Cieplutkie
pozdrowienia
dla
Kasi oraz Gosi.
Dzięki
Nim dostaję
każdego
dnia nową wenę
do
tworzenia.
Przecieram
zmęczone oczy. Próbuję skupić swoją uwagę na tym co
nauczycielka tłumaczy na mapie, ale za żadne skarby nie mogę tego
zrobić. Nadal jestem nie wyspana po tej nocy. Co to był w ogóle za
sen?! Ja rozumiem ostatnie wybryki oraz nietypowe sytuacje, ale to
już chyba przesada! Niby po co, miałabym tańczyć z Louisem? A tym
bardziej jeść z jakimś lisim księciem piknik?! " Już
nie mów, że Ci się nie podobało. "
Prycham na głos czym zwracam na siebie uwagę nauczycielki.
-
Chcesz coś dodać Scarlet? - przerażona otwieram szeroko oczy.
Rozglądam się zdezorientowana po klasie szukając pomocy. Czy jest
szansa, że nie zwracała się do mnie? Szybko przeczę głową i
podnoszę dłonie wycofując się. - Och nie wstydź się. Śmiało
mów!
Jak
dać jej do zrozumienia, że przez ponad pół godziny nawet przez
chwilę jej nie słuchałam? Co mam jej powiedzieć? Co wymyślić...
Zerkam na mapę którą opracowywaliśmy. Taką chociaż mam
nadzieję. Rozpoznaję tam Polskę i morze Bałtyckie. Jedyne na co
wpadam to.
-
Jak suchy jest ocean?
***
- No tym to rozwaliłaś panią!
Louis
nie kryje, że jest rozbawiony całą tą sytuacją. Siedzimy wraz z
Alice i Markiem, który ot tak postanowił sobie przyjść do szkoły.
Rozcieram sobie nasadę nosa.
-
To nie miało tak być! - jęczę. Blondyn zerka na mnie opychając
się przy tym kanapką. - Chciałam zapytać jak WIELKI jest ocean...
A nie jak suchy...
-
Nawet nie widziałeś miny nauczycielki! - wtrąciła szczęśliwa
koleżanka. - Myślałam, że zaraz coś ją trafi!
Uderzam
czołem o blat. Ile razy jeszcze zamierzają to opowiadać?! Czuję
delikatny dotyk na plecach, który powoli zaczyna mi rozmasowywać
barki. Rozluźniam się.
-
Istotnie żałuję, że nie było mnie na tej rzekomej lekcji, ale...
- podnosi moją twarz i szczypie policzek. - Dajmy już spokój temu
morskiemu liskowi.
Cała
czerwona odtrącam jego rękę. Rzucam mu wściekle spojrzenie na co
się jedynie śmieje. Pochyla się i całuje mnie w policzek.
-
Nie licz, że ujdzie Ci to płazem... - szepczę mu do ucha. Zamyka
oczy i pochyla głowę w moją stronę.
-
Jesteś pewna?
-
Całkowicie. - czochram jego włosy i odpycham jego głowę.
Nagle
ktoś mnie trąca. Odwracam się zdziwiona i widzę dziewczynę z
napakowaną tacą oraz przewieszonym plecakiem na ramieniu.
Przerażona patrzy na mnie.
-
O ludzie... - przygotowuję się na ucieczkę albo krzyk z jej strony
" Toż to ta niepełnosprawna umysłowo dziewczyna, która jest
zdolna do morderstwa! " Biorę głęboki wdech... -
Przepraszam!!! Tak mi przykro Scarlet! Przepraszam! Przez przypadek
Cię popchnęłam!!! Przerwałam Ci w czymś? Tak mi przykro.
Przepraszam!
Wypuszczam
szybko powietrze. O co jej chodzi? Skąd zna mnie na tyle dobrze by
mówić do mnie po imieniu? Poza tym ile razy użyła słowa
"przepraszam"?
-
Spokojnie nic się nie stało. - uśmiecham się, by ją uspokoić bo
wygląda jakby zaraz miała zemdleć z wrażenia. Jej dłonie wciąż
gestykulują.- Tak poza tym to skąd mnie znasz?
Dziewczyna
uspokaja się i zamiera. Za okularami jej oczy robią się szerokie
jak spodki.
-
Jak to skąd? Chodzimy przecież do tej samej szkoły. - Odpowiada
jakby to było oczywiste. Czuję się przez to naprawdę głupio.
-
Aha... Heh wybacz, ale ja nie mam takiej pamięci do twarzy i imion.
Chcesz się przysiąść?
Mówię
zanim pomyślę. Szybko zerkam na swoich towarzyszy, którzy ku
mojemu zdziwieniu nie przeczą. Wręcz przeciwnie z entuzjazmem ją
witają. Nie wiem czemu, ale czuję się przy niej spokojnie,
wyluzowana jakbym mogła jej powiedzieć o wszystkim. Inni chyba też
tak uważają. Dziewczyna zdezorientowana próbuję się wycofać,
ale jej na to nie pozwalamy.
-
Czyli po prostu mnie nie znasz? - mówi, gdy siada obok mnie,
odstawiając przy tym tace na stół. Plecak rzuciła gdzieś pod
stół. Przytakuję głową. - Hmn... Acha... Czyli to tak...
Wypadałoby się chyba przywitać. Nazywam się Mel.
Mówi
nieśmiało do nas i uśmiecha się słodko. Od razu czuję do niej
sympatię.
-
No. Pewnie nas już kojarzysz, ale przedstawię Ci nas raz jeszcze.
Nazywam się Scarlet. Ten oto blondyn obok mnie to Louis..
-
Jej najukochańszy chłopak. - wtrąca i przytula mnie mocno.
-
Ha. Jedyny. Ale tak. Obok Louisa z ciemnymi włosami to Mark.
-
Miło mi. - uśmiecha się zadziornie i podaje dłoń Mel, która
przyjmuje ją. Chłopak całuje przyjętą dłoń i się cofa. Zerka
jeszcze tylko przez chwilę na Alice, która wbrew sobie cała się
rumieni. Uśmiecham się pod nosem. To zagranie było nieczyste.
Kiedy wreszcie powiedzą co do siebie czują?
-
Wracając to jest Alice. - przyjaciółka lekko kiwa głową.
-
Miło poznać.
-
I nawzajem. - mruczy blondynka i daje kosmyk swoich krótkich włosów
za ucho. Potem zaczyna się bawić swoimi palcami. Chcę coś
powiedzieć gdy nagle słyszę znajomy głos. Sztywnieję. Spoglądam
za siebie. James jak zwykle idealnie ubrany i wyglądający wprost
wspaniale szedł przez stołówkę... wraz ze swoją nową
dziewczyną. Coś mnie ukłuło. Nie wiem czy to zazdrość, czy ból
po jego stracie... a może po prostu obojętność? Przegryzam wargę.
Przestań! Nie zapominaj jak cię potraktował po zerwaniu...
Dlaczego nie mogę się odwrócić i go zignorować? Zaciskam mocno
pięść. Uspokój się. Masz przecież Louisa. Czego chcesz jeszcze?
" Wyjaśnień " Czuję jakbym dostała w
policzek. " Nie żartuj sobie ze mnie. "
Po prostu mnie rzucił. O czym tu rozmawiać? Przecież to nic
wielkiego. Zostawił mnie i tyle. Nie... To nie prawda. Nadal nie
rozumiałam, dlaczego nagle przestał mnie kochać. To nie może tak
zostać. Podnoszę się.
-
Zaraz wracam. Muszę coś wyjaśnić. - rzucam szybko. Na pięcie się
obracam.
-
Idziesz z nim porozmawiać? - głos Louisa wyrywa mnie z transu.
Zatrzymuję się. Kiwam głową tyłem do niego. Słyszę
westchnienie. Nastaje cisza. - Skoro musisz. Idź.
-
Dziękuję. - mruczę cicho pod nosem.
Naprawdę
chcę się dowiedzieć prawdy. Nie mogę już dłużej udawać, że
mnie to nie interesuję. Co zrobiłam źle, że ode mnie odszedł? Z
każdym krokiem coraz trudniej mi zrobić kolejny. A jeśli nie chcę
poznać prawdy? Co jeśli będzie lepiej jeśli nigdy się tego nie
dowiem? Powoli docieram do niego. Z trudem biorę kolejny wdech. W
głowie rozbrzmiewa ostrzegawczy oraz bardzo natarczywy głos "
Zawróć póki masz jeszcze szansę!"
-
James? - chłopak patrzy na mnie i zamiera. Moje serce również. Ze
wszystkich sił próbuję wydusić te dwa słowa. - Możemy
porozmawiać?
Daję
dłonie za plecy. Z nerwów wyginam palce we wszystkich kierunkach.
Przytakuje nieznacznie. Coś szepcze do ucha swojej dziewczyny a ona
kiwa głową ze zrozumieniem. Uśmiecha się do mnie miło, co
sprawia, że zaskoczona odwzajemniam to.
Wychodzimy
na korytarz. Idziemy przez chwilę w krępującej ciszy, która ani
trochę nie pomaga mi w wypowiedzeniu tego na głos.
-
O czym chciałaś porozmawiać? - zatrzymujemy się przed wielkimi
oknami z widokiem na las. Biorę głęboki wdech i zerkam na niego.
-
Dlaczego ze mną zerwałeś? - odwraca wzrok. - Nie byłam tą
jedyną?
Cisza.
Drążę dalej.
-
Dobra... Dlaczego, więc jeśli zerwałeś ze mną to się na mnie
wyżywałeś?
Nadal
nic. Przegryzam wargę. Jednak to za dużo jak dla mnie. Czuję łzy
zbierające się w oczach.
-
A może w czymś zawiodłam? - Coraz bardziej zaczynam się czuć
jakbym mówiła do ściany. Podnoszę głos. - Jeśli tak to
czym?!
Pierwsza
łza zaczyna mi spływać po policzku.
-
Powiedz błagam... - Szepczę. Chłopak wreszcie, podnosi wzrok na
mnie. Jest zmieszany. Szuka właściwych słów, ale nie potrafi tego
zrobić.
-
Scarlet. - Drapie się po szyi. - Właśnie o to chodzi, że... Że
nie zrobiłaś nic złego... To... To wszystko moja wina.
Prawie
się zakrztusiłam szlochem. Zdumiona nie mogę spuścić z niego
wzroku.
-Nie
rozumiem. - mamroczę.
-Nie
potrafiłem sprawić byś o nim zapomniała. Byś myślała jedynie o
mnie. Nie o nim... to wszystko i tak nie miało sensu. Gdy tylko go
zobaczyłaś wiedziałem ze świata poza nim nie widzisz... Zrobiłem
to, byś z nim była... A ty potem chodzisz sama, smutna... Miałaś
się na niego rzucić i być... być z nim... ja to rozumiem. Nie mam
nic przeciwko temu... tylko... że....ja...
Szloch
wyrywa się ponownie z mojej klatki piersiowej. Płaczę, płaczę
mocno. Nie powstrzymuję tego. James próbuję do mnie podejść i
dotknąć mojego ramienia, ale wściekła odtrącam go. Uderzam
pięścią w jego pierś. Wszystkie emocje dotychczas tłumione, i
skrywane wylewają się w potoku żalu i złości.
-
Idioto... Ty świnio... OŚLE!! - Podnoszę wzrok i patrzę mu prosto
w oczy. Zaczynam krzyczeć. -Przecież Cię kochałam!!! Nie
rozumiesz?! Kochałam cię całym moim sercem! Byłeś dla mnie całym
głupim światem! Nigdy bym się z Louisem nie umówiła, nie
pocałowała, nie zaczęła chodzić, bo miałam kretynie Ciebie!!
Byłam Ci ślepo wierna!! Jak mogłeś tego nie widzieć?
Przez
całą kwestie uderzam go ciągle w klatkę. Odwracam się. Rozcieram
swoje ramiona.
-
O ludzie... Scar... O mój... Scar proszę wybacz mi... Scar...
Chcę
mu przebaczyć, ale się boję. Boję się, że on tylko udaje. Gra
przede mną a ja będę tą głupią, która mu zaufała. Nie chcę
nią być... Za często już mi się to zdarzało... Płaczę...
Kładzie mi dłoń na ramieniu i obraca mnie. Nie mam sił by na
niego spojrzeć. Nic nie mówi. Nagle przyciąga mnie do siebie.
Obejmuje i przytula mocno. Jego zapach przyprawia mnie o miłe
wspomnienia. Uśmiecham się przez łzy. Stoimy tak a on mnie
delikatnie kołyszę.
-
Ciiii.. - szepcze mi w włosy. - Jest już dobrze. Spokojnie.
Przepraszam...
Nie
przeszkadza mi jego głos. Chcę tak zostać jeszcze przez chwilę.
Naprawdę mi dobrze. Odsuwam się dopiero po kilku minutach.
Uśmiecham się. Siadam pod oknem i próbuję się uspokoić. Co się
właśnie wydarzyło? Jaką scenę właśnie odegrałam.. Nastaje
kolejna cisza.
-
Jak tam nowa dziewczyna? - postanawiam jakoś przełamać lody.
Chłopak siada obok mnie.
-
Monia? - James wydaje się szczerze zaskoczony. Zastanawia się. -
Bardzo dobrze. Tak jakby coś między nami przeskoczyło...
Rozumiesz prawda? - kiwam ze zrozumieniem głową. - Ha... Wręcz
idealnie. Jest tak kochana, miła... nie chcę jej zawieźć.
Uśmiecham
się na co on się rumieni. Klepię go po plecach.
-
Życzę Wam powodzenia.
Wstaję.
Otrzepuję spodnie, poprawiam koszulkę. Pochylam się i całuję go
w policzek. Odchodzę i macham mu na pożegnanie ręką.
-
Jeśli nie będziesz za dużo myślał a jej zaufasz to wszystko
będzie dobrze.
Mówię
jeszcze do niego. Kiwa głową i śmieje się.
Ja
natomiast skręcam w boczny korytarz i staram się wrócić na
stołówkę. Po drodze wycieram mokre oczy. Nie było tak źle jak
myślałam, że będzie. Nareszcie sobie wyjaśniliśmy
niejasności... Najbardziej obawiam się teraz reakcji Louisa. Pewnie
z jego genialnym słuchem usłyszał co powiedziałam... Że nigdy
bym się z nim nie umówiła... Ale to przecież oczywiste! Nie będę
zdradzała chłopaka... A trójkącik mi się nie widzi. Od
niechcenia podnoszę wzrok. Zamieram. Przede mną stoi drobna, niska
dziewczyna. O bardzo jasnych włosach. Patrzy na mnie swoimi
zielonymi oczami a ja widzę w nich jedynie ból. Znam ją...
Bianca.
Trzyma się kurczowo swojego boku. Przyglądam się jemu baczniej. Przerażona dostrzegam plamę krwi. Chcę do niej podejść i pomóc, ale zauważam cień za nią. Szybko się cofam i przyjmuję pozycję obronną, którą mnie nauczył Louis.
-
Ależ moja kochana nie bój się. Przyszedłem jedynie aby Cię
zobaczyć. - Lykaon szczerzy się okrutnie i wymija dziewczynę. - To
co gotowa na moją propozycje?
Śmieję
się i kręcę głową. Nie ufam zbytnio swojemu głosowi.
-
Rozumiem... Czyli pozwolisz, że ją zabiję tak?
Zimny
pot cieknie mi po plecach. Kpi sobie ze mnie. " Nie. Nie
kpi... Ale szantażuje a to co innego. " Kitsune nie
teraz! " Próbuję opanować szybko bijące serce.
Muszę wymyślić plan.... Coś przez co Bianca nie zginę... A jeśli
tylko chcą mnie oszukać.... Nie wiem. Już chcę się odwrócić
kiedy nagle Lykaon dopada do dziewczyny i przykłada pazury do jej
szyi. Krople krwi plamią jej koszulkę. Przecież on jest wstanie to
zrobić. Podbiegam kawałek ale się powstrzymuję... Nawet wilkołak
nie przeżyję przeciętej tętnicy...Ostatnie co pamiętam to kły
Lykaona i szept..
-
Witamy w rodzinie.
~*~*~*~*~*~*~
Witam
kochani <3
Więc
o to jestem z nowym rozdziałem. Słyszeliście aby kiedykolwiek
choroba przyniosła odrobinę weny? Ha ja też a tu proszę.
Rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Poza tym nie sądziłam,
że kiedykolwiek pokaże Jamesa od takiej strony. Szczerzę nie
sądziłam, że kiedykolwiek się jeszcze pokaże. Ale to
niiiiiiiiic... Teraz to będzie się działo. I zrozumiem jeśli
będziecie mi pisać, że nic nie rozumiecie... Postaram się jakoś
jasno to napisać, ale wątpię by te następne rozdziały wychodziły
jakoś rozsądnie... Dlatego jeśli macie jakieś pytania co do
bloga, albo do mnie do proszę zadawajcie je w zakładce pytania
https://bo-zycie-to-nie-basn.blogspot.com/p/pytania.html
Przyjemnie
jest wrócić do swojej starej postaci. Wow... Scarlet to bardzo
dziwna i interesująca postać... Zobaczymy czy i tym razem zrani
Louisa. I wiecie co? Tęskniłam za nimi. Za ich relacją i wszystkim
<3 Cieszę się, że powoli doprowadzam to do końca... Chociaż
zaczynam się nienawidzić za to co zrobię za niedługo... Ale to
jeszcze kilka rozdziałów!
Poza
tym życzę miłego czytania. A i oczywiście dziękuję Wam za
wszystko! Za każde przeczytane słowo! Naprawdę Was kocham <3
I
serdeczne pozdrowienia dla Kasi i Gosi z mojej klasy, które bardzo
wytrwale czekają na nowe rozdziały, mam nadzieję, że ten rozdział
przypadnie Wam do gustu.