piątek, sierpnia 21

6 Rozdział

 - Zabiję Cię. Nie ważne czy byłaś u chorej babci czy może odbierałaś Oskara. Znajdę Cię i dopadnę. Zapamiętaj to sobie.
Rozłączam się. Znowu nie odebrała. Już od trzech dni, z resztą. Głaszczę Basket za uchem. Niedziela zapowiadała się cudownie. Nie za ciepło i nie za zimno. Idealny dzień, żeby zmarnować go na czytanie czegoś o wilkach! Podchodzę do biurka. Basket posłusznie idzie za mną i skaczę na biurko. Kładzie się i miauczy. Głaszczę ją, żeby się uciszyła. Od kiedy ją dostałam nie zamyka swojej mordki. Otwieram pierwszą stronę i zatapiam się w czytaniu.
Po kilkunastu minutach przewracam znudzona strony. Nic nie znalazłam. Kompletnie nic. Odchylam się i przecieram zmęczone oczy. Dosyć tego. Przestań sobie psuć dzień. Może to już ostatni taki śliczny dzień w tym roku? Wstaję i podchodzę do szafy. Wyciągam niebieski sweter z końmi i krótkie spodenki. Schodzę na dół.
-Wychodzę!- krzyczę do rodziców. Głaszczę raz jeszcze Basket i wychodzę z domu. Nie zamierzam już jej wypuszczać na dwór. Drugi raz nie popełnię tego błędu. Chociaż dopóki nie dowiem się kto zabił Basket. Skoro to nie Louis. Potrząsam głową jakby to miało mi uporządkować, wszystkie myśli. To co wczoraj się zdarzyło, nic nie znaczy. Oczywiście jestem mu bardzo wdzięczna za kotkę. Nawet bardzo, ale żeby od razu tak mu przebaczyć? Pocieram ramiona. Wzdycham. Potem podnoszę głowę i oddycham jesiennym powietrzem. Raz jeszcze zerkam na telefon. Nic. Jak zwykle. Chowam go do tylnej kieszeni. Przegryzam wargę i idę na trawnik. Przebiegam prze ulice i wbiegam do lasu. Na początku czuję zmęczenie typowe dla mnie. Potem jednak odczuwam radość. Tak wielką, że dodaję mi dodatkową siłę. Przeskakuję bez problemu przez korzenie. Podnoszę głowę i śmieję się. Wiatr rozwiewa mi włosy a ja czuję się wspaniale. Zagłębiam się coraz głębiej w las. Robi się coraz ciemnej. Nie boję się.
Zatrzymuję się przy małym jeziorku. Kucam i ochlapuję się zimną wodą. Jest to dla, jak ambrozja dla wycieńczonego herosa. Oddycham szybko. Nagle telefon zaczyna dzwonić. Odbieram.
-Halo?- mówię. Próbuję zapanować nad oddechem.
-Scarlet?- słyszę niepewny głos Alice. Zrywam się na równe nogi.
-Alice? Ty stara krowo. Gdzie jesteś i czemu nie odbierasz telefonów!- krzyczę. Jestem na nią wściekła. Jak mogła mnie tak przestraszyć?
-Jest wszystko w porządku. Musiałam nagle wyjechać. No i tutaj jest tylko jeden telefon. Można z niego korzystać tylko za zgodą nauczyciela…
-Nauczyciela?- śmieję- To gdzie ty jesteś? Na odwyku?
-Coś w tym stylu…
Milknę. Przeraża mnie jej smutek i prawda jaką to mówi. Siadam bo czuję jak trzęsą mi się nogi.
-Kiedy wracasz?- czuję jak język zaczyna mi się plątać. To nie może być prawda. Nie po tym jak nareszcie wszystko zaczyna się układać.
-Za niedługo. Prawdopodobnie dwa dni…
-Tak krótko…-liczę na palcach- Pięć dni! Co to w ogóle za odwyk?
