Boję
się otworzyć oczy. To wszystko wydaje się tak nieracjonalne i
nieprawdziwe. To aż śmieszne. Nie mogę sobie tego wyobrazić.
Zaciskam mocniej powieki. Co mam mu powiedzieć? Jak to
wytłumaczyć? Właściwie co ja chcę mu wyjaśniać? Czemu to aż
takie trudne? Po tysiącach pomysłów zaczynam działać. Odsuwam
się powoli od niego dopóki moje plecy nie dotkną drzwi od
samochodu. Zmuszam się do spojrzenia w jego oczy. Jak mam mu to niby
powiedzieć?
-Scarlet?-
tak mi jest go żal. Nie zasłużył sobie na mnie.
-Nie
mów do mnie. Myślę co z tobą zrobić…- próbuję opanować
drżący głos. Czy ja to powiedziałam? W
samochodzie zapada cisza, która jakby mówiła mi „To definitywnie
twoja wina.” Czuję wyrzuty sumienia, które boleśnie dają o
sobie znać. On natomiast unika mojego wzroku. Nie dziwię mu się.
Przeczesuję swoje włosy. Chcę się do niego przybliżyć, ale
wtedy drzwi samochodu się otwierają. Do środka wpada Mark a z
drugiej strony Alice. Trzaskają drzwiami i wściekle zapinają pasy.
Czyli im też nie poszło najlepiej. Samochód rusza. Wszyscy
patrzymy w swoje okna. Nikt nie chce się odezwać pierwszy. Ta cisza
mnie przygniata. Coś w stylu, gdy piszesz sprawdzian i znasz
odpowiedź, ale za żadne skarby nie możesz jej sobie przypomnieć.
Zerkam co chwila na Louisa. Co on teraz myśli? Pewnie mnie
nienawidzi. Ludzie jaka ja jestem okropna! Chłopak wyznaje ci miłość
a ty to normalnie gnieciesz, depczesz i wrzucasz do ognia… I z
uśmiechem patrzysz jak się pali… Jestem potworem. Gdy
zatrzymujemy się na skrzyżowaniu nagle Louis, który przegryzał
wciąż wargę warczy do mnie.
-Czego
się tak gapisz?- Spuszczam automatycznie oczy po czym sama się
karcę za to. Przybieram „zimną” maskę. Próbuję uspokoić
wszystkie moje emocje, które nagle się budzą i krzyczą, że to
beznadziejny pomysł.
-Milej
się już nie dało?- odwarkuję. Graj dalej. Nie chcę go zranić,
ale już to zrobiłam. Poza tym nie jestem przyzwyczajona do
przeprosin. Patrzy na mnie ze wściekłością.
-O
co ci do jasnej ciasnej chodzi!- wrzeszczy. Zaciskam pięści.
Wnętrzności się skręcają a w gardle pojawia się gula. Błagam
nie mów dalej.
-A
tobie?- Wieź się ugryź w ten głupi język Scarlet!- Mówię do
ciebie normalnie a ty…
-Mówisz
do mnie normalnie?- prycha- Ja tu cię całuję, czyli okazuję ci
uczucia, które żywię już od wielu lat a ty mi mówisz, zamknij
się bo myślę?
Zabolało.
Jedna część mnie chciała się naprawdę rozpłakać, przeprosić
i skulić się w kulkę w jednej chwili, ale druga, która teraz
aktualnie miała przewagę chciała go tylko zabić.
-Nie
tak to powiedziałam.- mruczę pod nosem.- Poza tym nie trzeba było
mnie zostawiać na tyle lat!
-To
NIE BYŁA MOJA WINA!
-BĘDZIESZ
TAK MÓWIŁ DO KOŃCA SWOJEGO ŻYCIA! ZAWSZE TYLKO „TO NIE MOJA
WINA!!!!” TO KOGO?
-Możecie
się wreszcie PRZYMKNĄĆ?- Mark warczy znad kierownicy. Alice od
razu się podrywa i zmierza go nienawistnym spojrzeniem. Na chwilę
zapominam o Louisie i przyglądam się im z bliska.
-A
co ci to przeszkadza!? A może jej wypowiedzi też cię drażnią?-
krzyżuje ręce i mruży oczy, co u niej znaczy „nienawidzę
cię tak mocno, że nawet sobie tego nie wyobrażasz”. A o co im
mogło pójść?
