czwartek, lipca 16

3 Rozdział

Krople deszczu uderzają o parapet w klasie. Jest już czwarta lekcja i zostały mi jeszcze pięć. Uderzam długopisem o blat stołu. Jak ja nie lubię takiej pogody. Zwłaszcza, że muszę jeździć autobusem, do którego muszę najpierw dojść kilkanaście metrów. W ogóle wnioskuję, że dzisiaj jest mój pechowy dzień. Moje włosy, które są nadal mokre przez pewnego kochanego kierowcę, który wjechał prosto w kałuże ochlapując mnie caluteńką. Dzięki temu wyglądam teraz jak mokry kot. I nie przesadzam.
-Scarl… Co ci się stało!?- Alice podbiega i siada przy mnie. Swoim zdaniem utwierdza mnie co do mojej teorii o wyglądzie. Cały dzień się nie widziałyśmy. Posyłam jej mordercę spojrzenie, które natychmiast ją ucisza. Sięga pod stół i wyciąga z torebki kosmetyczkę. Podnoszę brew. Przyjaciółka uśmiecha się nieśmiało.- Zawsze ją mam. Tylko jej nie używałam. Proszę.
Podaję mi ją a ja przyjmuję ją z wdzięcznością. Do klasy jeszcze nie weszło wielu uczniów, więc zaczynam zmywać mój rozmyty tusz. Patrzę w lusterko i próbuję znowu zrobić sobie makijaż. Delikatnie przejeżdżam tuszem po rzęsach. Potem błyszczykiem po ustach i nie wyglądam już jak wypluty kłaczek. Teraz muszę tylko coś zrobić ze włosami. Dotykam je. W sumie nie są aż tak mokre. Poczekam może po tej lekcji się wysuszą?
-Hej śliczna- James siada za mną. Uśmiecham się i odwracam.
-Cześć James.- Pochylam się do niego a on mnie całuję. Działa to dla mnie wprost elektryzująco. Odchylam się i nie potrafię oderwać od niego wzroku. Do klasy wchodzą pierwsi uczniowie. Z niechęcią wyciągam książki i przypominam coś sobie.
-Alice, chciałaś się spotkać- kiwa szybko głową. Podpieram policzek o dłoń- Dzisiaj w „Caffetii”?
-Oczywiście. Osiemnasta?- Uśmiecham się. Do klasy wchodzi nauczycielka. Jest ubrana w niebieską koszulę i czarną spódniczkę do kolan. Spięte w ciasny kok kruczoczarne włosy i czarne oczy przypominają mi kruka. Rzuca dziennik na biurko a ci, którzy jeszcze jej nie zauważyli podskakują wystraszeni.
Krzyżuję nogi. Zaczyna się polski. Moja ukochana lekcja.
-Wyjmijcie książki z literatury. Zaczniemy dzisiaj czytać Shakespeara. Kojarzycie pewnie Romea?
Odchyliłam się na krześle. Tracę cały mój zapał. Mamy omawiać „Romea i Julię”? Przecież to jest najnudniejsza i najprostsza książka, jaką znam. Nie uszło to uwadze pani Brown, która spojrzała krzywo na mnie.
-Czy komuś to się nie podoba?- Powiedziała to tonem, w którym nie znała sprzeciwu. Pewnie myślała, że spuszczę wzrok i zaprzeczę. Niestety nie jestem taką dziewczyną.
-Tak.- Wszystkie spojrzenia kierują się w moją stronę- Sądzę, że historia „Romeo i Juli” jest bardzo prosta. Chłopak uważając, że kocha ponad życie pewną kobietę wybiera się na przyjęcie. Tam spotyka piękną dziewczynę. Zakochuje się w niej zapominając nagle o jego „wielkiej” miłości i wyznaję miłość tej dziewczynie. Ona też się w nim zakochuję ze względu na wygląd. Potem nie mogą być razem, więc postanawiają uciec. Coś się nie udaję. Romeo widzi, że Julia nie żyję, więc postanawia popełnić samobójstwo. Nie wiedział, że to była tylko taka sztuczka. Julia budzi się i widzi Romea. Zabija się. Koniec. Moim zdaniem nic ten dramat nie uczy.
