wtorek, kwietnia 5

15 Rozdział

 Lykaon tu jest? No cudownie. Ale że tak szybko? Tak nagle? Przecież po co miałby tutaj osobiście przychodzić? To nie ma sensu. Przeczesuję swoje włosy i zamykam oczy. WSZYSTKO JEST TAK BEZNADZIEJNE NIEZROZUMIAŁE.
D l a c z e g o? Głupie pytanie, które dręczy mnie już od wielu lat.
Dlaczego Louis zdradził mnie zabijając Basket. Dlaczego nic mi nie powiedział nie wytłumaczył. Dlaczego wyjechał. Czemu Alice mnie oszukała a James zdradził? Rozszarpał moje serce i wgniótł moje uczucia w glebę by mogły z niej sobie wyrosnąć wstrętne róże cierpienia.
D l a c z e g o  wszystkich od siebie odsunęłam? Otwieram oczy i rozglądam się.
Angelina  z n i k n ę ł a.
- Gdzie poszła twoja mama?- zerkam na Louisa, który poprawia poduszki na kanapie.
- Poszła? - przytakuję powoli głową- Scarlet Ona nawet nie wyszła z domu! Z tego co wiem- pociąga nosem- i czuję. Lisek chyba gorączka Cię dopadła.
Uśmiecha się, ale jego entuzjazm do mnie nie przemawia. Zdezorientowana spoglądam w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą materialne i psychicznie oraz w jakkolwiek inny sposób się da, TU BYŁA!
- Nie zmyśliłam jej przecież Louis.
- Nie mówię, że ją zmyśliłaś. Tylko może jesteś trochę nadwrażliwa...
-W y j d ź- wskazuję palcem drzwi. Odwracam się. Podchodzę do okna. Już zapada zmierzch. O co chodziło z nią? Przecież nie jestem aż tak nie normalna. Prawda? Ha...Opieram dłonie o biodra.  Po chwili czuję delikatne objęcie. Złote kosmyki łaskoczą mnie w lewą część policzka.
- Nie gniewaj się- szepcze mi prosto do ucha. Jego ciepły oddech przyprawia mnie o miły dreszcz, więc chcąc nie chcąc nie potrafię powstrzymać cichego chichotu.
- Nie gniewam się- odpowiadam wesołym tonem.
-Jasne- przeciąga samogłoski- Opowiedz proszę co widziałaś.
- Skończyliśmy już temat, dobrze?- nie chcę znów od niego słyszeć, że się przewidziałam. Raz mi już wystarczy. Mogę nawet teraz samą siebie zaprzeczyć, byle nie rozpocząć tego.
- Przepraszam. Nie powinien tak o tobie mówić. Proszę opowiedz mi.
- Nie to NIE.
Wyswobadzam się z jego uścisku i idę do drzwi. Patrzę uporczywie w swoje buty. Nie potrafię na niego spojrzeć. Ciekawe czy zrozumie, że chcę by sobie poszedł. Dotykam klamki i trzymam jakby była ona ostatnią deską ratunku.
- Scarlet?- mógłby równie dobrze wbić mi pazury w plecy i rozszarpać je. Ból z jakim wypowiada moje imię. Agh czemu mi to robi? Zerkam na niego. Przekrzywia głowę. Jego oczy, usta w ogóle twarz przypomina mi jak go teraz krzywdzę.
- Idź już... P r o s z ę. Chcę zostać sama.
- Na pewno chcesz zostać sama? Tego właśnie chcesz?
Niedowierzanie w jego głosie oraz, tak nie mylę się pogarda, przyprawia mnie o gorące uczucie w brzuchu, które za chwilę wydostanie się. Podnoszę głowę. Wytrzymuję jego lodowate, przenikliwe spojrzenie.
N I E  C H C Ę  B Y Ć  S A M A
Dziewczynka w o wiele za dużej jak dla niej koszuli, w spranych  dżinsach oraz w rozczochranych włosach idzie szybkim krokiem przed korytarz.  Dobiegają do niej nieprzyjemne wręcz bolesne szepty.
