wtorek, lipca 28

4 Rozdział

 Otwieram oczy. Czuję tępe pulsowanie w czaszce. To boli. Przewracam się na bok i próbuję wrócić do snu. Chociaż go nie pamiętam to wiem, że będzie lepszy niż zmierzenie się ze rzeczywistością. Kiedy słyszę pukanie do drzwi zakrywam kołdrą głowę.
-Kochanie?- materac ugina się po lewej stronie. Chwile później nie mam już kołdry na głowie a za to patrzę we zmartwione oczy mamy. Tylko nie to. Nie mam siły na kolejną rozmowę typu „Ta twoja przypadłość nie jest dobra, wiesz o tym?” Wzdycham i próbuję znów się zakryć, ale mama trzyma pościel mocno.- Dobrze się czujesz?
Marszczę brwi i patrzę na nią wilkiem. Czy ja się dobrze czuję? Wczoraj moją stołówkę zaatakowało stado kruków, które z niewiadomych przyczyn postanowiły popełnić samobójstwo, potem nikt mi nie wierzył, że Louis po prostu zniknął! Do tego znowu straciłam świadomość. To źle. Bardzo źle. Więc odpowiedź brzmi, nie. Wzruszam ramionami.
-Chcesz iść dzisiaj do szkoły?- to pytanie mnie zaskakuję. Szukam wzrokiem na jej twarzy odznak wątpliwości. Czy to nie jest przypadkiem jakiś podstęp? Od kiedy pozwala mi nie iść do szkoły?
-Nie… Nie chcę.- mówię prawdę. Jeśli znowu mam patrzeć na wszystkich i słuchać tych wszystkich szeptów za moimi plecami. To nie dam rady. Nie mam zamiaru znowu przez to przechodzić. Mama kiwa głową i przytula mnie krótko. Potem wstaje i wychodzi. Chwilę później słyszę warczenie silnika na podjeździe. Wtedy dopiero próbuję wstać.
Wchodzę do kuchni. Porywam rogalika, nóż i kładę je na deskę. Otwieram drzwiczki od lodówki i szukam mojego ulubionego  dżemu. Kiedy znajduję wydaję okrzyk zwycięstwa i smaruję pysznego, świeżego rogalika. Z rozkoszą zatapiam w nim zęby. Idę do dużego pokoju i włączam telewizor. Choć na chwile chcę zapomnieć o problemach.
Przykrywam się kocem i podwijam nogi pod brodę. Co zmusiło kruki do tego? Nie są przecież takie głupie! Coś tu nie gra. „Utrata świadomości!” Nie. Czy ja słyszę już głosy w głowie? Proszę nie róbcie ze mnie wariatki. Przestań. Sama z siebie robisz. Uspokój się jest w dobrze. „Utrata świadomości!” Przestań! Głowa znowu zaczyna mnie boleć. Chwytam się za nią i zagryzam wargę by nie krzyknąć z bólu. Jednak to się staje coraz silniejsze. Zrywam się ze kanapy i biegnę uderzając mocno o framugę drzwi. Rozmasowuję drugą ręką obolałe miejsce. Gdy się rozglądam po domu wszystko wydaję się za jasne. Do tego wszystko jest jak na złość głośne. Głos dobiegający z telewizora, brzęczenie wiatraka, włączona kosiarka na podwórku. To wszystko jest nie do zniesienia! Wpadam do swojego pokoju i rzucam się na łózko. Niech to przestanie boleć. „Utrata świadomości!”
-Proszę przestań…-szepcę chociaż chcę mi się płakać. „Utrata świadomości!” Co ona ma na myśli? „Wczoraj. Kruki. Przed utratą świadomości!” To nie ma sensu. Jedna chwila. Przed utratą świadomości…
-No dalej Scarlet! Wysil się! Co się stało przed…- już wiem. To uczucie. Przez niego sama miałam ochotę wyjść nie zważając na przeszkody przede mną. Czy to samo mogły czuć ptaki? Czy to możliwe?
Ból zelżał co oznaczało chyba, tak. Co to było? To coś mówiło moim głosem. Czyżby sumienie?
Z zamyślenia wyrywa mnie mój telefon. Wstaję i idę do biurka. Podnoszę urządzenie i patrzę na wyświetlacz.