Podnoszę podbródek i moja brew kieruję się do góry. Nauczycielka patrzy na mnie i przegryza wargi.
-Panno Lee.- Prycha- Pewnie znowu masz jakąś trafną uwagę, tak? Proszę bardzo. Tablica jest twoja.
Myśli, że tym mnie speszy? Nie ze mną takie rzeczy. Wstaję poprawiam mój niebieski sweterek i idę z podniesioną głową przez klasę. Nie muszę patrzeć by poczuć jak niektórzy kulą się w swoich ławkach. Nawet z mokrymi włosami zbudzam tutaj respekt. Znają mnie. Wiedzą, że ze mną nie można zadzierać. Podchodzę do tablicy. Podpieram rękę o biodro i uśmiecham się.
-Tak, więc moja kochano klasa.- Tutaj przelatuję wzrokiem po klasie- Chciałam wam tu opowiedzieć jak ja…
-Przepraszam za spóźnienie.- Drzwi klasy się otworzyły a stoi w nich Louis. Zamieram. Co on robi w tej klasie? W gardle robi mi się sucho. Przelatują mi wspomnienia ze wczorajszej nocy. Moje załamanie przed nim. Pokazanie mojej słabszej strony. Jak ja mam się teraz mu pokazać?
-Witaj- pani Brown zerka do dziennika. Podnosi brew.- Louis Thompson. Czy ja ciebie nie znam dziecko?
Pewnie, że go pani zna. Takiego charakterystycznego chłopaka nie da się po prostu pominąć. Zerkam na Louisa.
-Mieszkałem tutaj wcześniej proszę pani.- Słodki uśmiech pojawia się na jego twarzy. Pani chrząka i każe mu usiąść. Bacznie odprowadzam go wzrokiem. Z oburzeniem patrzę jak siada obok Jamesa. Czy on musi być zawsze tak blisko mnie? Nie wystarczy, że jest moim sąsiadem?
-Panno Lee?
Zdezorientowana patrzę na moją nauczycielkę. Gestem pogania mnie, żebym zaczęła mówić. Biorę głęboki wdech. Weź się w garść.
-Tak. „Romeo i Julia” chyba każdy w tej klasie zna to. I pewnie są podzielone zdania. Inni uważają to za piękną historię miłosną, ukazującą prawdziwą miłość i w ogóle. Przecież to takie romantyczne… Jednak jest też domieszka tutaj tych, którzy pewnie uważają tak jak ja, że jest to bardzo pusty utwór. Jednak jest to normalne…
-Co masz na myśli?- Zaskoczona patrzę w kierunku skąd dobiega głos. Louis siedzi pochylony do przodu. Na jego twarzy maluję się ciekawość. Czy on chcę mnie ośmieszyć przed wszystkimi czy co?
-To nie twoja sprawa…-warczę.
-Ależ panno Lee- pani Brown tylko czekała aż się potknę.- Musisz. Skoro jesteś tak bardzo wygadana to proszę.
Słowo „musieć” jest dla mnie obrzydliwe. Co to znaczy? Nikt nie może mnie do niczego zmusić. Cała klasa patrzy na naszą trójkę. Kto pierwszy ulegnie?
-W wierszu Cypriana Kamila Norwida „W Weronie” możemy spotkać dwa punkty widzenia. Przy pierwszym patrzymy okiem artystów, romantyków, dzisiaj byśmy ich tak nazwali. Skąd to wiemy? Możemy to wywnioskować po nazwisku autora, czyli Cyprian a on natomiast jest pisarzem. Zaraz się przekonacie.
Recytuję trzecią zwrotkę, którą pamiętam najbardziej.
Cyprysy mówią, że to dla Julietty,
Że dla Romea ta łza znad planety
Spada... I groby przecieka”
W klasie nastaję całkowita cisza, która jest rzadkością w tej grupie. Mówię dalej.
-Potem spotkamy ludzi, takich jak na przykład ja. Bez uczuć, którzy twardo patrzą na życie. Nie myślą o życiu w bajcę. O księciu na białym koniu, który przyjedzie i wtedy magicznie wszystkie nasze problemy znikną. Po prostu są realistami.- Zaskoczyły mnie własne słowa.- A brzmią one tak.
A ludzie mówią, i mówią uczenie,
Że to nie łzy są, ale że kamienie,
I że nikt na nie... Nie czeka!”
Rozglądam się po klasie. Nikt nic nie mówi. Wszyscy utkwili wzrok we mnie. Patrzę na Louisa, który ma nieodgadnięty wyraz twarzy. Nie wiem, co teraz myśli i szczerze mam to gdzieś. Podnoszę podbródek i zwracam się do pani.
-Czy to wszystko? Mogę usiąść?- Kiwa słabo głową. Kłaniam się sztucznie i idę do ławki. Gdy siadam nadal wszyscy na mnie patrzą jakbym miała zaraz wybuchnąć płaczem lub coś podobnego. Pani kaszlę i przebiega wzrokiem po klasie.
-Na dzisiaj to chyba wszystko. Na zadanie.- Cała klasa zgodnie jęczy, co nauczycielka uciszyła gestem ręki.-Dosyć. Rozprawka. „Czy Romeo i Julia postąpili dobrze? Czy mieli inny wybór?” Do widzenia.
Słyszymy dzwonek i wszyscy się już pakują. Jako pierwsza dochodzę do drzwi, kiedy pani mnie zatrzymuję.
-Scarlet?- Odwracam się zdziwiona. Pani nigdy nie zwraca się do uczniów po imieniu.
-Słucham. Czy coś pani ode mnie chcę?
-Po tym, co usłyszałam od ciebie… Ten fragment o byciu osobą bezuczuciową… Naprawdę tak uważasz? Te wszystkie słowa są prawdziwe?
Nie odrywam od niej wzroku. Nie mogę pokazać jej, że tak naprawdę sama nie wiem. Te słowa jakby płynęły ze mnie samej, ale zarazem nie. Mam mętlik w głowię się.
-Tak. Tak uważam.- Mówię opanowanym głosem.
-Czemu?- Przeciąga to pytanie. Wzruszam ramionami. Co mam powiedzieć? Patrzymy sobie w oczy.-Czy rozmowy z psychologiem nie pomagają?
Wzdrygam się na samo wspomnienie a tych rozmowach. Nigdy nie czułam się mniej komfortowo niż u tamtej baby. Odwracam wzrok i udaję, że bardzo mnie interesują tablice o "nie paleniu"
-Scarlet wiem, że masz... problem.
Myśli, że ja teraz zrobię wielkie oczy i powiem "Serio?!" Nie. Tego to raczej się nie doczeka. Patrzę na nią. Uderza mnie to, że naprawdę wydaję się przejęta tym co się ze mną dzieję.
Niestety ja od wielu, wielu lat potrafię tylko krzywdzić ludzi. Zwłaszcza tych, którzy chcą dla mnie najlepiej. Odwracam się i kieruję do wyjścia. Zanim jednak przekroczę próg uśmiecham się.
-Czemu? Bo tak jest proszę pani…
Zamykam drzwi. Idę korytarzem na stołówkę. Czuję jak na tamie, którą zbudowałam wokół mojego serca pojawiły się rysy. Przestań. Tylko się nie rozczulaj. Takich mięczaków to świat i życie zjadają na przystawkę.
A propos jedzenia. Jestem głodna jak wilk. Marzę już tylko o tym, żeby zjeść coś i spędzić trochę czasu w spokoju. Otwieram drzwi do stołówki i kieruję się do kucharki. Dostaję swoją porcję i idę do mojego ukochanego stolika.
Nagle widzę blond czuprynę. No kurczę! Nie muszę widzieć jego twarzy by wiedzieć, kto tam siedzi. Podchodzę wolno do stolika przysłuchując się toczącej rozmowie.
-Czyli przeprowadziłeś się tutaj niedawno, tak?- Zaskoczona jestem, że James jest miły dla niego. Zawsze był trochę zdystansowany do nowych ludzi. Podejrzane.
-Tak. Cieszę się, że tu wróciłem. Pełno wspomnień.- Louis odchyla się do tyłu uśmiechając się.
-A gdzie mieszkasz?- Alice pochyla się w jego stronę. W mojej głowie zapaliła się lampka ostrzegawcza. Zanim pomyślę podchodzę do nich i całuję Jamesa w usta. Zaskoczony tym traci na chwilę głowę. To mi wystarczy. Odsuwam się od niego. Siadam pomiędzy nim a Louisem i stawiam głośno tacę.
-Hej!- Nawet dla mnie to brzmi sztucznie- Jak tam u was? O czym rozmawialiście?
Patrzą na mnie z wielkimi oczami. Nie mogę pozwolić na to, żeby dowiedzieli się, że on mieszka obok mnie. Nie chcę tego.
-Louis miał właśnie nam powiedzieć gdzie mieszka.-Odpowiada James i obejmuję mnie ręką w tali.- No to gdzie?
Louis zdaję się w ogóle nie zwracać na niego uwagi. Patrzy na mnie swoimi błękitnymi źrenicami. Między nami przeskakuję iskra. Ignoruję ją. Błagam go w myślach by nic nie mówił. Otwiera usta a ja zamieram.
-Witaj lisek. Nieźle powiedziałaś dzisiaj na lekcji. Podziwiam.- Uśmiecha się szelmowsko i pochyla w moją stronę. Czuje jak James zaciska dłoń w pięść na moimi plecami. Jest źle.
-Skąd się znacie?- W głosie Jamesa słychać ostrzegawczą nutę. Louis spuszcza ze mnie wzrok.
-Znamy się…
-Chodziliśmy razem do podstawówki!- Biorę głęboki wdech. Zaskoczona tym, że wstrzymałam oddech mówię to trochę za głośno i za szybko. To nie jest kłamstwo. Powiem Jamesowi wszystko. Tylko nie to, że jest moim sąsiadem.- I do gimnazjum. Prawda?
Zerkam na Louisa. Oby to łykną. Nie ukazuję żadnej dodatkowej emocji i wiem już, że przegrałam.
-Tak. Z liskiem poznałem się w dzieciństwie. Uroczę było z niej dziecko.
Gryzę się w język by nie powiedzieć mu, żeby nie nazywał mnie liskiem! Muszę jednak wytrzymać. Powinnam być mu wdzięczna. Zerka na mnie i puszcza perskie oczko.
-Rozumiem…- James chyba tego nie kupił. Przesuwam się do niego i kładę głowę na jego ramieniu. Splatam jego palce z moimi. Słyszę jego nierówny oddech i czuję przyspieszone serce. Jest zdenerwowany. Przeze mnie. Chcę go uspokoić. Powiedzieć, że tylko on się liczy. Nikt inny. Jego zapach męskich perfum to wszystko, co mi się z nim kojarzy. Mój spokój przechodzi na niego, bo po chwili oddycha z ulgą i całuję mnie w czubek głowy. Uśmiecham się.
-Dobrze. Grasz w coś?- Cieszę się bardzo ze zmiany tematu. Oddycham z ulgą. Czuję kopnięcie w kolano. Podnoszę głowę i spojrzenie moje i Alice się stykają.
-Alice, co się...- Mój głos zamiera w gardle. Patrzę przez okno. W naszą stronę zmierzały kruki. Stado kruków. Pięknych, wielkich, kruczoczarnych ptaków. Nigdy jeszcze nie widziałam kruka na żywo. Teraz życie jakby mi to wynagradzało.
Jak zaczarowana podchodzę do okna, kiedy inni siedzą. Zapadła całkowita cisza. Nikt nie waży się ruszyć. Słychać moje kroki odbijające się od ścian. Staję przed oknem. Kruki są coraz bliżej. Nie zwracam na to uwagi. Coś mnie przyciąga. Ktoś chcę bym wyszła. Bym poszła do niego. Wprost w jego pułapkę. Czułam w całym moim ciele jego przywoływanie. Zamykam oczy. Dźwięk roztrzaskanego szkła blednie, krzyki również. Czy ja też krzyczę?
Ktoś łapie mnie i popycha na bok. Tonę w jego objęciach. Powoli odpływam. Z trudem utrzymuję kontakt z rzeczywistością. Na czole wyskakują mi kropelki potu. Otwórz oczy! Czemu nie potrafię tego zrobić? Słyszę, co się wokół mnie dzieję, ale nie mogę zareagować. Moje ciało jest bezwładne. Nie mam nad nim kontroli. Słyszę przerażony krzyk Alice. Wołanie Jamesa. Jednak to głos Louisa przebija się przez to wszystko najbardziej.
-Nie poddawaj się Lisek. Dasz radę.
Ktoś do mnie podbiega. Kilka osób. Próbuje coś powiedzieć, ale język utkwił mi w gardle. Ktoś mną potrząsa. Czuje nawet gorąco rozpływające się na policzku. Nie potrafią jednak mnie obudzić.
Nagle czuję energię. Otacza mnie i otula dodając mi siły. Nie wiem, co to jest, ale wiem, że chcę mi pomóc. Słyszę w głowie kobiecy głos. „Nie poddawaj się. Nie teraz.”
-Lisek!
-Zamknij się Louis.- Otwieram oczy by spojrzeć w zielone źrenice. James wydawał się zdezorientowany. Jak ja. Co on tu robi? Podnoszę się i rozglądam. Widzę Louisa na drugim końcu sali. Jak to? Przecież tak dobrze go słyszałam. Jakby był przy mnie! Pielęgniarka do mnie podchodzi i coś do mnie mówi, ale nie docierają do mnie jej słowa. Skupiam się tylko na Louisie. Jego błękitne oczy przyglądają mi się. Uśmiecha się i znika.
Krzyczę wystraszona. Wszyscy biorą to za zły znak. Czuje jak James mnie podnosi i niesie. Nie wiem gdzie. On zniknął. Tak po prostu. Był a sekundę później już nie!
-Louis on…- James pochyla się do mnie i całuję w czoło.
-Spokojnie Scarlet. Będzie dobrze. Nie bój się. Jesteś przy mnie.
Czuję jak energia ze mnie odpływa. Jak mam być spokojna? Czy tylko ja widzę w tym jakąś mroczną siłę? Jak wszyscy mogą tak spokojnie to znosić? Zamykam oczy i tracę całkowicie kontakt ze rzeczywistością.
***
Czuję zapach malin. Wdycham go i rozkoszuję się nim. Przeciągam się. Otwieram oczy i widzę, że jestem w moim pokoju. Jak się tutaj dostałam? Przeczesuję swoje włosy. Próbuję wstać. Jednak szybko robi mi się niedobrze i mroczki pojawiają się na moich oczach. Siadam i biorę głęboki oddech. Jest mi gorąco. Strasznie gorąco. Słyszę ciche pukanie do drzwi. Do pokoju wchodzi mama ze szklanką wody.
-Jak się czujesz?- Siada na skraju łóżka. W jej oczach widzę troskę. Podwijam nogi i biorę od niej szklankę. Opróżniam szybko jej zawartość i czuję się odrobinę lepiej.
-Lepiej. Dziękuję.- Próbuję się uśmiechnąć, ale mi to nie wychodzi. Patrzę na mamę i widzę, że jej oczy się zaszkliły.- Mamo… Przestań! Nie płacz. Nic się nie stało.
Przytula mnie mocno. Odwzajemniam uścisk. Czuję zapach wina. Martwiła się. Odsuwam się od niej i patrzę jej w oczy.
-Mamo.- Daję jej dłonie na ramiona zmuszając ją by nie spuszczała ze mnie wzroku.- Nic mi nie jest.
-Kochanie. Tak się bałam, gdy do mnie zadzwoniono ze szkoły. Byłyśmy w szpitalu. Nadal nie kontaktowałaś ze światem, ale doktor powiedział, że nic ci nie jest. "To tylko zasłabnięcie". Tak powiedział. Głupi lekarze. Myślą, że są najmądrzejsi... Kochanie na pewno wszystko jest w porządku?
Kiwam głową. Raczej tak. Patrzę na zegarek. Jest już po dziewiętnastej. I nici ze spotkania z Alice. Wzdycham i patrzę jak mama wychodzi z pokoju. Co się właściwie stało w szkole? Czemu zemdlałam?
Kiedy mama wraca zastaję mnie przy oknie. Stoję i patrzę w księżyc. Jest już prawie pełny. Za dwa dni będzie pełnia. Kocham patrzeć na rozgwieżdżone niebo. Jest takie piękne i ciche. To mnie uspokaja. Rose podchodzi do mnie i delikatnie prowadzi do łóżka. Kładę się a mama całuję mnie policzek.
-Śpij dobrze.- Gasi światło zostawiając mnie w całkowitych ciemnościach. Przytulam mocniej moją zabawkę. Wtulam się w nią. Czy ja oszalałam?
~*~*~*~*~*
Kolejny rozdział za nami. Dziękuję bardzo za te wszystkie wejrzenia, obserwacje i komentarze. Pamiętajcie:
czytasz=komentujesz
Jak mijają Wam wakacje? Ja wróciłam z koloni jeździeckich. Było cudownie! Naprawdę bajecznie. A wy?
Pozdrawiam i całuję, Melete




9 komentarzy:

  1. Oh, to opowiadanie z każdym rozdziałem coraz bardziej mnie wciąga! Kiedy następny rozdział? :D Jak to już chyba mam w tradycji (to chyba moja natura, kiedyś stracę przez to wszystkich przyjaciół), doradzę Ci, abyś uważała na słowa kończącymi się na literę 'e'. Nie wiem czym to jest spowodowane, ale często robisz błąd wstawiając 'ę' zamiast 'e'. Może jest to spowodowane tym, że chciałaś jak najszybciej dodać kolejny wspaniały rozdział, ale warto jest przejrzeć sobie przed wstawieniem, czy nie ma jakichś literówek :)
    Miłych wakacji życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Tobie również życzę miłych wakacji.
      Co do "e" i " ę" to nigdy nie wiem kiedy je wstawić a kiedy nie. Dziękuje za korekty są dla mnie ważne. Cieszę się bardzo, że moje opowiadanie ci się podoba. Mam nadzieję, że Cię nie zawiode.
      Pozdrawiam, Melete

      Usuń
  2. Nominowałyśmy cię do LBA^^
    Gratulujemy
    http://o-obozie-herosow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ave Malinoe!
    Rozdział jak zwykle świetny^^
    My nigdy ci nie dorównamy xd
    Na początku myślałam, ze Louis to wilkołak^^
    Nie wiem czemu, ale teraz już nie mam zielonego pojęcia xd
    Zapraszam również do mnie xd
    o-obozie-herosow.blogspot.com
    OH YEAH!! Już trzeci rozdział^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Malinoe
      Przestań. Wy też jesteście świetne! I nie mów, że nie ;) I twój blog jest genialny! Tylko nie wiem kiedy będzie następny rozdział! Błagam zlituj się nade mną. Za niedługo na prawdę zapomnę treści! Życzę dużo, dużo, duuuuużo weny!
      Pozdrawiam i całuję, Melete

      Usuń
  4. Nominuję cię do LBA. http://youaremyhappyendinghook.blogspot.com/p/lba.html
    Miło by było, gdybyś zerknęła też na moje wypociny. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Już dawno przeczytałam rozdział, ale jestem na wakacjach, więc dopiero teraz mogę skomentować!
    Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co piszesz! Naprawdę! Mam wrażenie, że z każdym rozdziałem jest coraz lepiej i coraz bardziej wyrabiasz sobie swój styl - podoba mi się to. Ta scena z krukami... Wow. Uwielbiam takie momenty, hmm kojarzy mi się z sceną z Teen Wolfa i ten lis, czyżby była Kitsune? (jak to się pisze to nie mam pojęcia xd wiem, powalam składnią w tym zdaniu..) Ale!
    Jestem też tutaj, by nominować Cię do LBA, wiem, wiem, jestem kolejną osobą :)
    http://ponad-czasem-raven.blogspot.fr/2015/07/liebster-blog-award-czyli-nagroda-za.html
    Powodzenia kochana <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Raven!
      Jak ja Cię dawno tutaj nie widziałam. Jak przeczytałam na twoim blogu byłaś w Paryżu, tak? Nieźle. I spokojnie! I tak się cieszę, że to skomentowałaś. Jest to dla mnie bardzo, bardzo ważne.
      Masz całkowitą rację z Teen Wolfem. Trochę zgapiłam. Wydało się. Czekałam aż ktoś to nareszcie zauważy ;) I dziękuję ci za twoją CUDOWNĄ opinie! Jak to czytam to po prostu rogalik pojawia się na mojej buzi! I dziękuję Ci za nominacje!
      Pozdrawiam, całuję i trzymaj się cieplutko!
      Melete

      Usuń
  6. Czytam od dzisiaj i powiem że póki co bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń