczniów, która
nas oglądała jęknęła. Co za dziwni ludzie. Podnoszę podbródek.
-To
za uderzeniem mnie w szafkę. A i dla twojej wiedzy. NIE!..-
odchodzę. Nagle kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Wszyscy
wstrzymali oddech. Czas jakby zwolnił. Ja poczułam powiem powietrza
za sobą. Mój instynkt się obudził. Coś uderzyło mocno
o ziemię. Odwracam się powoli z bijącym ze strachu sercem.
James leży na ziemi a nad nim, zaciskający dłoń na jego szyi
Louis. Chłopak mierzy go pełnym nienawiści spojrzeniem. Jego oczy
na przemian zmieniają kolor. To z błękitnych to na złote. Podnosi
bruneta trzymając go za szyje.
-Czy
ty chciałeś ją zaatakować do tego od tyłu?- mówi cicho. James
przełyka głośno ślinę. Odwraca wzrok. Już wie, że z Louisem
się nie zadziera. Staję jak zamurowana. On chciał mnie zaatakować?
Jak do tego doszło? Od kiedy tak bardzo mnie nienawidzi? I czy dawał
jakieś znaki, których ja nie zauważyłam? Na początku chciałam
mu jeszcze pomóc, ale teraz niech cierpi. Louis zerka na mnie.
Zaskoczona rozumiem, że on czeka na moje pozwolenie. Delikatny cień
uśmiechu pojawia się na mojej twarzy. Wzruszam ramionami. Odwracam
się. Niech Louis robi z nim co chcę. Przepycham się przez tłum.
Po chwili słyszę głośnie nawoływania uczniów do walki. Jakie
zwierzęta, ale w końcu Louis to w połowie wilk, więc...Czuję jak
policzki robią się czerwone. Uratował mnie. Znowu to dziwne ciepło
rozchodzi się po całym moim ciele. To jest takie denerwujące.
-Scarlet!-
oddycham z ulgą na dźwięk tego głosu. Alice dogania mnie i
przytula. Odwzajemniam to. Idziemy przez korytarz.
Przyglądam się mojej przyjaciółce. Śliczna, zwiewna, czarna
sukienka, brązowe buty z obcasem. Wcale nie wygląda na osobę,
która mogłaby z zimną krwią zabijać wilki. Poza tym... Jak ona
idzie na obcasach? Nie rozumiem po co nosić takie buty jak
można zwykłe trampki, które moim zdaniem są najlepsze. Jednak z
drugiej strony chciałabym mieć takie śliczne buty jak ona...-
Co się tam zdarzyło?
Wyrwana
z zamyślenia patrzę na nią. Powtarza swoje zdanie.
-Chłopcy
to idioci, w wielkim skrócie.- wzruszam ramionami.
-To
prawda.- przytakuje z namysłem. Gdy dochodzimy do klasy i siadamy na
swoje miejsca, Alice wyciąga telefon i coś na nim sprawdza.
-To
niesprawiedliwe! Tak długo siedzieć w szkole...- opiera głowę o
rękę i wzdycha.
-Tak
wiem, wiem...- mruczę i uśmiecham się. Wyciągam książki. Nagle
do klasy wchodzą James a za nim Louis. Milknę i udaję, że mam coś
interesującego w zeszycie. A raczej, że czegoś się uczę. Bazgrze
coś na kartcę i modlę się, żeby się nie zatrzymali przy mnie.
Na całe szczęście nie robią tego. Oddycham z ulgą i patrzę na
swoje bazgroły. Jak zwykle tornada są na całym moim zeszycie.
Świetnie. Zniszczyłam właśnie sobie zeszyt. Czuję dreszcz na
plecach. Odwracam się i widzę Louisa. Porusza ustami. Pyta
bezgłośnie "Wszystko dobrze?" Przytakuję głową.
Odpowiadam w ten sam sposób. "Dziękuję"
***
-Kochanie
nie możesz cały weekend siedzieć w domu!- mama wchodzi do mojego
pokoju przerywając tak cudowną ciszę. Odrywam wzrok znad laptopa.
Siadam na łóżku i wyciągam się.
-Przecież
dopiero piątek!- mruczę i kładę się z powrotem.
-A
zaraz będzie niedziela! Wyjdź gdzieś z przyjaciółmi! Zabaw się!
Kiedyś to uwielbiałaś.
Biorę
do ręki poduszkę i obracam ją w rękach. Kiedyś faktycznie to
lubiłam. Uwielbiałam z Alice chodzić na różne imprezy, ale teraz
nagle mi się po prostu nie chce.
-To
było przed tym, jak z nim zerwałam.- mówię cicho i dopiero teraz
to do mnie dociera. Mama siada obok mnie. Bierze mnie za rękę.
-Kochanie....
Będziesz miała jeszcze wielu chłopaków. Ten jeden nie może ci
zniszczyć życia! Poza tym to jest głupek i ty to wiesz, więc
czemu się smucisz?!
-Wiem...
Ale nie chcę nigdzie wychodzić. Po prostu nie chcę...
Mama
wzdycha i powoli wychodzi z mojego pokoju. Przed wyjściem rzuca mi
jeszcze pełne aprobaty spojrzenie. Znowu się kładę i przewracam
na bok. Patrzę na biurko. Leży na nim książka o wilkach. Powinnam
chyba już ją oddać. Przydałoby się. Wstaję. Przebieram się z
pidżamy w szary luźny sweter, czarne dżinsy, rozpuszczone włosy.
Chowam do torby książkę i schodzę na dół.
-Idziesz
gdzieś?- nadzieja w głosie mamy przyprawia mnie o mdłości.
Zachowuję się jakbym zaczynała być jakąś aspołeczną osobą!
-Idę
do biblioteki!
-Scarlet!
Wychodzę
zanim zacznie mi to mówić jak to marnuję swoje życie. Jak to w
moim wieku powinnam z imprezy i spotkań towarzyskich lecieć na
kolejne! Wzdycham i idę przez trawnik. Zamykam oczy. Muszę tam iść
na piechotę. Taki kawał drogi...
-Gdzie
się wybierasz?- odwracam się do Louisa. Uśmiecha się i podchodzi
do mnie. Tylko spokojnie, spokojnie. Zachowuj się normalnie. On
potrafi usłyszeć moje serce... No to mam przechlapane.
-No...
Ten... Do biblioteki!!!- poddaję się. Patrzę na niego. Podnosi
brwi a potem wzrusza ramionami.
-Mogę
cię podwieźć...- prostuję się. Ja z nim na motorze, blisko
siebie. Policzki robią się czerwone wbrew mojej woli. A niech to.
Louis podnosi jedną brew i uśmiecha się półgębkiem.- Chyba, że
to dla ciebie trochę... niekomfortowe?
-Zamknij
się!- krzyczę i odpycham go. Krzyżuję ręce i odwracam się.
Jednak po chwili zdaję sobie sprawę, że podwózka będzie nawet
wskazana. Wypuszczam że świstem powietrze. Punkt dla niego.
-To
dla ciebie nie będzie problem?- pytam. Śmieje się.
-Jasne,
że nie. Jeśli...
-Nie.-
odpowiadam od razu. Żadna z jego propozycji nie może być dla mnie
przyjemną. "Chyba, że pocałunek"... Przestań!
-Nie
skończyłem nawet!- mówi oburzony. Wzdycham.
-No
dobra. Więc co chciałeś powiedzieć?- mówię znudzona.
-Podwiozę
cię jeśli... Pójdziesz jutro ze mną na imprezę.
-Chyba
ci się coś pomyliło.- odpowiadam. Czy nikt na tym świecie nie
potrafi zrozumieć, że nie chcę nigdzie wychodzić? Tak trudno to
pojąć? Jednak jakaś część mnie chcę z nim iść. W końcu mogę
spędzić trochę z nim czasu. Minęło już tyle lat od kiedy
robiłam z nim coś. Raz się żyję! Poza tym jeśli nie pójdę
potwierdzę, że martwię się tym zerwaniem.- O której?
-Dziewiętnasta
pod twoim domem. Przyjdę po ciebie.- uśmiecha się.
-Och
jaki z ciebie dżentelmen...- przewracam oczami i idę z nim w
kierunku jego garażu. Podnosi drzwi i wchodzi do środka. Po chwili
wychodzi prowadząc swój motor. Stawia nóżkę i podaję mi
kask. Dziękuję mu i zakładam go na głowę. Siadam za Louisem.
Przytulam się do niego. Czuję jego ciepło. Czy to musi być aż
takie przyjemne? Blondyn odpala silnik. Ruszamy a ja wtulam się w
niego jeszcze mocniej.
***
Przeglądam
się w lustrze. Biała bluzka, ukazująca moje ramiona, dżinsowe
spodnie. Spięte włosy w luźny, wysoki kucyk. Krzyżuję ręce i
marszczę brwi. Coś mi tu nie gra. Tylko co? Może to, że idę na
imprezę z Louisem? Jak na złość denerwuję się jak nie wiem.
-Pięknie
wyglądasz.- odwracam się wystraszona. Mama podchodzi do mnie i
podaje mi coś. Przyglądam się i zdziwiona stwierdzam, że to
brązowe kolczyki z piórek. Zawsze chciałam je pożyczyć!
-Dziękuję...-
mruczę i przytulam ją. Klepie mnie po plecach
w pokrzępującym geście. Patrzę na zegarek. Powinnam się
już zbierać. Biorę torebkę i przewieszam ją przez ramię.
Wkładam kolczyki do uszu. Mama odprowadza mnie do drzwi. Podaję mi
jeszcze sweter.
-Trzymaj
się kochana.- głaszcze mnie po policzku i całuję w czoło.
-Yhm.
Do zobaczenia!
Wychodzę
na ganek. Zdenerwowana miętoszę materiał koszulki.
Ciekawe czy mu się spodobam? Wzdycham i patrzę na jego dom. Po
chwili wychodzi w czerwonej koszuli i czarnych spodniach. Uśmiecha
się.
-
Ślicznie wyglądasz lisek.-mówi a na mojej twarzy pojawia się
głupkowaty uśmiech.
-
Dziękuję. Ty też wyglądasz nie najgorzej.- odpowiadam.
Uśmiecha się wyciąga do mnie rękę a ja z lekkim zmieszaniem ją
przyjmuję.
-Jak
tam dotrzemy?- pytam się i przybliżam do niego bo nagle zerwał się
silny wiatr. By cokolwiek od niego usłyszeć muszę się bardzo
wysilić.
-Mamy podwózkę.-
odgarniam sobie włosy z twarzy. Zakładam sweter.
-Acha-
mruczę. Daję mu rękę pod ramię. Na skrzyżowaniu zatrzymujemy
się. Rozglądam się zainteresowana. Ciekawe co on też wymyślił i
kogo załatwił. Nagle słyszę pisk opon. Wystraszona patrzę w
stronę skąd dochodzi hałas. Przed nami zatrzymuję się stary
czarny dżip. Ja go skądś kojarzę...
-Hej,
przecież to dżip od Alice...- ze strony pasażera wychodzi moja
przyjaciółka ubrana w czarne spodnie, niebieską bluzkę i czarne
buty na grubym obcasie. Otwieram szeroko oczy.
-Scarlet!-
podbiega do mnie i przytula mocno.
-Co
ty tu robisz?- Pytam zaskoczona. Uśmiecha się i wzrusza ramionami.
-Louis
powiedział, że idziesz na imprezę dla wilkołaków i to wspaniała
sytuacja...
-Chwila!
Czekaj- pokazuję dłońmi "stop"- Jaka impreza dla
wilkołaków?
Przechyla
głowę i patrzy na mnie zdziwiona. Jak mógł mnie tak oszukać?
Zła odwracam się w stronę Louisa. Uśmiecha się tylko i kiedy
otwieram usta by na niego nakrzyczeć, jednym sprawnym ruchem podnosi
mnie. Leżę teraz w jego ramionach.
-Wyjaśnię-
mówi kiedy niesie mnie w stronę samochodu.- Twoja mama oraz
Alice...
-Robię
to dla twojego dobra!- krzyczy i wsiada do samochodu.
-Właśnie.
Martwiły się o ciebie i...
-Nie
jestem przecież wilkołakiem!- mruczę.- A co jeśli mnie zaatakują?
-Ha.
Proszę cię. Nie pozwolę przecież na to!
Robi
mi się ciepło na te słowa. Stawia mnie na ziemie. Siadam z tyłu a
obok mnie Louis. Patrzę na kierowcę i myślę, że zaraz zemdleję.
-Mark?-
uśmiecha się szeroko. Jedną rękę trzyma za kierownice i odwraca
się do mnie.
-Ooo!
Panna mam złamane serce postanowiła wyjść ze swej kryjówki!-
rumienię się.
-Maaark-
Louis podnosi się na siedzeniu, ale daję mu rękę na ramieniu.
Uspokaja się. Wzdycha.- Po prostu jedź.
-Wedle
życzenia.
Odpala
silnik. Samochód rusza. Czy to naprawdę tak wygląda? Jakbym
zamartwiała się ze zerwaniem z Jamesem? Jakie to żenujące.
-Masz
w ogóle prawo jazdy?- pytam by zając czymś moje myśli. Mark w
odpowiedzi prycha i mocno hamuję. Całe szczęście zapięłam pasy.
-A
kto potrzebuję prawa jazdy!- mówi i znów mocno rusza. Czuję jak
krew odpływa mi z twarzy.
-Dlatego
ja siedzę na przodzie. Spokojnie.- Alice uśmiecha się. Siadam w
fotelu i próbuję się wyluzować. Zerkam na Louisa. Zamknął oczy
i krzyżował ręce. Wygląda jakby spał... Dotykam delikatnie jego
ramienia.
-Hmn?-czyli
zasnął! Uśmiecham się. To takie słodkie.
-Dziękuję
za to, że mnie zabrałeś. I to, że mnie obroniłeś...- otwiera
jedno oko. Potem je zamyka i znów się uśmiecha. Odchyla głowę.
-Żaden
problem. Przecież to moja wina, że z nim no wiesz...- wykonuje
dłońmi jakiś nieokreślony ruch. Siadam głębiej w siedzeniu. To
dziwne, ale nic już nie czuję po tym wszystkich. A przecież tak go
kochałam...
-Czy
to głupie, że właściwie nic już nie czuję do niego. Kiedy parę
dni wcześniej uważałam go za moją drugą połówkę?
Nie
mam odwagi spojrzeć na niego. Współczuję mu. Stawiać go przed
takim pytaniem wiedząc co do mnie czuję. Jestem jednak okropna.
-Nie
wiem co na to odpowiedzieć, ale...- nasze spojrzenia się krzyżują
i coś jakby przeskakuję między nami.- Uważam, że to całkiem
normalne... Chociaż nie wiem czy mogę to mówić skoro świata poza
tobą nie widzę...
Co
to za uczucie? Jakby coś zawiązywało coś na moim palcu. Zamykam
oczy a gdy je otwieram widzę czerwoną linkę. Szukam wzrokiem jej
końca. Zaskoczona patrzę jak kończy się zawiązana na palcu u
Louisa. Czerwona linia...
-Scarlet?-
chłopak przybliża się do mnie. Nie wiem czemu, ale w oczach
zbierają mi się łzy. Śmieję się. Blondyn wydaję się
wystraszony moją reakcją. Patrzę na niego i zarzucam mu ręce na
szyję co jest trochę nie wygodne, będąc w samochodzie. Jednak nie
obchodzi mnie ból wbijającego się w bok pasa. Louis
sztywnieje.
-Dziękuję,
dziękuję, że wróciłeś! Nie wiesz nawet jak jestem ci
wdzięczna!- mruczę i przytulam go mocniej. Odwzajemnia to.
-Też
się cieszę lisek.
Zerkam
na chwilę na przednie siedzenia. Alice i Mark natychmiast się
odwracają. Widzieli to wszystko? Uśmiecham się. W końcu nie mieli
wyboru.
~*~*~*~*~*
Tak
wiem, wiem. Miał być rozdział w tamtym tygodniu i przepraszam, ale
nie wyrobiłam. Poza tym mam nadzieję, że ten się spodoba. W ogóle
miałam zrobić jeden rozdział z tą imprezą, ale postanowiłam, że
tam za dużo się dzieję, więc musicie jeszcze wytrzymać :3
Całuski,
Melete
Awwww *.*
OdpowiedzUsuńNo po prostu boskie ^^ Hip hip hura! Jak będzie tak dalej to niedługo będzie Let!
Jeziu. Louis jest taki słodki... I opiekuńczy... I uroczy... Matko. Idealny *.* Szkoda, że jest to w obecnych czasach gatunek wymarły. No bynajmniej zagrożony, bo wszyscy moi znajomi to idioci do potęgi entej -,-
Hahahh XD Kto zapisał się na siedem konkursów kuratoryjnych? Ja! Matko. Nie dość, że mam tonę zadań, kartkówek i sprawdzianów to jeszcze to. Kiedy ja się wyrobię? Chyba po nocach nie będę spać. Cóż... Uroki trzeciej klasy :/ Ale jak chce się iść do dobrego liceum...
Nawet nie mam siły pisać :c Wybacz, za tak krótki komentarz, ale nic mi się nie chce :)
Dziękuję, bardzo dziękuję za to, że w końcu dodałaś rozdział :D Oni są tak uroczy, że nie mogę się już doczekać kolejnej części.
Kocham ten blog <3
Pozdro
Kate
Dziękuję, że napisałaś komentarz chociaż masz tyle na głowie. Współczuję ja za rok jestem w trzeciej klasie i już mi się to śni w koszmarach. Wierz mi. U mnie też wszyscy chłopacy to idioci, no może poza jednym wyjątkiem. Nooo. Postaram się (nie obiecuję) dodać jak najszybciej następny rozdział ;)
UsuńCałuski, M
Kocham cie za ten rozdział.. <3
OdpowiedzUsuńi za Marka i w ogóle za wszystko.
O jakiego chłopaka z klasy ci chodziło? xd
Czekam na dalszą część.
I powrotu do zdrowia kochana, bo coś nie widać cię w szkole. ♥♥♥
Pozdrawiam Cassie
Chyba ci się pomyliło, jeśli sądzisz, że myślałam o kimś z naszej klasy ;) Niieee. On nie chodzi nawet do naszej szkoły! Cieszę się bardzo, że się spodobał :3 Już w poniedziałek wracam... Yeach -_-
UsuńDziękuję kochana, Całuski.
Melete
Nie umiem pisać długich komentarzy... *jęczy i bije pięściami w poduszkę* Ale... Bardzo mi się podoba!!! Nie, nie podoba mi się! Ja to uwielbiam! Kocham i w ogóle najlepszy blog EVER!
OdpowiedzUsuńIguana
PS: Nowy rozdział.
PPS: Sorry za spam.
Nie musisz pisać długich komentarzy. Wystarczy jedno słowo :3 Dziękuję, że chociaż się starasz ;)
UsuńJuż lecę czytać!
Całuski, M
Hejcia!
OdpowiedzUsuńDziewczyno... Jak ty dajesz radę pisać takie długie rozdziały?! Ja się pytam, no jak xd
Ale, tak na serio....
Genialne :D Fenomenlane :) I wszelkie inne słowa pochwały....
i ten wstęp....
Ej, ty nie za często zmieniasz to tło? Dzisiaj już chciałam zamknąć karte bo wydawało mi się że weszłam na jąkąś inną stronę :p
Zapraszam na nowy rozdział :p
~Malinoe
Buziaczki -_- _-_-_-
Dziękuję! Przepraszam, ale kocham zmieniać tła! A te tło tak mi się podoba :3 Ale chyba trochę już przesadzam ;) Dziękuję za cudowny komentarz. Nie wiem jak potrafię. Po prostu piszę i jakoś samo tak wychodzi! Rozdział przeczytany co już dobrze wiesz ;)
UsuńCałuski, M
Nominowałyśmy cię do LBA :*
OdpowiedzUsuńhttp://o-obozie-herosow.blogspot.com/2015/10/ii-nominacja-do-lba.html?showComment=1444025586104#c2099910696269953211
-Nominacja do LBA!
OdpowiedzUsuń- Co!? Gdzie!? Dlaczego!?
- LBA! Tutaj! Bo ten blog jest świetny!
- Aaaaa... Już rozumiem...
Więcej informacji:
http://thecampofheroes.blogspot.com/2015/10/drugie-lba.html
Iguana
Zajrzysz do mnie? Dopiero zaczynam :D
OdpowiedzUsuń~Anabella East
Rozdział świetny jak zawsze. Cud, miód i cukiereczek :3 Bedziesz jeszcze robiła te miniaturki? Bo były bardzo ciekawe :)
OdpowiedzUsuńJasne tylko, chcę popisać jeszcze po dwa rozdziały a wtedy znów jakaś miniaturka ;) Dziękuję za komentarz :*
UsuńCałuski, M
Rozdział świetny,naprawdę mi się podobał zwłaszcza końcówka, lubię kiedy ta czwórka jest razem :)
OdpowiedzUsuńPs: Miałabyś coś przeciwko gdybym użyła umienia kotki Scarlet u siebie w rozdziale 3? :)
Oczywiście, że nie ;) Przecież to nie ja wymyśliłam to imię. To nawet będzie bardzo, bardzo, słodkie! Dziękuję za cudowny komentarz. Ja też lubię tę czwórkę.
UsuńCałuski, M
Dzięki, u mnie znajdziesz kolejny rozdział z postacią obdarzoną waśnie tym imieniem :*
Usuń