-Co do jasnej…- mamroczę kiedy widzę ilość nieodebranych telefonów. Wchodzę na kontakty i widzę, że dwanaście jest od Alice, dwa od Jamesa i jeden od…- Jakim cudem Louis ma mój numer!!!
Zła kieruję swój wzrok na okno jakbym spodziewała się tam ujrzeć blondyna o błękitnych oczach. Jednak nikogo nie widzę. Na całe szczęście. Nagle skarciłam się za wpuszczenie go tamtej nocy. Zabił Basket. Jest zły. KO-NIEC.
Patrząc na telefon postanawiam  najpierw zadzwonić do przyjaciółki. Wybieram numer i czekam. Nie odbiera. Teraz naprawdę zaczynam się martwić. Alice jest jedną z tych osób, które śpią z telefonem przy głowie! Coś musiało się zdarzyć, że nie odbiera… Agh czemu się z nią wczoraj nie spotkałam!? Czemu się pytam? Próbuję jeszcze kilka razy kiedy włącza się po raz kolejny poczta głosowa.
-Hej tu Alice. Jestem aktualnie na świetnej imprezie i nie mogę odebrać. Zostaw wiadomość. Może oddzwonię…
Uśmiecham się. O ludzie jakie głupie byłyśmy w gimnazjum. Pamiętam jak nagrywałyśmy wiadomości na poczty głosowe. Moja jest chyba jeszcze gorsza o ile pamiętam. Otrząsam się i próbuję mówić opanowanym głosem.
-Alice! Tutaj Scarlet. Co się stało? Martwię się. Przepraszam za wczoraj. Proszę daj jakiś znak. Błagam.
Kończę i przez chwilę patrzę jeszcze na ekran czekając na jej sygnał. Nic. Siadam na skraju łóżka i piszę sms’a do Jamesa. „Jest okej. Zadzwoń jak będziesz mógł. Kocham Cię” Raz jeszcze czytam i wysyłam. Chowam telefon do kieszeni i włączam laptop.
Muszę znaleźć coś o zwierzętach. Musi być jeszcze jakieś logiczne wyjaśnienie ich zachowania. Musi istnieć…
Uśmiecham się. Przypominam tym „logicznym zapałem” Wally’ego z Ligi Młodych. Laptop nareszcie ożył a ja wpisuję we klawiaturę hasło: „Zachowania kruków” Wyskoczyło wiele stron. Coś dużo tego…
Gdy znów siadam na krześle po wizycie w kuchni i po zabraniu z niej oranżady i żelków zabieram się do roboty.
Po kilku godzinach nadal nic nie znalazłam. Odchylam się do tyłu i rozcieram sobie skronie. Czy nie ma niczego pożytecznego w tej jakże wielkiej sieci zwanej również internetem? Chyba nie.
Nagle słyszę sygnał telefonu. Bez sprawdzania numeru odebrałam.
-Halo?
-Scarlet? Wszystko w porządku?- gdy słyszę głos Jamesa rozluźniam się. Tak bardzo chciałabym, żeby był tu teraz ze mną.
-Tak jest okej. Raczej… Chyba tak. Tak chciałabym, żebyś tu był. Tęsknię.- W ostatnie słowo wkładam wszystkie moje emocje. Potrzebuję go. Nagle słyszę dzwonek do drzwi. Zaskoczona wstaję i wychodzę z pokoju. Idę w stronę drzwi.- James muszę kończyć. Ktoś dobija się do drzwi. Zaraz zadzwonię, obiecuję!
-Nie ma sprawy…
Otwieram kluczem drzwi i nie wierzę swoim oczom. James stoi przede mną. Gdy mnie zauważa chowa telefon do kieszeni i przytula mnie mocno. Przez chwilę nie wiem co mam zrobić, ale szybko się otrząsam i przytulam go mocno.
-James, co ty tu robisz?- odsuwam się i patrzę w jego zielone oczy. Nie mogę ukryć uśmiechu. Kładzie mi dłoń na policzku i delikatnie go głaszczę.
-Wpadłem bo się o ciebie martwiłem.- mierzy mnie wzrokiem a ja przypominam sobie, że jestem w piżamie i do tego w ogóle nie uczesana!
-Proszę wejdź- przepuszczam go i zamykam za nim drzwi.- I daj pięć minut. Dobrze?
Kiwa głową a ja jeszcze rzucam mu, żeby się rozgościł w pokoju gościnnym.
Wpadam do pokoju. Podbiegam do komody i wyciągam z niej biały sweterek i dżinsowe spodenki. Przyglądam się w lustrze. Jaka ślicznotka przede mną stoi. W łazience rozczesuję włosy i wiążę je w luźny warkocz, który kładę na ramię. Myję zęby, używam dezodorantu i schodzę na dół.
James siedzi już na kanapie i ogląda jakiś program. Ma na sobie czerwoną koszulę w kratę, moją ulubioną. Do tego dżinsy i czarne tenisówki. Wygląda bosko. Siadam obok niego i całuję go w policzek. On podnosi delikatnie mój podbródek i całuję mnie w usta. Wywołuję to u mnie jak zawsze falę emocji. Chwilę później jego usta kierują się na moją szyję. Ja tymczasem wplatam palce w jego miękkie włosy. Obejmuję mnie w pasie i przyciąga bliżej. Siadam mu na kolanach przodem do niego. Całuję go w usta, które  są tak cudowne. Kładziemy się na kanapie nadal się całując. Jego ręka gładzi delikatnie plecy pod koszulką. Uśmiecham się i całuję go dalej. Świat nagle jakby blednie. Jesteśmy już tylko my.
Gdy się od niego odrywam oddycham szybko. Widzę błysk w jego oczach. Siada obok mnie i przygładza sobie włosy. Opieram głowę o jego ramię.
-Jak tam było w szkole?- pytam się. On westchnął teatralnie i uśmiechnął się.
-Tak jak zwykle.
-Obgadywali mnie prawda?- słychać nutkę nadziei w moim głosie. Zerka na mnie i spuszcza wzrok. Mogłam się tego spodziewać.- A widziałeś dzisiaj Alice?
-Nie a co?- zamieram. Alice nie było w szkole? Nie odbierała telefonów. Co się z nią dzieje? James widzi, że się przejęłam bo pocałował mnie w czoło i szepnął bym niczym się nie martwiła. Kiwam na to głową i zatapiam się w myślach. Co jej się mogło stać? Jako jej przyjaciółka powinnam to wiedzieć.
-Na pewno wszystko z tobą w porządku?- spytał mnie i objął mocniej. Z tych całych nerwów zaśmiałam się.
-Taaaak. Co z tego, że wszyscy uważają mnie za chorą psychicznie.- wymachuję rękoma by pokazać jak jestem tym wszystkim oburzona. Próbuję to obrócić w żart. Jak nie to oszaleje. Alice. Patrzy na mnie i marszczy brwi.
-Nie przesadzaj. Nie jest aż tak źle…- patrzę na niego spode łba a on milknie. Wzdycham i całuję go w policzek.
-Przepraszam. Martwię się. Dzwoniłam  dzisiaj do Alice. I nic. Do tego te kruki. Co im się stało? Przecież nie zrobiłyby tego z własnej woli.
-Za dużo myślisz, wiesz? Uspokój się. Alice na pewno nic nie jest. Zobaczysz. Jutro będzie w szkole. Nie przejmuj się. Pewnie to coś jednorazowego.
-Tak. Pewnie masz racje…
Tak jak myślałam. On też mi nie wierzy. Uśmiecham się i wtulam się w jego ramię. Już się do tego przyzwyczaiłam. Muszę udawać, że wszystko jest w porządku. Niestety. Tak to już jest.
***
-No dobra internecie. Daj mi jakąś przydatną wiadomość! Już wiem, że kruki są bardzo inteligentne. Teraz chcę się dowiedzieć czemu jak są tak mądre wleciały do stołówki!
Byłam już zmęczona. Kiedy rodzice wrócili po dziewiętnastej James, pożegnawszy się ze mną, wyszedł a ja wróciłam do pokoju by skończyć szukać coś na temat kruków. I nadal nic! Nic. Wstaję by rozruszać zdrętwiałe nogi. Co je mogło do tego zmusić? Co?!
Kładę się na łóżku i wsłuchuję się w grobową ciszę. Rodzice wyszli na kolacje i znów zostałam sama. Ta cisza mnie uspokaja. Wdech, wydech…
Nagle coś spada i z trzaskiem ląduję na podłodze. Podrywam się. Czuję jak moje serce łomocze w klatce piersiowej. Próbuję je opanować, ale w tej samej chwili słyszę kroki na schodach. To na pewno nie są rodzice. Są zbyt wolne na moją mamę a nawet ojca! Strach powoli przejmuję nade mną kontrolę. Nie chcę tak umierać! Kroki są coraz bliżej. Podłoga zaczyna skrzypieć pod moimi drzwiami… I nagle milknie. Znów nastała cisza. Słychać można tylko moje serce. Podchodzę do drzwi z moim łukiem. Otwieram drzwi, gotowa do uderzenia, ale nikogo nie widzę. Sprawdzam korytarz. NIC. Wracam do pokoju i zamykam drzwi. Oddycham z ulgą.
Nienawidzę strachu. Nie lubię się bać. Wtedy robię najczęściej rzeczy, które nigdy bym nie zrobiła a do tego ten paraliż…
I wtedy dostaję olśnienia. STRACH. Tu chodzi o strach. Kruki najwidoczniej musiały się czegoś przestraszyć. One po prostu uciekały. Podchodzę do okna i wyglądam przez nie. Co mogło je przestraszyć? Na pewno nie zwierzę. Nie. Nie są takie głupie. To musiał być jakiś stwór. Tylko jaki? Za oknem rozlega się syrena strażacka i sygnał karetki.
Wychodzę na ganek. Akurat kiedy pojazdy przejeżdżają przed moim domem. Ciekawość ciągnie mnie w tamtym kierunku. Zamykam drzwi na klucz i biegnę truchtem za nimi. Nie obchodzi mnie chłód. Karetka skręca a ja za nią. I wtedy to widzę. Przeszywa mnie zimny dreszcz.
Wokół domu ustawione są samochody policyjne, wóz strażacki i karetka. Już zdążyli odgrodzić miejsce żółtą taśmą. Powoli zmierzam w tamtym kierunku omijając ludzi, którzy przyszli się przyjrzeć. Z domu wynoszą noszę, zakryte białym materiałem. Patrzę na nie jak zahipnotyzowana. Wszystko milknie. Staję przed taśmą policyjną. Znam ten dom. Znam również rodzinę w nim mieszkającą. Jeden z najstarszych i najbogatszych rodów w naszym miasteczku- Montrose. Rozglądam się. Przez ten tłum widzę po drugiej stronie tego zamieszania państwo Montrose. Wiem już kto leży na szynach. Eleonora.
Z niedowierzaniem patrzę jak wkładają ją do pojazdu. Znałam ją. Tak to prawda. Mało z nią rozmawiałam, ale naprawdę ją polubiłam. Była zbyt młoda. To nie możliwe, że nie żyję. Nie może być. Jak to się mogło stać?
Otrząsam się z tych myśli na chwile i podchodzę bliżej, żeby podsłuchać rozmowę między jej rodzicami a policjantem. Muszę się dowiedzieć prawdy.
-Uważacie, że to morderstwo?- zatrzymuję się. Czy mi się zdaję czy nastała nienaturalna cisza. Morderstwo? Tutaj? W naszym malutkim miasteczku, gdzie każdy się zna? Przecież to niemożliwe. Udaję, że interesuję się domem a tak naprawdę słucham dalszej rozmowy.
-… Zrobimy wszystko co w naszej mocy by złapać przestępcę.- policjant wprost recytuję znudzonym tonem. Jakby zupełnie nie wierzył w to co mówi. Od razu go znienawidziłam.
-To dobrze.- mówi mama Eleonory i wyciera nos. Gdy patrzę na jej męża to zaskoczona widzę, że on też płaczę. To musi być dla nich wielki cios. Tak jest mi ich szkoda. Policjant chyli czapkę i odchodzi. Przeszły mnie ciarki po plecach. To nigdy nie wróżyło nic dobrego. Czuję, że powinnam już wracać. Zanim ktoś mnie tu zobaczy. I tak nic nie zrobię. Odwracam się i idę w kierunku domu. Nie wierzę, że ona zginęła. Zatrzymuję się. A co jeśli morderca nadal jest na wolności? Teraz mnie podgląda za krzaków…
Zaczynam biec szybciej niż sądziłam, że potrafię. Zdyszana trafiam na ganek i z trzęsącymi dłońmi próbuję włożyć klucz do zamka. Czemu to tak długo trwa? Słyszę trzask za sobą. Odwracam się ze krzykiem i nie wierzę swoim oczom.
-Eleonora?- szepcę i pochylam się do przodu. Stoi po drugiej stronie ulicy. Jasne blond włosy, które zawsze były idealnie uczesane teraz były poplątane. Przestraszone brązowe oczy wpatrują się we mnie. Trzyma kurczowo prawe ramię. Patrzę na nie. Jest całe we krwi. Rozszarpane. Czuję jak łzy zbierają mi się w oczach.- Co ci się stało?
Robię krok do przodu. Chcę jej pomóc. Eleonora otwiera szerzej oczy i znika w ciemnym zaułku. Biegnę za nią.
-Eleonora zaczekaj! Wracaj!- krzyczę za nią. Dobiegam do zaułka. Nikogo tam nie widzę. Tak wiem. Wchodzenie w ciemny zaułek to najgłupsza rzec jaką można zrobić. Jednak rozsądek zostawiłam w domu. Po chwili mój wzrok przyzwyczaja się do ciemności. Na końcu widzę ciemną, skuloną postać. Gdy robię jeszcze kilka kroków słyszę szlochanie.- Eleonoro…
Nie mogę jej zostawić. I nie zostawię. Podchodzę jeszcze bliżej a wtedy zauważam drugą osobę. Kuca przed Eleonorą. Wstaje a ja po zarysie ciała zgaduję, że to chłopak. Muszę jej pomóc. Nie wiem skąd nagle u mnie ta bohaterska cecha, ale wiem, że nie ruszę się bez niej. Idę do niej i wtedy słyszę warczenie. Postać chłopaka zaczyna się zmieniać. Staję się mniejszy. Zniża się do ziemi i staję na czterech łapach. Cofam się o kilka kroków a wtedy stworzenie skacze w moją stronę. Krzyczę i zasłaniam się rękoma jakby to miało mi jakoś pomóc. Zwierzę uderza we mnie a ja upadam na chodnik. W świetle lamp widzę co mnie zaatakowało.
Wilk dyszy nade mną, szczerząc zęby. Próbuję wstać, ale jest zaskakująco silny. Skąd on się tu wziął? On był przecież przed chwilą chłopakiem! To nie możliwe. Nagle jak za dotknięciem magicznej różdżki wilk schodzi ze mnie i staję przede mną. Już nie wydaję się taki groźny. Siadam i zaskoczona patrzę na niego. Jego błękitne oczy rozbłysły na chwile. Wstaję bardzo powoli by go przypadkiem nie zdenerwować, ale okazuję się, że nie muszę się niczym martwić. Robię krok do tyłu i chyba za mocno się uderzyłam, ale widzę jak wilk przytakuję głową. Nagle obaj słyszymy hałas. Patrzę w zaułek. Eleonora zniknęła! Chcę iść za nią kiedy wilk toruję mi drogę.
-Co do…- próbuję go wyminąć, ale on wtedy warczy. Daję mi jasną wiadomość. Odpuść.– O nie. Tak łatwo to nie odejdę.
Nagle nocną ciszę rozdziera wycie. Zjeżyły mi się włoski na karku. Jeśli jest tu więcej wilków nie tak przyjemnie nastawionych jak ten tutaj to źle.
-Dobra idę… Tylko nie zrób jej krzywdy.
Nie wiem czemu to powiedziałam. Wilk patrzy na mnie jeszcze przez chwilę. Potem jego ucho skręca w lewą stronę a on zaczyna biec. Patrzę na niego aż nie zniknie w mroku. I nagle jakbym się otrząsnęła z transu. Zadaję sobie pytanie „Co ja tutaj do jasnej ciasnej robię?”
~*~*~*~*
Ląduję tutaj z nowym rozdziałem! Mam szczerą nadzieję, że Wam się spodoba!
Poza tym dziękuję Wam czcigodni czytelnicy za wszystkie wejrzenia, komentarze i nominacje! Jesteście cudowni! Po prostu Was kocham :*
Co do rozdziału to coś się dzieje! Jest akcja. Mam nadzieję, że się nie pospieszyłam. Piszcie.
Jak Wam się podoba nowy wygląd bloga? Mi bardzo! Pracowałam nad nim przez dwa dni. Dzięki poradom Terrible Crasch oraz innym stroną Google udało mi się.
A i jeszcze macie po prawej stronie zakładkę "SPAMOWNIK" Jest on stworzony dla waszych blogów. Piszcie tam nazwę swojego bloga a zastanie tam uwieczniony. Zachęcam a poza tym sami sprawdźcie.
Głosujcie proszę w ankiecie jeśli chcecie, bym napisała miniaturki z dzieciństwa Louisa i Scarlet ;) Zapraszam również na fanpage.
To tyle kochani. Widzimy się znowu w nowym rozdziale.

Całusy, Melete

8 komentarzy:

  1. Nie przeczytałam wszystkiego, bo piszę własny rozdział IV :p
    Taak, takie genialne usprawiedliwienie xd
    Później doczytam :) Przysięgam na styks :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że ta przysięga jest nie do złamania? Wierzę i nie przejmuj się. Życzę weny!
      Pozdrawiam, Melete

      Usuń
    2. Ja zawsze dotrzymuję danego słowa :p Z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej :)
      Lubię Scarlet i Louisa, ale Jamesa nie trawię xd
      Zapraszam do mnie^^ Jest już rozdział IV :)
      http://o-obozie-herosow.blogspot.com/

      Usuń
    3. Już przeczytane! Twój rozdział jest świetny, jak zawsze. Cieszę się, że lubisz Scarlet i Louisa. Co do Jamesa mam już plany, ale ciiiì...
      Pozdrawiam, Melete

      Usuń
  2. Oszukałaś mnie!
    Myślałam, ba byłam przekonana, że akcja zawiązała się już wraz z przybiciem Louisa do miasta, a tu takie coś? I te głosy w głowie - myślę, że próbują ochronić Scarlet. Bardzo mi się podobał ten rozdział, powiedziałam już to kilka razy, ale powtórzę. Z każdym rozdziałem jesteś coraz lepsza i oby tak dalej :)
    Trzymaj się M.
    Rav

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Raven
      Jak widzisz lubię zaskakiwać czytelników. Co do głosów to mam nadzieję, że Ciebie zaskoczę. Powiem tylko, że twoja teoria może być prawidłową ;) Dziękuję za ciepłe słowa uznania. Każdy Twój komentarz czytam z uśmiechem na buzi. To naprawdę dużo dla mnie znaczy.
      Trzymaj się Rav
      Całuję, Melete

      Usuń
  3. Myślę tak jak Raven Thomson, z każdym rozdziałem jesteś coraz lepsza :) Fabuła coraz bardziej się rozwija i bardzo mi się to podoba :) Jedyne co, to popracuj nad interpunkcją ;) Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Artemis
      Tak się cieszę, że ci się podoba. Dużo to dla mnie znaczy. Wiem, wiem z interpukcją kiepsko, ale poprawi się i będzie dobrze. Spróbuję w miarę możliwości szybko dodać nowy rozdział. Jestem jak na razie na wyjeżdzie, więc trudno będzie znaleźć chwilę, ale coś się wymyśli ;)
      Całuję, Melete

      Usuń