-A
żebyś wiedziała, że mnie drażni!- krzyczy i rusza szybko gdy
słyszy klakson za sobą.
-Chwila
co ty masz do mnie?- pytam się.
-Nic.
Po prostu jest głupi…- mówi Alice, ale Louis się wtrąca.
-Nie.
Marka wkurzają twoje wypowiedzi czemu się nie dziwę.
Mierzę
go nienawistnym spojrzeniem.
-A
tak?- mówię lodowatym tonem.- A co ci się jeszcze nie podoba?!
Podnosi
podbródek. Gdy otwiera usta zauważam u niego kły.
-To,
że jesteś dwulicowa. Jestem najokrutniejszą osobą jaką w życiu
spotkałem. Nigdy nie jesteś sobą. Nie potrafisz być sobą. Chcesz
tego, ale tego nie potrafisz. Jesteś po prostu beznadziejna i o tym
wiesz… Zawsze coś musisz zepsuć.
-
Zamknij się- mówię pod nosem.
-Ach
tak? Dawałaś mi sygnały, że coś do mnie czujesz. I nie mów, że
tego nie robiłaś.
-Zamknij
się.- mówię głośniej. Alice i Mark cichną.
-Czemu
robiłaś mi nadzieję! To dla ciebie było zabawne? Czy…
-ZATRZYMAJ
SIĘ!!!- krzyczę. Mark zaskoczony mocno wciska hamulec. Wszyscy
lecimy do przodu. Po sekundzie odpinam szybko pasy i trzęsącymi
dłońmi otwieram drzwi. Wybiegam z samochodu i biegnę przed siebie.
W uszach mi szumi. Nie widzę wyraźnie przez łzy. Ale biegnę.
Biegnę jakby życie od tego zależało. Dopiero gdy czuję tępy ból
w klatce piersiowej zwalniam. Oddycham głęboko by uspokoić oddech.
Rozglądam się. Czuję ulge gdy rozpoznaję okolice. Znam ją jak
własną kieszeń. Ocieram łzy rękawem. Idę chodnikiem. Idiotka,
idiotka ze mnie… Przegryzam wargę aż czuję smak krwi. Pocieram
sobie ramiona gdy wieje zimny wiatr. Od tak dawna chciałam mieć
chłopaka i kiedy nareszcie zdarza się taka szansa ja… niszczę
ją. Przechodzę obok domu Louisa. W sumie... Nie bez powodów nie
udało mi się z Jamesem. Zatrzymuję się. Patrzę na jego
dom. Potem podnoszę podbródek i uśmiecham się, ale myślę, że
bardziej wyszło to jak jakiś grymas. Dlatego też po chwili
rezygnuję z tego.
-A
spadaj…- mruczę i ruszam szybko do swojego domu. Przeskakuję po
dwa stopnie i dzwonię do drzwi. Otwiera mi tata. Dziękuję mu i
szybko ściągam buty. Kurtkę rzucam na wieszak.
-Wróciłaś?-
głos mamy dochodzi z kuchni. Postanawiam rzucić krótkie „tak”
I zniknąć w swoim pokoju by zatopić się w bezdennej
beznadziejności. Staję w progu i zamieram. Angelina odwraca
się i uśmiecha szeroko.
-Hej
kochana. Jak tam impreza? Gdzie Louis?- w oczach pojawiają mi się
łzy. Szybko je wycieram.
-Bardzo
fajnie. Naprawdę. I nie wiem.- mówię z dziwnym, jakby nienależącym
do mnie głosem. Mama widzi, że jednak nie było fajnie i pokazuje
gestem bym sobie na spokojnie poszła. Kiwam lekko głową i żegnam
się z Angeliną. Odwracam się szybko i biegnę do pokoju. Zamykam
drzwi. Oddycham głęboko i powoli ściągam swoje ubrania. Ubieram
pidżamę i kładę się do łóżka. Przykrywam się aż po sam
czubek nosa. I dopiero teraz pozwalam sobie na łzy. Teraz gdy jestem
sama.
***
-Dasz
radę?- mama dotyka mojej dłoni. Patrzę przez okno. Na tłum
uczniów, którzy idą, rozmawiają i śmieją się. Nagle czuję
ogromną pustkę.