"Głupia", "dziwna", "chora", "okrutna", "s t r a s z n a"
Powstrzymując łzy szła próbując zajmować sobą jak najmniej miejsca. Skręca szybko w drzwi i wpada do łazienki. Obmywa twarz lodowatą wodą. Jednak to nie powstrzymuje jej łez lecących i tak po policzkach. Przygląda się sobie w odbiciu. Czerwone oczy oraz zaróżowione policzki i nos Rudolfa. Louis... Po co wyjechałeś? Wystarczyło tylko wyciągnąć na wierzch wspomnienie jego uśmiechającego się do niej albo jeszcze gorzej... Wypowiadającego do niej jedno, jedyne słowo. L I S E K. Zakryła usta dłonią by nie słychać było jej bólu.
Nagle drzwi się otwierają.
- Tu się ukryła ta mała glizda.-Dziewczynka podniosła głowę na trochę niższą od siebie brunetkę, która uśmiechała się do niej okrutnie.- Gotowa na w-f?
Blondynka rozszerzyła oczy. Wiedziała czym się skończy ta lekcja.
-Nie, proszę nie.- szepnęła. Jej przeciwniczka uśmiechnęła się jeszcze szerzej i przybliżyła się. Była już tak blisko, że przyciskała ją do ściany.
-Czemu? Co ci grozi?-szepta jej do ucha.- Boisz się? A może tęsknisz za swoim głupim pieskiem?
I wtedy coś pęka w osaczanej. Podnosi głowę i prostuje się. Odpycha mocno od siebie przeciwniczkę, prawie powalając ją na ziemię. W ostatniej chwili dziewczyna łapie równowagę. Patrzy z furią w oczach na blondynkę, jednak po chwili gniew przeradza się w lęk. Cofa się gdy widzi wyraz jej twarzy. Zniknął strach, zastąpiwszy zimną chęcią odegrania się za wszystkie przykre rzeczy.
-Ej, hej! Przestań! Przecież to był tylko żart. No wieź!- Blondynka chwyciła ją za białą, nieskazitelną koszulę i przyciągnęła do siebie.- Nie chcesz tego zrobić! Przestań! SCARLET!
Scarlet zamachnęła się już ręką, gdy nagle drzwi do łazienki się otwierają. Obie dziewczyny patrzą w tym kierunku. Do łazienki wchodzi nauczycielka i spogląda to na jedną to na drugą.
-Co tu się wyprawia!
Brunetka już otwierała usta, ale umilkła. Scarlet podniosła się i przeszła obok nauczycielki. Zanim jednak przeszła przez próg wysłała dziewczynie ostrzegawczy wzrok.
N I E   Z A D Z I E R A J   J U Ż    Z E   M NĄ
Plotka o chorej i agresywnej blondynce rozeszła się bardzo szybko. Jak to przystało na podstawówkę. Scarlet myśląc, że przed tym była samotna i niezrozumiana, myliła się.
-A myślisz, że co? - patrzę wściekła na Louisa.- Czy tak trudno przejść przez TEN głupi próg?
-Nie, ale trudno jest się z tobą porozumieć.
Zduszam krzyk rozdrażnienia. Pokazuję to na drzwi to na chłopaka. Czy tak trudno jest sobie pójść. Rozcieram obolałe już skronie. Delikatnie Louis dotyka mojego policzka i dotyka swoim czołem mojego.
-Idź spać. Jesteś już po prostu zmęczona.- szepce.
-Nie jestem. Jestem tylko wkurzona na ciebie.
Całuje mnie w czoło i popycha na schody. Idę przez chwilę w tym kierunku po czym się zatrzymuję.
-A ty?- odwracam się do niego. Otwiera szeroko oczy.
-Co ja?- zadaje głupie pytanie.
-Co ty zrobisz?- pytam i krzyżuję ręce na piersiach. On uśmiecha się szeroko i odpowiada swobodnym i naturalnym tonem, jakby to była oczywistość.
-Jak to ? Ja będę spał na kanapie.
~*~*~*~*~*~*~
Co? Gdzie? Jak? Przepraszam najmocniej, jak się tylko da, ale nie wyrobiłam się. Zawiodłam na wszelkich linach. Tak, tak. Jak ja mogłam itp. Znając życie i tak już nikt tego nie czyta i nie czeka. Przepraszam, że aż do tego doprowadziłam. Mam nadzieję, że jednak choćby przez przypadek tutaj wpadniecie i zaczniecie czytać. Kocham Was i Trzymajcie się cieplutko.