niedziela, lutego 18

22 Rozdział

Biorę głęboki wdech. Próbuję się skupić. Sytuacja nie wygląda w żaden sposób przyjemnie.
- To co proponujesz? - rzucam kąśliwe w stronę towarzysza. Wzrusza ramionami.
- Olewamy Louisa, uciekamy do Norwegi i zakochujemy się w sobie szaleńczo.
Uśmiecha się szeroko i porusza brwiami. Uderzam go w tył głowy.
- Ał… A to za co?!
- Wiesz doskonale… A teraz skup się. Musimy się tam dostać.
- Łatwiej powiedzieć niż zrobić…
Przewracam oczami. Ten to odkrył Amerykę... Ale niestety to prawda. Przegryzam wargę. Musi być na to jakiś sposób. Rozglądam się.
- A co z tamtymi drzwiami?
Jego spojrzenie nie sugeruje jego aprobaty.
- Tak po prostu chcesz się podkraść?
Innego pomysłu żadne z nas nie znalazło, więc wzdychając powoli zaczęliśmy się skradać.
***
Zapach pleśni okrutnie dobija się do moich nozdrzy. Rozglądam się po pomieszczeniu. Udało nam się ukryć za ołtarzem. Opieram się o zimny marmur. Staram się opanować swoje szalejące emocje.
- Lykaon możemy pogadać?
Głos mojego chłopaka rozbrzmiewa mi w głowie. Zaskoczona staram się podsłuchać. Czyżby Kitsu sprawił, że mam lepszy słuch? Jeśli tak to dziękuję.
- Czego potrzebujesz, bracie?
Przez chwilę się oburzam, ale przecież przypominam sobie, że faktycznie byli kiedyś przyjaciółmi. Nadal nie dopuszczam tej myśli do siebie.
- Żaden brat... Wiem, że to ty porwałeś Scarlet, więc powiedz mi po dobroci GDZIE ONA JEST?
On jest tu przeze mnie?! Co za kretyn.
- Mówisz o tej twojej ... - zamilkł przez chwilę. Wydawało mi się jakby miał coś na końcu języka, ale szybko się powstrzymał. - No tak ten, tamtej... Nie wiem. Kto wie co roi się w jej opętanej główce. Poza tym słyszałem, że nie jest taka święta, wiesz? Ona jest szalona. Tak jak wszyscy co się z nią przyjaźnią... Ah... Nie miej mi tego za złe stary.
Nie wytrzymuję. Kątem oka jeszcze zauważam podstępny uśmieszek Marka po czym wskakuję na ołtarz. Podnoszę z dumą głowę.
- Odszczekaj to Lykaon. - warczę. Przez chwilę widzę u niego zaskoczenie, które zastępuje podziw.
- Ohohohoho...Czyżby nas zagubiony lisek się znalazł? Patrz no - bierze Louisa pod ramię i szczerzy się. - Czy to nie jej szukałeś?
Chcę odwrócić wzrok, ale nie potrafię. Wiem, że pewnie wyglądam tragicznie, co też można wyczytać po jego minie, ale gdy to zrobię przyznam się do słabości. Jestem wśród drapieżników i muszę się zachowywać jak jeden z nich.  Albo zginę.
- Łapy precz od mojego chłopaka!
W mój głos wstępuje nowa potężna siła, która nawet fenrira przeraziła. Odskoczył. W moich ukochanych błękitnych oczach zobaczyłam dumę jak i coś więcej. Coś bardziej zwierzęcego.
- No hej wszystkim! - mój wcześniejszy wybawca wskakuje obok mnie. Rozgląda się. - Co to za ciężka atmosfera? Co się dzieje?
- No patrzcie kto się też zjawił. - Lykaon szybko się pozbierał. Po mimo tej jednej wpadki czerpał z tego prawdziwą frajdę. Ledwo powstrzymywał się od śmiechu.- A ja się zastanawiałem kto jej pomógł.
- Nie spodziewałeś co? - jego ton był olewający, ale wiedziałam, że bardzo się stara by nie zejść z tego miejsca.
- Oj nie... Nie po kundlu z podkulonym ogonem.
Oczy Marka momentalnie rozbłysły. Sam się śmieje. Z błyszczącymi oczami uśmiecha się szatańsko.
- I ten kundel dorwie się do twojego gardła.
***
Co stało się później w żaden sposób nie byłam w stanie ogarnąć. Gdy już chciałam zejść, nagle do pomieszczenia wpadli łowcy. Znacie to uczucie, gdy myślicie, że gorzej być już nie może i wtedy całe życie postanawia Ci się zwalić na głowę? Jeśli tak, to pewnie wiecie co teraz czuję. Zaskoczona odruchowo ukrywam się za ołtarzem. Obok mnie przelatują pociski. Cała kaplica wypełnia się krzykiem i jękami. Po raz kolejny w moim życiu zastanawiam się, w co ja się znowu wpakowałam. Już chcę się wycofać kiedy nagle ktoś obok mnie kuca.
- Louis...
Uśmiecha się kątem ust.
- Cześć lisek.
Nie wytrzymuję. Rzucam mu się w objęcia i przytulam najmocniej jak potrafię. Jego zapach, jego ciało. Tak bardzo mi tego brakowało. Tak bardzo za tym tęskniłam. W tym momencie nic nie mogło sprawić bym wróciła na ziemie. Liczył się tylko on. Jego uścisk staje się mocniejszy. Wdycha mój zapach. Wiem, że czuje to samo co ja, w tej chwili. Daję swoje dłonie na jego twarz. Spoglądam na nią. Jego kilkudniowy zarost łaskocze mnie w dłonie. Wydawałoby się jakby nic się w nim nie zmieniło. Wciąż te same rozczochrane blond włosy. Piękne błękitne oczy, obserwujące każdy mój ruch... A jednak coś nie grało. To co wydarzyło się przez ostatnie miesiące, nas zmieniło. Odcisnęło swoje piętno. Odkąd wrócił do miasteczka wszystko się zmieniło. Tego dnia nasze losy się połączyły, ale również skazały nas na porażkę. Jego ręka dotyka mojej. Ściska ją mocno. Zamyka oczy i wzdycha.
- Tak się martwiłem Lisek... Tak się bałem.
- Ja wiem, przepraszam...
Nagle coś uderzyło niedaleko nas. Chłopak szybko przybliżył się. Jego oczy zaczęły się mienić.
- Muszę Cię stąd zabrać.
- Nie mogę! - zatrzymuję go, każąc również skupić mu się na sobie. Jego twarz wykrzywia grymas.
- JAK TO NIE MOŻESZ?! Scarlet czy ty siebie słyszysz?! - wściekły chwyta mnie za ramiona. - Nie możesz ot tak zginąć! Nie pozwolę ci na to!
Myśli, że chcę zginąć? Chcę po prostu przeżyć z nim resztę życia. Chcę już z nim być do końca. O niczym innym nie marzę. Jednak wiem, gdzie jest moje miejsce i jakie jest moje zadanie. Nagle to do mnie dotarło. Nie bez powodu Lykaon chciał mnie. Nie bez powodu to wszystko miało miejsce. Jestem jedyną osobą mogącą raz na zawsze powstrzymać fenrirów. RAZ NA ZAWSZE UNICESTWIĆ ICH. Jestem antydotum. Cały czas nim byłam. Niestety, będzie za to trzeba zapłacić wysoką cenę.  Teraz jedyne co muszę zrobić to wykonać moje zadanie. Chwytam go za dłonie.
- Louis słuchaj mnie. Słuchaj uważnie.
Widzę jak coś w nim próbuje się zbuntować, ale po chwili zrezygnowany wzdycha.
- Scarlet...
- Od zawsze byłam tylko pionkiem. Louis nie uszykujmy się. Nie byłam niczym więcej... Nie  przerywaj mi! Ale i tak się cieszę, że mogłam tyle przeżyć. I, że mogłam Was wszystkich poznać. - tutaj chwilę zatrzymuję. - Że poznałam Ciebie. Kocham Cię, Louis. Kocham Cię całym moim sercem i zawsze będziesz najważniejszą osobą w moim życiu. Zawsze będziesz i zawsze byłeś.
- Dlaczego to brzmi jak jakieś cholerne pożegnania? - mruczy niezadowolony a w jego oczach wiem już, że wie do czego zmierzam. I wcale mu się to nie podoba. Całuję jego dłonie.
- Dziękuję Ci za wszytko. Za to, że nigdy nie poddałeś się względem mnie. Że byłeś przy mnie chociaż ja tego nie chciałam. Za to, że dzięki Tobie poczułam się naprawdę kochana. Dziękuję Ci za wszytko. Jednak... Ja muszę to zrobić. I wiesz, że mnie nie powstrzymasz.
Oboje jesteśmy rozdarci.
- Nie chcę tego...
- Wiem... - szlocham. - Ja też nie chcę.
Zrezygnowany zamyka oczy dając mi do zrozumienia, że się zgadza. Poddaje się. Przybliża się do mnie. Całuje mnie jak nigdy dotąd. Ten całus jest delikatny, pełen tęsknoty, żalu... oraz nadziei. Patrzę na niego. Będę tak bardzo tęsknić.
- Mój głupek.
Uśmiecham się przez łzy. Odwzajemnia to.
- Jestem twój Lisek. Na zawsze.
***
Doskonale wiem już co robić. Mój lisi towarzysz, pomimo wielu zastrzeżeń, zgodził się. Wiem już jak to ma się skończyć. Idę do ołtarza. Czuję wszystkie spojrzenia na sobie, ale nie przejmuję się tym. Oni są tylko tłem. Dźwięki do mnie nie dochodzą. Jestem tylko ja i Kitsune. My przeciwko tej chorej rzeczywistości. "Tylko mnie nie zawiedź" Słyszę jego śmiech. "Nigdy" Z ciepłym uczuciem wskakuję na ołtarz. Kładę sobie dłonie na klatce i powtarzam słowa, które karze mi powiedzieć.
Tyś jesteś jak skała, tyś jesteś jak wiatr.
Na moc wielkiego księżyca,
pozwólcie mi dojrzeć prawdy.
Czuję jak powietrze wokół mnie się zbiera. Wszystko blednie. Jest coraz zimniej. Ciągnę jednak dalej.
Otwórzcie bramy do nowego świata.
Sprawcie by czas się cofnął.
Jeśli mam się poświęcić by wszyscy przeżyli... To nie widzę żadnego problemu. I tak już za wiele kłopotów im sprawiłam. Czuję łzy na policzkach.
Cofnijcie krzywdy.
Przelana krew niech zniknie.
Niech wróci dawna miłość.
To i tak musiało się w ten sposób skończyć. Wybacz Mark za narażenie Cię na problemy... Alice za bycie beznadziejną przyjaciółką... James za to, że nie potrafiłam być dobrą dziewczyną. Przepraszam Mamo i Tato, powinnam być o wiele lepszą córką jak i osobą.
Na wszystkie pradawne duchy.
Przyzywam Ciebie o wielki wilku!
Wybacz Louisie. Nie będę mogła dotrzymać naszej obietnicy. Nasze spojrzenia się spotykają.  Ból w jego oczach. Jakby chciał mnie samym wzrokiem przywołać do siebie. Niestety... Takie jest moje przeznaczenie. Moje usta wymówiły zwykłe, proste słowo.
"Dziękuję"



Koniec?


~*~*~*~*~*~*~
18.02.2018
Łączna liczba wyświetleń: 8 799
Liczba obserwatorów: 12
Pierwszy post: 27.06.2015
Liczba postów: 22
Liczba miniaturek: 2
Liczba komentarzy: 277

Ja wiem, ja wiem...
JAK MOGŁAŚ JĄ UŚMIERCIĆ?!!
Więc tak. Siła wyższa. Nie no żartuję. Po prostu tak wyszło. Więc proszę, nie znienawidźcie mnie przez to. To od początku było zaplanowane.
A tak ogólnie to
KOCHANI DZIĘKUJĘ WAM BARDZO, BARDZO ZA WSZYSTKO <3
Przez te kilka lat wiele się u mnie zmieniło, co pewnie nie liczni co wytrwali zauważyli... Pewnie nikt nie przeczyta tego, ale chcę byście wiedzieli, że ten blog był czymś ważnym dla mnie. W końcu wiecie, TRZY LATA!!! Tyle się tutaj nauczyłam. I na pewno wyniosę wiele nauk na następny raz. Nigdy nie zapomnę pięknych komentarzy, wiele pomocy od Was. Zwłaszcza od Raven i Kasi. Dziękuję Wam dziewczyny za bycie ze mną <3
I wam czytelnikom, którzy mam nadzieję, że nawet jak nie komentowaliście to trzymaliście kciuki za Louisa i Scarlet.
Kocham Was mocno <3
Tak mocno jak i samych bohaterów. Będę za nimi tak tęsknić. Nie sądziłam, że to będzie dla mnie tak trudne. Tak bardzo trudne. Nagle nie potrafię się z nimi pożegnać. Chcę, ale nie potrafię. Co widać po rozdziale… Wiem, że jest dość krótki i taki… Co? Co tu się stało? Ale… Naprawdę uznałam, że muszę to skończyć i pójść dalej, a nie tkwić ciągle w jednym i tym samym. A i jeszcze… Czekajcie na epilog ;)
Jakby coś to nie rzucam pisania. Właśnie szykuję kolejne opowiadanie, więc jeśli będziecie ciekawi to zapraszam!
Całuję Was mocno i do zobaczenia <3