-Yhm…
Oczywiście. – Całuję mamę w policzek, dziękuję jej i żegnam
się. Dotykam zimnej klamki i wychodzę. Zamykam drzwi i patrzę jak
odjeżdża. Pierwszą myślą było jednak pobiegnięcie za nią, ale
jestem już, pod jakimś kątem dorosła, i muszę sama wypić piwo,
którego sobie naważyłam. Idę w kierunku tłumu. Znowu przeciskam
się przez uczniów. Mam po prostu ochotę krzyknąć by się te
święte krowy przesunęły i kiedy jestem już tego blisko otwieram
usta, ale nie mam sił by cokolwiek powiedzieć. Nie mam chęci. Po
prostu poruszam się razem z grupą aż dotrę do swojej sali. Po
długiej pielgrzymce, dostaję się tam. Od razu siadam w ostatniej
ławce w kącie i nie zwracam na nic uwagi. Po beznadziejnej lekcji
wychodzę. Idę powoli przez korytarz. Zapatrzona jestem w swoje
buty. Nagle ciarki przechodzą mi po plecach. Podnoszę wzrok i czas
jakby zwalnia. Moje piwne oczy spotykają się z błękitnymi,
pięknymi tęczówkami. Błyszczą na chwilę i jestem pewna, że
moje też rozbłysły, ale to była jedyna ciepła rzec, którą
mogłam u niego zobaczyć. Ma zimną twarz. Zagryziona wargę oraz
spięte ciało pokazują, że nie chcę mieć nic ze mną do
czynienia. W końcu przechodzimy obok siebie nie wymieniając nawet
słowa. Zatrzymuję się by po chwili znów ruszyć, jednak z wielkim
bólem w sercu. Opuszczam ramiona. Czuję się okropnie. Nie dość,
że straciłam chłopaka to jeszcze przyjaciela. Skręcam w boczny
korytarz.
-Scarlet!-
odwracam się. W głowie mam pustkę. Czuję jakby głowa wisiała mi
na lince. Steven wraz ze swoją bandą idą w moim kierunku. Gdy
dochodzą Steven ze swoim świńskim uśmieszkiem krzyżuje ręce.-
Jak tam nasza gwiazdka?
-Dobrze.-
odpowiadam mizernie. Odwracam wzrok. Steven wygląda na trochę
zdezorientowanego.
-Nie
chcesz mi czegoś powiedzieć?- mówi zaczepnym tonem. Kręcę głową.
-Nie
dziękuję.- klepię go po ramieniu i go omijam. On wydaje dźwięk
pomiędzy jękiem a krzykiem przerażenia.
-Nie
powiesz mi jaki to jestem głupi? Nic o mojej bandzie? NIC!!!-
zatrzymuję się i odwracam tylko głowę w jego kierunku. Kiwam
przecząco głową. On natychmiast do mnie podbiega co w jego
wykonaniu śmiesznie wygląda. Chwyta mnie za rękę. Pewnie teraz
bym go uderzyła, ale nie mam na to siły. On natomiast prowadzi mnie
na parapet i każe mi na niego usiąść. Robię to i patrzę na
niego trochę zaciekawiona. On coś mówi do swoich przyjaciół. Oni
patrzą na mnie potem na niego i znów na mnie. Potem kiwają głowami
i siadają obok mnie. Dobra to powoli mnie przeraża.
-Dobra
a teraz mów co cię trapi.- mówi Steven. Chcę prychnąć, ale
jednak z tego rezygnuję. Muszę się komuś wyżalić bo zwariuję.
Powoli ze słowa do słowa opowiedziałam im o chłopaku (nie podałam
imienia) który się we mnie zakochał i ja w nim, ale nie potrafię
mu tego powiedzieć, choćby nie wiem co. Zawsze to zepsuję. Steven
okazał się wspaniałym słuchaczem. Jego dwójka przyjaciół też.
Gdy kończę im to opowiadać jednemu łezka się zakręciła w oku.
Podaję mu chusteczkę a mi samej zrobiło się trochę lżej na
sercu. Zawsze lepiej się czułam po powiedzeniu komuś o swoich
problemach. Uśmiecham się nieśmiało to Stevena.
-Dzięki.-
mruczę. On się zarumienił leciutko i odwrócił wzrok.
-Możesz
na mnie liczyć. Poza tym nie poddawaj się z tym chłopakiem!- mówi
i patrzy na mnie. Patrzę na niego.
-Gdyby
to było takie łatwe- mówię i łączę swoje palce. Uśmiecham się
pod nosem.
-Kochasz
go tak?- jeden z jego przyjaciół, Joe odzywa się. Zaskakuję mnie.
Patrzę na niego. Kiwam powoli głową.- To w czym problem?
-Nie
rozumiecie?- pytam się. Cała trójka wygląda jak sowy. Wielkie
oczy czekają na wyjaśnienie. Wzdycham.- Problem leży we mnie!
Mówię
to z wielkim bólem, ale to prawda! Louis miał rację. Wszystko
psuję.
-No
i?- otwieram szeroko usta, na słowa Stevena.
-Proszę?
-To
proste. Po prostu nie utrudniaj!
-Łatwo
powiedzieć, trudniej zrobić- mruczę, ale uśmiecham się. Dam
radę. Na pewno. Tak! Jeśli jeszcze raz da mi szansę… To ją na
pewno wykorzystam. Jeśli ona nadejdzie… Uderzam lekko Stevena
łokciem w ramię.
-Idiota-
mówię. Otwiera szeroko swoje malutkie oczka a potem się śmieje.
-No
i tak ma być. Trzymaj się!- macha mi i idzie dalej. Reszta rzuca mi
krótkie cześć i odchodzą za Stevenem. Uśmiecham się. Od razu
lepiej się czuję. Czemu to zrozumiałam jak jest już
prawdopodobnie za późno? Przecieram oczy a gdy je otwieram widzę
go. Stoi przede mną. Podnoszę głowę i patrzę na niego. Ma na
sobie niebieską bluzę podkreślającą oczy i dżinsy. Kaptur
naciągnął sobie na głowę. Biorę głęboki wdech.
-Możemy
porozmawiać?- pytam nieśmiało. Przechyla głowę. Jego twarz nie
zdradza żadnych uczuć. Przeraża mnie. Przełykam ślinę. Co ja
wyprawiam? Daj mu lepiej spokój. Podnoszę się, ale Louis kręci na
to głową. Podnoszę brew.
-Wybacz.-
mówi tak bardzo cicho, że muszę się aż do niego przybliżyć.
Jego głos jest słaby i szorstki. Dotyka swojej szyi.- Okazało się,
że wczoraj jednak oberwałem w szyję. Dzisiaj są tego skutki.
Uśmiecha
się, ale wychodzi to bardziej jak grymas niż uśmiech. Patrzę na
niego. W jego oczy, które są zawsze takie same. Niezależnie od
humoru. Przepełnione są miłością. Kieruję swój wzrok powoli na
usta. I póki mam odwagę przybliżam się do niego i całuję.
Szybko się odsuwam i przytulam go.
-Kocham
cię. -Mówię. Zaciskam dłoń na jego plecach. –Naprawdę cię
kocham. Przepraszam cię za wszystko!
Powoli
czuję jak mnie obejmuje. Przytula mnie i szepce do ucha.
-Też
cię bardzo kocham.- Kręci wolne okręgi na moich plecach.- Nie
wiesz ile na to czekałem…
-Co
ty na to, że mogę to sobie wyobrazić?- podsuwam nieśmiało.
Podnosi jedną brew a jego oczy rozbłysły. Uśmiecha się i robi to
tak słodko, jak to tylko chłopacy potrafią. Stoimy tak wtuleni gdy
słyszymy nagle wrzask. Odrywamy się od siebie.
-Co
jest?- pytam się Louisa. On się rozgląda i wącha w powietrzu.
Nagle się zatrzymuje i patrzy na mnie. Przełyka ślinę a jego oczy
mienią się złotem.
-Krew.
Czuję krew. Dużo krwi.
~*~*~*~*~*
Tak
wiem. Nawaliłam. Tak dłuuuugo mnie tu nie było, ale wstyd mi
mówić, ale nie miałam aż ochoty tutaj wchodzić. Po prostu brak
weny naprawdę dobija :)
Mam
nadzieję, że ktoś to jednak będzie jeszcze czytać. Jeśli tak to
życzę miłej lekturki!
