Krople
deszczu uderzają o parapet w klasie. Jest już czwarta lekcja i
zostały mi jeszcze pięć. Uderzam długopisem o blat stołu. Jak ja
nie lubię takiej pogody. Zwłaszcza, że muszę jeździć autobusem,
do którego muszę najpierw dojść kilkanaście metrów. W ogóle
wnioskuję, że dzisiaj jest mój pechowy dzień. Moje włosy, które
są nadal mokre przez pewnego kochanego kierowcę, który wjechał
prosto w kałuże ochlapując mnie caluteńką. Dzięki temu wyglądam
teraz jak mokry kot. I nie przesadzam.
-Scarl…
Co ci się stało!?- Alice podbiega i siada przy mnie. Swoim zdaniem
utwierdza mnie co do mojej teorii o wyglądzie. Cały dzień się nie
widziałyśmy. Posyłam jej mordercę spojrzenie, które natychmiast
ją ucisza. Sięga pod stół i wyciąga z torebki kosmetyczkę.
Podnoszę brew. Przyjaciółka uśmiecha się nieśmiało.- Zawsze ją
mam. Tylko jej nie używałam. Proszę.
Podaję
mi ją a ja przyjmuję ją z wdzięcznością. Do klasy jeszcze nie
weszło wielu uczniów, więc zaczynam zmywać mój rozmyty tusz.
Patrzę w lusterko i próbuję znowu zrobić sobie makijaż.
Delikatnie przejeżdżam tuszem po rzęsach. Potem błyszczykiem po
ustach i nie wyglądam już jak wypluty kłaczek. Teraz muszę tylko
coś zrobić ze włosami. Dotykam je. W sumie nie są aż tak mokre.
Poczekam może po tej lekcji się wysuszą?
-Hej
śliczna- James siada za mną. Uśmiecham się i odwracam.
-Cześć
James.- Pochylam się do niego a on mnie całuję. Działa to dla
mnie wprost elektryzująco. Odchylam się i nie potrafię oderwać od
niego wzroku. Do klasy wchodzą pierwsi uczniowie. Z niechęcią
wyciągam książki i przypominam coś sobie.
-Alice,
chciałaś się spotkać- kiwa szybko głową. Podpieram policzek o
dłoń- Dzisiaj w „Caffetii”?
-Oczywiście.
Osiemnasta?- Uśmiecham się. Do klasy wchodzi nauczycielka. Jest
ubrana w niebieską koszulę i czarną spódniczkę do kolan. Spięte
w ciasny kok kruczoczarne włosy i czarne oczy przypominają mi
kruka. Rzuca dziennik na biurko a ci, którzy jeszcze jej nie
zauważyli podskakują wystraszeni.
Krzyżuję
nogi. Zaczyna się polski. Moja ukochana lekcja.
-Wyjmijcie
książki z literatury. Zaczniemy dzisiaj czytać Shakespeara.
Kojarzycie pewnie Romea?
Odchyliłam
się na krześle. Tracę cały mój zapał. Mamy omawiać „Romea i
Julię”? Przecież to jest najnudniejsza i najprostsza książka,
jaką znam. Nie uszło to uwadze pani Brown, która spojrzała krzywo
na mnie.
-Czy
komuś to się nie podoba?- Powiedziała to tonem, w którym nie
znała sprzeciwu. Pewnie myślała, że spuszczę wzrok i zaprzeczę.
Niestety nie jestem taką dziewczyną.
-Tak.-
Wszystkie spojrzenia kierują się w moją stronę- Sądzę, że
historia „Romeo i Juli” jest bardzo prosta. Chłopak uważając,
że kocha ponad życie pewną kobietę wybiera się na przyjęcie.
Tam spotyka piękną dziewczynę. Zakochuje się w niej zapominając
nagle o jego „wielkiej” miłości i wyznaję miłość tej
dziewczynie. Ona też się w nim zakochuję ze względu na wygląd.
Potem nie mogą być razem, więc postanawiają uciec. Coś się nie
udaję. Romeo widzi, że Julia nie żyję, więc postanawia popełnić
samobójstwo. Nie wiedział, że to była tylko taka sztuczka. Julia
budzi się i widzi Romea. Zabija się. Koniec. Moim zdaniem nic ten
dramat nie uczy.
Podnoszę
podbródek i moja brew kieruję się do góry. Nauczycielka patrzy na
mnie i przegryza wargi.