Mówię niepewnie. Od kiedy to niby trwa tak krótko. Nie znam się na tym tak dobrze, ale zawsze sądziłam, że powinno trwać to dłużej.
-Nie mogę ci powiedzieć…
-Proszę? Nie możesz powiedzieć swojej najlepszej przyjaciółce, poprawka, siostrze, jeśli mogę tak dalej mówić, na jakim odwyku się znajdujesz?-warczę. Nie wiem skąd nagle u mnie ta złość. Chcę przerwać, ale wiem, że to dopiero początek.- Nie dajesz żadnego sygnału życia a teraz jeszcze nie chcesz nic powiedzieć?
-To nie tak! Ja chciałabym bardzo, ale boję się, że przez to nie będziesz mnie już lubić…
Zabolało równie mocno, jak wbicie sztyletu w brzuch.
-Och… Więc to tak…- mówię już lodowatym tonem.- Rozumiem… Uważasz, że jestem aż tak płytka, że zignoruję lata  przyjaźni? Opuszczę przyjaciółkę w potrzebie? Skoro tak to nie będę ci dalej przeszkadzać.-Warczę.
-Scarlet nie! Nie o to chodzi. Tylko wiesz jaka jesteś…
-Jaka ja jestem, czy jaką MNIE INNI POSĄDZAJĄ!?- krzyczę. Mam już dosyć. Tama została przerwana i już jej nie naprawię.
-Proszę nie złość się na mnie. Ja po prostu nie mogę ci powiedzieć…
-A wypchajcie się z tymi tajemnicami!- wrzeszczę. Mam już dosyć tego, że wszyscy nie mogą mi czegoś powiedzieć. Najpierw Louis teraz Alice? Moja najlepsza przyjaciółka… Przecieram mokre oczy.
-Scarlet proszę!
Rozłączam się. Bez pożegnania. Bez żalu. Siadam nad jeziorem. Przeczesuję swoje włosy. Czemu wszystko musi iść nie po mojej głupiej myśli!? Przecieram wściekła oczy. Dosyć. Czemu to ja zawsze muszę cierpieć? Czemu ja? Niech nareszcie poznają gorzki smak straty. Biorę kamień do ręki. Podrzucam go a potem rzucam najdalej jak tylko potrafię.
Nagle po drugiej stronie jeziora coś porusza się w krzakach. Wstaję powoli i patrzę w tamtym kierunku. Z zarośli wychodzi kruczoczarny wilk. Cofam się o kilka kroków. Na pewno nie ma dobrych zamiarów. Jego czarne ślepia wpatrują się we mnie. Obnaża kły i skaczę w moją stronę. Co jest z tymi wilkami? Czemu atakują akurat mnie? Chcę uciec, ale wtedy słyszę głos w mojej głowie. „Czekaj” Nie wiem czemu, ale nie ruszam się. Czekam. Rozluźniam całe moje ciało. Staję luźniej, w lekkim rozkroku, gotowa do skoku. Wilk jest już przerażająco blisko. „Prawo” Skaczę na prawo. Wilk chybia i zatacza się na ziemi. Patrzy na mnie i warczy.
-No pięknie, zaraz zginę.- mruczę. „Broń” Proszę? Uchylam się przed kolejnym atakiem i rozglądam się. Jaka niby broń? Tyle po dobrych radach. Wilk skacze na mnie. Upadam. Czuję ból rozpływający się po całych plecach. Jęczę i powstrzymuję go obiema rękami przed zatopieniem swoich kłów w mojej szyi. Czuję jego ohydny odór z pyska. Kątem oka widzę coś błyszczącego niedaleko mnie. Czyżby to było to co myślę? Patrzę w czarne ślepia wilka i zbieram całą moją siłę. Kopię go w brzuch. Zatacza się a ja biegnę do broni. Ignoruję ból w całym moim ciele. „Za tobą” Kucam i chwytam w dłoń lśniący czarny łuk. Jest idealny dla mnie. Nakładam strzałę i odwracam się. Biorę głęboki wdech i wypuszczam wraz z oddechem. Strzeliłam w klatkę piersiową. Wilk wydaję skomlenie i upada ciężko na ziemię. Opuszczam łuk. Czy ja go przed chwilą zabiłam? Błagam powiedzcie, że nie. Podbiegam do niego. Kładę łuk obok siebie. Blisko, żeby w razie potrzeby znów zaatakować. Obracam go i widzę ranę. Wstrzymuję oddech. Coś dziwnego się z nim dzieję. Sierść powoli znika a kończyny się wydłużają. Przestraszona odchodzę od niego i patrzę jak w miejscu wilka leży teraz nastolatek. Przecieram oczy. Czy mnie już kompletnie odbiło? Otwiera oczy i patrzy na mnie.
-Pomocy…- mówi zachrypniętym głosem. Otwieram oczy z przerażenia. Podbiegam do niego. Obracam go na plecy. Próbuję nie myśleć, że na sobie ma tylko czarne futro. „Nie pomagaj mu” Nie zostawię go tu samego. Zginie! „On chciał cię przed chwilą zabić” Gdzieś to mam. Wiążę włosy w kucyk. Pomagam mu wstać. Opiera się o mnie całym ciężarem. Stękam. Słyszę za sobą wycie. „Nadchodzą” Chłopak wzdrygnął się i jęknął.
-Oni mnie zabiją…
-Przecież już umierasz!- warczę. Chwytam łuk i strzały. Zagłębiamy się w las. Myślałam, że nie ma niczego gorszego niż brzuski. Myliłam się. Nawet bardzo. Chłopak próbuję mi pomóc, ale jest zbyt zajęty tamowaniem krwawienia. Czuję, że oni są już blisko. Jacy oni? Podnoszę wzrok. Nie dam rady donieść go do domu. Co robić?
Coś ociera się o moją prawą nogę. Podskakuję i widzę białego wilka. Wskazuje krzaki niedaleko nas. Nawet nie wie jak się cieszę na jego widok. Idę tam „Są już blisko” Biały wilk odwraca się, węszy a potem warczy i jeży włosy na grzbiecie.
-Tak też wiem, że są blisko.- mówię. Kładę wygodnie chłopaka na ziemi. Jęczy a ja nie wiem jak mu pomóc. Przegryzam wargę.
Wilk odwraca się i patrzy na mnie błękitnymi oczami. Przechyla głowę. Próbuję zapanować nad bijącym sercem. Przecież to wilki! Na pewno nas wyczują. Jesteśmy skończeni. Biały wilk trąca mnie swoim nosem. Patrzę na niego. Uśmiecham się słabo. Głaszczę go by zająć czymś dłonie. „Zamknij oczy” Czemu? „Zaufaj mi. Zamknij oczy” A zabiję kogoś?  „Nie. Ochronisz” Boję się. Jeśli znowu otworzę oczy i zobaczę kogoś zranionego przeze mnie… Nie chcę. Nie dam rady. „Będzie dobrze. Nie bój się” Biorę głęboki wdech i zamykam oczy. Czuję jak moje ciało robi się lekkie. Jest mi gorąco. Strasznie gorąco. Spadam w pustkę. Lis spada obok mnie. Skąd on się tu wziął? Patrzy na mnie swoimi piwnymi oczami.
- Kim jesteś?- nie wiem czemu zadaję to pytanie. Jego ucho kieruję się w moją stronę. Lis przechyla głowę. Wydaję dźwięk, który prawdopodobnie ma być śmiechem. Co go tak śmieszy?
Moja głowa uderza mocno o coś twardego. Otwieram oczy i widzę czarny nos. Siadam a biały wilk skaczę na mnie. Lizę mnie a ja się śmieję.
-No już, już. Też tęskniłam. Jest w porządku.- odpycham go i rozglądam się. Nadal jesteśmy w krzakach. Chłopak patrzy na mnie. Wygląda już lepiej. Czarne włosy sterczą mu we wszystkie strony. Oczy tego samego koloru co włosy, wydają się zaglądać w moją duszę. Zakrywa się futrem. Podchodzę do niego.
-Kim jesteś?- pytam się i siadam po turecku przed nim. Biały wilk kładzie się obok mnie. Chłopak patrzy na niego a potem mierzy mnie wzrokiem.
-Nie twoja sprawa…- wilk warczy. Głaszczę go za uchem. Patrzę na ranę po strzale.
-Ej! Sam sobie wyciągnąłeś strzałę?- pytam zaskoczona. Z książek i filmów i  z lekcji, wiem, że jest to bardzo trudne. Prawie nie wykonalne. Patrzy na miejsce rany a potem wzrusza ramionami.
-On mi pomógł.- mówi znudzony.
-Kto?
-No on- wskazuje na wilka. Zerkam na niego. Jego błękitne oczy ciemnieją. Czyli on też może się zmieniać w człowieka? Ciekawe kim jest… Wilk wstaje i warczy. Potem wydaje krótkie szczeknięcia. Chłopak podnosi ciemną brew i uśmiecha się. Również warczy i szczeka na co wilk jęknął. Patrzę na nich jak na kosmitów. Czy oni się właśnie porozumiewają? Chłopak śmieje się. Patrzy na mnie i uśmiecha się lekko- A więc to tak. Farciara z ciebie.
-Ze mnie? Czemu? Co on powiedział? Kim ty jesteś? Czemu byłeś wilkiem?- zadaję mu coraz więcej pytań a jeszcze więcej się ich rodzi. Wybuchają niczym fajerwerki w sylwestra. Jego ciemne oczy uważnie mnie lustrują. Podchodzi do mnie. Jego wzrok zatrzymuje się na moich ustach. Podnosi mój podbródek i całuje. Otwieram zaskoczona oczy. Odpycham go wściekła. Biały wilk skacze na niego i rzuca się do gardła. Chłopak zmienia się w wilka i razem upadają na ziemię. Zaraz się zabiją!
-Przestańcie!- podbiegam do nich, ale wiem, że nic nie wskóram z tą siłą.- Idioci!- Siadam i patrzę na nich. Nic innego teraz zrobić nie mogę. Pocieram ramiona i syczę. Mam pełno zadrapań na rękach i nogach i wszędzie! Jak ja to wytłumaczę rodzicom? Biorę do ręki łuk i przyglądam się mu uważniej. Jak on się tu zjawił? I czemu wcześniej go nie zauważyłam? Może nie mam doskonałego wzroku, ale bez przesady! Od kiedy tylko pamiętam kochałam strzelać z łuku. Trzymając go w rękach czułam się o wiele silniejsza. Podnoszę głowę kiedy słyszę śmiech. Czarny wilk znów stał się człowiekiem. Siedzi odchylony do tyłu. Oparty o ręce. Odchyla głowę do tyłu i znów się śmieje. Teraz gdy na niego patrzę, wydaję mi się naprawdę przystojny.
-Mark.- rzuca. Biały wilk podchodzi do mnie. Trąca mnie nosem, ale nie zwracam na niego uwagi. Patrzę zdezorientowana na chłopaka.
-Co mówiłeś?- pytam się. Mam nadzieję, że mój rumieniec nie jest aż tak widoczny.
-Nazywam się Mark. A ty? Jakie masz imię?- Biały wilk warczy.
-Uspokój się- mówię do niego. Prycha i kładzie głowę na łapie.–Scarlet.
-Ładnie imię. Pasuję do ciebie.
Śmieję się aby zatuszować swoje zmieszanie.
-Przecież ty mnie nawet nie znasz.
-A muszę?
Śmiejemy się a biały wilk wstaje i odchodzi. Patrzę na niego zaskoczona. Co mu nagle odbiło?
-Hej! Gdzie idziesz? Zostań!- odwraca się jeszcze na chwilę a potem znika w zaroślach. Mogłabym przysiąść, że widziałam smutek w jego oczach. Mark podchodzi do mnie.
-Ach te amory. Nawet z wilkołaka zrobią idiotę.
Szybko odwracam głowę w jego stronę.
-Co masz na myśli?- chyba nie to, że ten wilk się we mnie zakochał. Chociaż nie wiem kto może być tym wilkiem.- Naprawdę uważasz, że on się we mnie zakochał?- kiwa głową. Postanawiam szybko zmienić temat. Zanim zajdzie za daleko. Pochylam się w jego stronę.-  Czyli wilkołak, tak?
Uśmiecha się. O ludzie jaki on jest przystojny.
-Tak wilkołak, ale ciekaw jestem kim ty jesteś? Wilkołakiem na pewno nie. Masz inny zapach. Więc kim?
Podchodzi do mnie bliżej. O co mu chodzi z tym zapachem? Nie mogę być jakimś nadnaturalnym stworzeniem. To niemożliwe. Prycham i podnoszę podbródek.
-Jestem człowiekiem. Nikim więcej.
-Człowiek nie potrafi ukryć dwóch wilkołaków, przed resztą stada. Ty jednak to potrafisz. Do tego te strzały. Zawierają jakąś truciznę czy coś?
Tracę na chwilę rezons. Jak ja to zrobiłam? I strzały? Co?! Za dużo tego wszystkiego! Czy to się stało wtedy kiedy zamknęłam oczy? Co się dokładnie stało! Hej, podświadomość! Chcę z tobą porozmawiać. Czy ja naprawdę to zrobiłam? „Możliwe” A spadaj. Przeczesuję swoje włosy. Nie to niemożliwe.
-I naprawdę nie wiesz kim mogę być?- pytam z nadzieją w głosie.
Kręci głową. Wzdycham. A szkoda. Czyli kolejny problem na mojej liście. Robi się już ciemno. Zimno zaczyna mi już doskwierać. Wstaję i rozciągam się.
-Masz gdzie spać?- rzucam do niego. Wzrusza tylko ramionami.
-Coś się znajdzie.
Kiwam głową. Odchodzę, ale kilka metrów od niego zatrzymuję się i patrzę na niego.
-Wiesz może kto jest białym wilkiem?- karcę samą siebie za widoczną nadzieję w głosie. Kręci głową
-Nie wiem jak się nazywa, ale mogę ci coś podpowiedzieć.
Podchodzi do mnie. Pochyla się i daję mi kosmyk włosów za ucho.
-Wilkołak może okłamywać każdego kogo zechce. Jego oczy, niestety tego nie potrafią.
Uśmiecha się i zmienia w wilka. Patrzę jak znika w ciemnościach. Oczy nie kłamią? Co to do licha znaczy? Przewracam oczami. Biorę do ręki łuk i strzały i wracam do domu. Zaskakuję mnie jak łatwo przyjęłam do wiadomości, że istnieje coś takiego jak wilkołaki. To wszystko to nie tylko głupie historyjki. To prawda.
-Za dużo tego wszystkiego.- mruczę sama do siebie.
Kto jest tym białym wilkiem? Oczy. Niebieskie oczy… I nagle jakbym została uderzona piorunem dociera do mnie, kto jest białym wilkiem.
-Żartujecie chyba ze mnie…- warczę. Zmieniam kierunek. Mam dużo do zrobienia. Zacznę od poważnej rozmowy z pewnym osobnikiem. Jak mogłam wcześniej tego nie ZAUWAŻYĆ?

~*~*~*~*~*
Kolejny rozdział kochani! Jak myślicie kto jest białym wilkiem? Pewnie wszyscy już wiedzą. Głosujcie proszę w ankiecie ;) Dziękuję za cudowne komentarze. Nawet nie wiecie jak one pomagają.
Całuję i życzę miłych i dobrze spędzonych ostatnich dni wa... ;)