Pierwsza? :DDD
OdpowiedzUsuńJak mozna tak rozdział skończyć? To okrutne! Zabiłaś kogoś? Lykaon albo jakiś inny fenrir się pojawił? Co tam się do jasnej cholery stało?!
Ehhh... Trzeba czekać.
No ale przynajmniej Let jest razem! W końcu się doczekaliśmy :DD
Hueh xD Mark i Alice? Razem? No ja tego raczej nie widzę zbyt dobrze. To taka wybuchowa mieszanka. Wilk z łowcą. To nie jest dobry pomysł.
Ale ja się wtrącać nie będę. W końcu to Twój blog :)
Hmmm... Szkoła = brak weny? Chyba tak, bo prawie wszędzie można to zauważyć :/ Albo inaczej... Szkoła = brak czasu i chęci = brak weny.
Ale jak dobrze piszesz to czytelników zawsze znajdziesz, więc się nie martw :) Ci najwierniejsi poczekają zawsze :D
Pozdrawiam
I życzę ci dużo czasu i weny ;)
Buziaki
Kate xXx
I tak i nie. Wybacz, ale wiesz już doskonale, że jestem okropna xD Co to Alice i Marka to można powiedzieć, że będzie to interesujące. Co do twoich równań to masz całkowitą racje!
UsuńDziękuję bardzo. Wiem na pewno, że ty zostaniesz na pewno. Zawsze mogę na ciebie liczyć :)
Na pewno przyda się czas i chęci.
Caluski, Melete
Aaa! To jest takie genialne! Ale o tym jak to wszystko jest genialne, wspominałam już ostatnio. Teraz tylko dodam, że - co oczywiste - czekam na następny rozdział. Oby tym razem wena przyszła wczesniej ;)
OdpowiedzUsuńTeż mam nadzieję, że wena szybko mnie odwiedzi. Dziękuję bardzo za tak miłe słowa!
UsuńCałuski ❤
Melete
Hej :D
OdpowiedzUsuńTrochę trudno się czytało, bo [przynajmniej u mnie] tekst się jakoś przesuną i poucinało niektóre litery :p
Ale ogólnie rozdział fajny :D
Czekam na nexta :D
Pozdrawiam :*
~Melinoe~
Super Rozdział. Czy Tylko ja mam wrażenie, że coś stało się ze Stevenem, wtedy kiedy Louis poczuł krew? Pozdrawiam cieplutko, i przesyłam ocean weny wraz z buziaczkami na dobry humor :* :* :* :*
OdpowiedzUsuńWattpadowa -bookslovei
Dziękuję, baaardzo, ale to bardzo mi się przyda ;) Cieszę się ogromnie, że ci się spodobało!
UsuńI nie powiem. To tajemnica.
Całuski i trzymaj się cieplutko nieznajomy czytelniku :)
Kochana!
OdpowiedzUsuńNie nawalilas, na taki rozdzial moglabym czekac bardzo dlugo... cudowne! Rozwijasz sie z kazdym akapitem. Chetnie podziele sie z Toba wena :* :* :*
Twoja Raven
Ps. Uwaga na drobne bledy, literowki. Aha i zrenice nie moga byc blekitne. Zrenice sa czarne. Zawsze :3
Jaki błąd!!!!!! O ludzie przepraszam! Już poprawiłam... Miałam na myśli tęczówki a wyszło jak wyszło... Pośpiech, szkoła, brak weny... TAK SIĘ NIE DA ŻYĆ! Dziękuję, że zwracasz na to uwagę. Rób tak dalej!
UsuńDziękuję za tak miłą opinię! Twoje słowa są dla mnie niczym weekend po tygodniu! Czytam je z łzami w oczach. Dziękuję raz jeszcze, że uważasz, że się rozwijam. Wiele to dla mnie znaczy!
Kochana całuski, trzymaj się cieplutko i w ogóle wszystko co teraz potrzebujesz to ci przesyłam <3
Ps. Jesteś moją idolką jeśli chodzi o pisanie i w ogóle bycie osobą. (nawet jeśli cię nie znam :)_)
Nominowałam cię do LBA!
OdpowiedzUsuńhttp://sokole-oko-anabella.blogspot.com/