-Panno
Lee.- Prycha- Pewnie znowu masz jakąś trafną uwagę, tak? Proszę
bardzo. Tablica jest twoja.
Myśli,
że tym mnie speszy? Nie ze mną takie rzeczy. Wstaję poprawiam mój
niebieski sweterek i idę z podniesioną głową przez klasę. Nie
muszę patrzeć by poczuć jak niektórzy kulą się w swoich
ławkach. Nawet z mokrymi włosami zbudzam tutaj respekt. Znają
mnie. Wiedzą, że ze mną nie można zadzierać. Podchodzę do
tablicy. Podpieram rękę o biodro i uśmiecham się.
-Tak,
więc moja kochano klasa.- Tutaj przelatuję wzrokiem po klasie-
Chciałam wam tu opowiedzieć jak ja…
-Przepraszam
za spóźnienie.- Drzwi klasy się otworzyły a stoi w nich Louis.
Zamieram. Co on robi w tej klasie? W gardle robi mi się sucho.
Przelatują mi wspomnienia ze wczorajszej nocy. Moje załamanie przed
nim. Pokazanie mojej słabszej strony. Jak ja mam się teraz mu
pokazać?
-Witaj-
pani Brown zerka do dziennika. Podnosi brew.- Louis Thompson. Czy ja
ciebie nie znam dziecko?
Pewnie,
że go pani zna. Takiego charakterystycznego chłopaka nie da się po
prostu pominąć. Zerkam na Louisa.
-Mieszkałem
tutaj wcześniej proszę pani.- Słodki uśmiech pojawia się na jego
twarzy. Pani chrząka i każe mu usiąść. Bacznie odprowadzam go
wzrokiem. Z oburzeniem patrzę jak siada obok Jamesa. Czy on musi być
zawsze tak blisko mnie? Nie wystarczy, że jest moim sąsiadem?
-Panno
Lee?
Zdezorientowana
patrzę na moją nauczycielkę. Gestem pogania mnie, żebym zaczęła
mówić. Biorę głęboki wdech. Weź się w garść.
-Tak.
„Romeo i Julia” chyba każdy w tej klasie zna to. I pewnie są
podzielone zdania. Inni uważają to za piękną historię miłosną,
ukazującą prawdziwą miłość i w ogóle. Przecież to takie
romantyczne… Jednak jest też domieszka tutaj tych, którzy pewnie
uważają tak jak ja, że jest to bardzo pusty utwór. Jednak jest to
normalne…
-Co
masz na myśli?- Zaskoczona patrzę w kierunku skąd dobiega głos.
Louis siedzi pochylony do przodu. Na jego twarzy maluję się
ciekawość. Czy on chcę mnie ośmieszyć przed wszystkimi czy co?
-To
nie twoja sprawa…-warczę.
-Ależ
panno Lee- pani Brown tylko czekała aż się potknę.- Musisz. Skoro
jesteś tak bardzo wygadana to proszę.
Słowo
„musieć” jest dla mnie obrzydliwe. Co to znaczy? Nikt nie może
mnie do niczego zmusić. Cała klasa patrzy na naszą
trójkę. Kto pierwszy ulegnie?
-W
wierszu Cypriana Kamila Norwida „W Weronie” możemy spotkać dwa
punkty widzenia. Przy pierwszym patrzymy okiem artystów, romantyków,
dzisiaj byśmy ich tak nazwali. Skąd to wiemy? Możemy to
wywnioskować po nazwisku autora, czyli Cyprian a on natomiast jest
pisarzem. Zaraz się przekonacie.
Recytuję
trzecią zwrotkę, którą pamiętam najbardziej.
„Cyprysy
mówią, że to dla Julietty,
Że
dla Romea ta łza znad planety
Spada...
I groby przecieka”
W
klasie nastaję całkowita cisza, która jest rzadkością w tej
grupie. Mówię dalej.
-Potem
spotkamy ludzi, takich jak na przykład ja. Bez uczuć, którzy
twardo patrzą na życie. Nie myślą o życiu w bajcę. O księciu
na białym koniu, który przyjedzie i wtedy magicznie wszystkie nasze
problemy znikną. Po prostu są realistami.- Zaskoczyły mnie własne
słowa.- A brzmią one tak.
„A
ludzie mówią, i mówią uczenie,
Że
to nie łzy są, ale że kamienie,
I
że nikt na nie... Nie czeka!”
Rozglądam
się po klasie. Nikt nic nie mówi. Wszyscy utkwili wzrok we mnie.
Patrzę na Louisa, który ma nieodgadnięty wyraz twarzy. Nie wiem,
co teraz myśli i szczerze mam to gdzieś. Podnoszę podbródek i
zwracam się do pani.
-Czy
to wszystko? Mogę usiąść?- Kiwa słabo głową. Kłaniam się
sztucznie i idę do ławki. Gdy siadam nadal wszyscy na mnie patrzą
jakbym miała zaraz wybuchnąć płaczem lub coś podobnego. Pani
kaszlę i przebiega wzrokiem po klasie.
-Na
dzisiaj to chyba wszystko. Na zadanie.- Cała klasa zgodnie jęczy,
co nauczycielka uciszyła gestem ręki.-Dosyć. Rozprawka. „Czy
Romeo i Julia postąpili dobrze? Czy mieli inny wybór?” Do
widzenia.
Słyszymy
dzwonek i wszyscy się już pakują. Jako pierwsza dochodzę do
drzwi, kiedy pani mnie zatrzymuję.
-Scarlet?-
Odwracam się zdziwiona. Pani nigdy nie zwraca się do uczniów po
imieniu.
-Słucham.
Czy coś pani ode mnie chcę?
-Po
tym, co usłyszałam od ciebie… Ten fragment o byciu osobą
bezuczuciową… Naprawdę tak uważasz? Te wszystkie słowa są
prawdziwe?
Nie
odrywam od niej wzroku. Nie mogę pokazać jej, że tak naprawdę
sama nie wiem. Te słowa jakby płynęły ze mnie samej, ale zarazem
nie. Mam mętlik w głowię się.
-Tak.
Tak uważam.- Mówię opanowanym głosem.
-Czemu?-
Przeciąga to pytanie. Wzruszam ramionami. Co mam powiedzieć?
Patrzymy sobie w oczy.-Czy rozmowy z psychologiem nie pomagają?
Wzdrygam
się na samo wspomnienie a tych rozmowach. Nigdy nie czułam się
mniej komfortowo niż u tamtej baby. Odwracam wzrok i udaję, że
bardzo mnie interesują tablice o "nie paleniu"
-Scarlet
wiem, że masz... problem.
Myśli,
że ja teraz zrobię wielkie oczy i powiem "Serio?!" Nie.
Tego to raczej się nie doczeka. Patrzę na nią. Uderza mnie to, że
naprawdę wydaję się przejęta tym co się ze mną dzieję.
Niestety
ja od wielu, wielu lat potrafię tylko krzywdzić ludzi. Zwłaszcza
tych, którzy chcą dla mnie najlepiej. Odwracam się i kieruję do
wyjścia. Zanim jednak przekroczę próg uśmiecham się.
-Czemu?
Bo tak jest proszę pani…
Zamykam
drzwi. Idę korytarzem na stołówkę. Czuję jak na tamie, którą
zbudowałam wokół mojego serca pojawiły się rysy. Przestań.
Tylko się nie rozczulaj. Takich mięczaków to świat i życie
zjadają na przystawkę.
A
propos jedzenia. Jestem głodna jak wilk. Marzę już
tylko o tym, żeby zjeść coś i spędzić trochę czasu w spokoju.
Otwieram drzwi do stołówki i kieruję się do kucharki. Dostaję
swoją porcję i idę do mojego ukochanego stolika.
Nagle
widzę blond czuprynę. No kurczę! Nie muszę widzieć jego twarzy
by wiedzieć, kto tam siedzi. Podchodzę wolno do stolika
przysłuchując się toczącej rozmowie.
-Czyli
przeprowadziłeś się tutaj niedawno, tak?- Zaskoczona jestem, że
James jest miły dla niego. Zawsze był trochę zdystansowany do
nowych ludzi. Podejrzane.
-Tak.
Cieszę się, że tu wróciłem. Pełno wspomnień.- Louis odchyla
się do tyłu uśmiechając się.
-A
gdzie mieszkasz?- Alice pochyla się w jego stronę. W mojej głowie
zapaliła się lampka ostrzegawcza. Zanim pomyślę podchodzę do
nich i całuję Jamesa w usta. Zaskoczony tym traci na chwilę głowę.
To mi wystarczy. Odsuwam się od niego. Siadam pomiędzy nim a
Louisem i stawiam głośno tacę.
-Hej!-
Nawet dla mnie to brzmi sztucznie- Jak tam u was? O czym
rozmawialiście?
Patrzą
na mnie z wielkimi oczami. Nie mogę pozwolić na to, żeby
dowiedzieli się, że on mieszka obok mnie. Nie chcę tego.
-Louis
miał właśnie nam powiedzieć gdzie mieszka.-Odpowiada James i
obejmuję mnie ręką w tali.- No to gdzie?
Louis
zdaję się w ogóle nie zwracać na niego uwagi. Patrzy na mnie
swoimi błękitnymi źrenicami. Między nami przeskakuję iskra.
Ignoruję ją. Błagam go w myślach by nic nie mówił. Otwiera usta
a ja zamieram.
-Witaj
lisek. Nieźle powiedziałaś dzisiaj na lekcji. Podziwiam.- Uśmiecha
się szelmowsko i pochyla w moją stronę. Czuje jak James zaciska
dłoń w pięść na moimi plecami. Jest źle.
-Skąd
się znacie?- W głosie Jamesa słychać ostrzegawczą nutę. Louis
spuszcza ze mnie wzrok.
-Znamy
się…
-Chodziliśmy
razem do podstawówki!- Biorę głęboki wdech. Zaskoczona tym, że
wstrzymałam oddech mówię to trochę za głośno i za szybko. To
nie jest kłamstwo. Powiem Jamesowi wszystko. Tylko nie to, że jest
moim sąsiadem.- I do gimnazjum. Prawda?
Zerkam
na Louisa. Oby to łykną. Nie ukazuję żadnej dodatkowej emocji i
wiem już, że przegrałam.
-Tak.
Z liskiem poznałem się w dzieciństwie. Uroczę było z niej
dziecko.
Gryzę
się w język by nie powiedzieć mu, żeby nie nazywał mnie liskiem!
Muszę jednak wytrzymać. Powinnam być mu wdzięczna. Zerka na mnie
i puszcza perskie oczko.
-Rozumiem…-
James chyba tego nie kupił. Przesuwam się do niego i kładę głowę
na jego ramieniu. Splatam jego palce z moimi. Słyszę jego nierówny
oddech i czuję przyspieszone serce. Jest zdenerwowany. Przeze mnie.
Chcę go uspokoić. Powiedzieć, że tylko on się liczy. Nikt inny.
Jego zapach męskich perfum to wszystko, co mi się z nim kojarzy.
Mój spokój przechodzi na niego, bo po chwili oddycha z ulgą i
całuję mnie w czubek głowy. Uśmiecham się.
-Dobrze.
Grasz w coś?- Cieszę się bardzo ze zmiany tematu. Oddycham z ulgą.
Czuję kopnięcie w kolano. Podnoszę głowę i spojrzenie moje i
Alice się stykają.
-Alice,
co się...- Mój głos zamiera w gardle. Patrzę przez okno. W naszą
stronę zmierzały kruki. Stado kruków. Pięknych, wielkich,
kruczoczarnych ptaków. Nigdy jeszcze nie widziałam kruka na żywo.
Teraz życie jakby mi to wynagradzało.
Jak
zaczarowana podchodzę do okna, kiedy inni siedzą. Zapadła
całkowita cisza. Nikt nie waży się ruszyć. Słychać moje kroki
odbijające się od ścian. Staję przed oknem. Kruki są coraz
bliżej. Nie zwracam na to uwagi. Coś mnie przyciąga. Ktoś chcę
bym wyszła. Bym poszła do niego. Wprost w jego pułapkę. Czułam w
całym moim ciele jego przywoływanie. Zamykam oczy. Dźwięk
roztrzaskanego szkła blednie, krzyki również. Czy ja też krzyczę?
Ktoś
łapie mnie i popycha na bok. Tonę w jego objęciach. Powoli
odpływam. Z trudem utrzymuję kontakt z rzeczywistością. Na czole
wyskakują mi kropelki potu. Otwórz oczy! Czemu nie potrafię tego
zrobić? Słyszę, co się wokół mnie dzieję, ale nie mogę
zareagować. Moje ciało jest bezwładne. Nie mam nad nim kontroli.
Słyszę przerażony krzyk Alice. Wołanie Jamesa. Jednak to głos
Louisa przebija się przez to wszystko najbardziej.
-Nie
poddawaj się Lisek. Dasz radę.
Ktoś
do mnie podbiega. Kilka osób. Próbuje coś powiedzieć, ale język
utkwił mi w gardle. Ktoś mną potrząsa. Czuje nawet gorąco
rozpływające się na policzku. Nie potrafią jednak mnie obudzić.
Nagle
czuję energię. Otacza mnie i otula dodając mi siły. Nie wiem, co
to jest, ale wiem, że chcę mi pomóc. Słyszę w głowie kobiecy
głos. „Nie poddawaj się. Nie teraz.”
-Lisek!
-Zamknij
się Louis.- Otwieram oczy by spojrzeć w zielone źrenice. James
wydawał się zdezorientowany. Jak ja. Co on tu robi? Podnoszę się
i rozglądam. Widzę Louisa na drugim końcu sali. Jak to? Przecież
tak dobrze go słyszałam. Jakby był przy mnie! Pielęgniarka do
mnie podchodzi i coś do mnie mówi, ale nie docierają do mnie jej
słowa. Skupiam się tylko na Louisie. Jego błękitne oczy
przyglądają mi się. Uśmiecha się i znika.
Krzyczę
wystraszona. Wszyscy biorą to za zły znak. Czuje jak James mnie
podnosi i niesie. Nie wiem gdzie. On zniknął. Tak po prostu. Był a
sekundę później już nie!
-Louis
on…- James pochyla się do mnie i całuję w czoło.
-Spokojnie
Scarlet. Będzie dobrze. Nie bój się. Jesteś przy mnie.
Czuję
jak energia ze mnie odpływa. Jak mam być spokojna? Czy tylko ja
widzę w tym jakąś mroczną siłę? Jak wszyscy mogą tak spokojnie
to znosić? Zamykam oczy i tracę całkowicie kontakt ze
rzeczywistością.
***
Czuję
zapach malin. Wdycham go i rozkoszuję się nim. Przeciągam się.
Otwieram oczy i widzę, że jestem w moim pokoju. Jak się tutaj
dostałam? Przeczesuję swoje włosy. Próbuję wstać. Jednak szybko
robi mi się niedobrze i mroczki pojawiają się na moich oczach.
Siadam i biorę głęboki oddech. Jest mi gorąco. Strasznie gorąco.
Słyszę ciche pukanie do drzwi. Do pokoju wchodzi mama ze szklanką
wody.
-Jak
się czujesz?- Siada na skraju łóżka. W jej oczach widzę troskę.
Podwijam nogi i biorę od niej szklankę. Opróżniam szybko jej
zawartość i czuję się odrobinę lepiej.
-Lepiej.
Dziękuję.- Próbuję się uśmiechnąć, ale mi to nie wychodzi.
Patrzę na mamę i widzę, że jej oczy się zaszkliły.- Mamo…
Przestań! Nie płacz. Nic się nie stało.
Przytula
mnie mocno. Odwzajemniam uścisk. Czuję zapach wina. Martwiła się.
Odsuwam się od niej i patrzę jej w oczy.
-Mamo.-
Daję jej dłonie na ramiona zmuszając ją by nie spuszczała ze
mnie wzroku.- Nic mi nie jest.
-Kochanie.
Tak się bałam, gdy do mnie zadzwoniono ze szkoły. Byłyśmy w
szpitalu. Nadal nie kontaktowałaś ze światem, ale doktor
powiedział, że nic ci nie jest. "To tylko zasłabnięcie".
Tak powiedział. Głupi lekarze. Myślą, że są najmądrzejsi...
Kochanie na pewno wszystko jest w porządku?
Kiwam
głową. Raczej tak. Patrzę na zegarek. Jest już po dziewiętnastej.
I nici ze spotkania z Alice. Wzdycham i patrzę jak mama wychodzi z
pokoju. Co się właściwie stało w szkole? Czemu zemdlałam?
Kiedy
mama wraca zastaję mnie przy oknie. Stoję i patrzę w księżyc.
Jest już prawie pełny. Za dwa dni będzie pełnia. Kocham patrzeć
na rozgwieżdżone niebo. Jest takie piękne i ciche. To mnie
uspokaja. Rose podchodzi do mnie i delikatnie prowadzi do łóżka.
Kładę się a mama całuję mnie policzek.
-Śpij
dobrze.- Gasi światło zostawiając mnie w całkowitych
ciemnościach. Przytulam mocniej moją zabawkę. Wtulam się w nią.
Czy ja oszalałam?
~*~*~*~*~*
Kolejny
rozdział za nami. Dziękuję bardzo za te wszystkie wejrzenia,
obserwacje i komentarze. Pamiętajcie:
czytasz=komentujesz
Jak
mijają Wam wakacje? Ja wróciłam z koloni jeździeckich. Było
cudownie! Naprawdę bajecznie. A wy?
Pozdrawiam
i całuję, Melete
Oh, to opowiadanie z każdym rozdziałem coraz bardziej mnie wciąga! Kiedy następny rozdział? :D Jak to już chyba mam w tradycji (to chyba moja natura, kiedyś stracę przez to wszystkich przyjaciół), doradzę Ci, abyś uważała na słowa kończącymi się na literę 'e'. Nie wiem czym to jest spowodowane, ale często robisz błąd wstawiając 'ę' zamiast 'e'. Może jest to spowodowane tym, że chciałaś jak najszybciej dodać kolejny wspaniały rozdział, ale warto jest przejrzeć sobie przed wstawieniem, czy nie ma jakichś literówek :)
OdpowiedzUsuńMiłych wakacji życzę!
Ja Tobie również życzę miłych wakacji.
UsuńCo do "e" i " ę" to nigdy nie wiem kiedy je wstawić a kiedy nie. Dziękuje za korekty są dla mnie ważne. Cieszę się bardzo, że moje opowiadanie ci się podoba. Mam nadzieję, że Cię nie zawiode.
Pozdrawiam, Melete
Nominowałyśmy cię do LBA^^
OdpowiedzUsuńGratulujemy
http://o-obozie-herosow.blogspot.com
Ave Malinoe!
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny^^
My nigdy ci nie dorównamy xd
Na początku myślałam, ze Louis to wilkołak^^
Nie wiem czemu, ale teraz już nie mam zielonego pojęcia xd
Zapraszam również do mnie xd
o-obozie-herosow.blogspot.com
OH YEAH!! Już trzeci rozdział^^
Droga Malinoe
UsuńPrzestań. Wy też jesteście świetne! I nie mów, że nie ;) I twój blog jest genialny! Tylko nie wiem kiedy będzie następny rozdział! Błagam zlituj się nade mną. Za niedługo na prawdę zapomnę treści! Życzę dużo, dużo, duuuuużo weny!
Pozdrawiam i całuję, Melete
Nominuję cię do LBA. http://youaremyhappyendinghook.blogspot.com/p/lba.html
OdpowiedzUsuńMiło by było, gdybyś zerknęła też na moje wypociny. Pozdrawiam ;)
Już dawno przeczytałam rozdział, ale jestem na wakacjach, więc dopiero teraz mogę skomentować!
OdpowiedzUsuńJestem pod ogromnym wrażeniem tego, co piszesz! Naprawdę! Mam wrażenie, że z każdym rozdziałem jest coraz lepiej i coraz bardziej wyrabiasz sobie swój styl - podoba mi się to. Ta scena z krukami... Wow. Uwielbiam takie momenty, hmm kojarzy mi się z sceną z Teen Wolfa i ten lis, czyżby była Kitsune? (jak to się pisze to nie mam pojęcia xd wiem, powalam składnią w tym zdaniu..) Ale!
Jestem też tutaj, by nominować Cię do LBA, wiem, wiem, jestem kolejną osobą :)
http://ponad-czasem-raven.blogspot.fr/2015/07/liebster-blog-award-czyli-nagroda-za.html
Powodzenia kochana <3
Kochana Raven!
UsuńJak ja Cię dawno tutaj nie widziałam. Jak przeczytałam na twoim blogu byłaś w Paryżu, tak? Nieźle. I spokojnie! I tak się cieszę, że to skomentowałaś. Jest to dla mnie bardzo, bardzo ważne.
Masz całkowitą rację z Teen Wolfem. Trochę zgapiłam. Wydało się. Czekałam aż ktoś to nareszcie zauważy ;) I dziękuję ci za twoją CUDOWNĄ opinie! Jak to czytam to po prostu rogalik pojawia się na mojej buzi! I dziękuję Ci za nominacje!
Pozdrawiam, całuję i trzymaj się cieplutko!
Melete
Czytam od dzisiaj i powiem że póki co bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuń