Otwieram
oczy. Czuję tępe pulsowanie w czaszce. To boli. Przewracam się na
bok i próbuję wrócić do snu. Chociaż go nie pamiętam to wiem,
że będzie lepszy niż zmierzenie się ze rzeczywistością. Kiedy
słyszę pukanie do drzwi zakrywam kołdrą głowę.
-Kochanie?-
materac ugina się po lewej stronie. Chwile później nie mam już
kołdry na głowie a za to patrzę we zmartwione oczy mamy. Tylko nie
to. Nie mam siły na kolejną rozmowę typu „Ta twoja przypadłość
nie jest dobra, wiesz o tym?” Wzdycham i próbuję znów się
zakryć, ale mama trzyma pościel mocno.- Dobrze się czujesz?
Marszczę
brwi i patrzę na nią wilkiem. Czy ja się dobrze
czuję? Wczoraj moją stołówkę zaatakowało stado kruków, które
z niewiadomych przyczyn postanowiły popełnić samobójstwo, potem
nikt mi nie wierzył, że Louis po prostu zniknął! Do
tego znowu straciłam świadomość. To źle. Bardzo
źle. Więc odpowiedź brzmi, nie. Wzruszam ramionami.
-Chcesz
iść dzisiaj do szkoły?- to pytanie mnie zaskakuję. Szukam
wzrokiem na jej twarzy odznak wątpliwości. Czy to nie jest
przypadkiem jakiś podstęp? Od kiedy pozwala mi nie iść do szkoły?
-Nie…
Nie chcę.- mówię prawdę. Jeśli znowu mam patrzeć na wszystkich
i słuchać tych wszystkich szeptów za moimi plecami. To nie dam
rady. Nie mam zamiaru znowu przez to przechodzić. Mama kiwa głową
i przytula mnie krótko. Potem wstaje i wychodzi. Chwilę później
słyszę warczenie silnika na podjeździe. Wtedy dopiero próbuję
wstać.
Wchodzę
do kuchni. Porywam rogalika, nóż i kładę je na deskę. Otwieram
drzwiczki od lodówki i szukam mojego ulubionego dżemu. Kiedy
znajduję wydaję okrzyk zwycięstwa i smaruję pysznego, świeżego
rogalika. Z rozkoszą zatapiam w nim zęby. Idę do dużego pokoju i
włączam telewizor. Choć na chwile chcę zapomnieć o problemach.
Przykrywam
się kocem i podwijam nogi pod brodę. Co zmusiło kruki do tego? Nie
są przecież takie głupie! Coś tu nie gra. „Utrata
świadomości!” Nie. Czy ja słyszę już głosy w głowie?
Proszę nie róbcie ze mnie wariatki. Przestań. Sama z siebie
robisz. Uspokój się jest w dobrze. „Utrata
świadomości!” Przestań! Głowa znowu zaczyna mnie
boleć. Chwytam się za nią i zagryzam wargę by nie krzyknąć z
bólu. Jednak to się staje coraz silniejsze. Zrywam się ze kanapy i
biegnę uderzając mocno o framugę drzwi. Rozmasowuję drugą ręką
obolałe miejsce. Gdy się rozglądam po domu wszystko wydaję się
za jasne. Do tego wszystko jest jak na złość głośne. Głos
dobiegający z telewizora, brzęczenie wiatraka, włączona kosiarka
na podwórku. To wszystko jest nie do zniesienia! Wpadam do swojego
pokoju i rzucam się na łózko. Niech to przestanie boleć. „Utrata
świadomości!”
-Proszę
przestań…-szepcę chociaż chcę mi się płakać. „Utrata
świadomości!” Co ona ma na myśli? „Wczoraj.
Kruki. Przed utratą świadomości!” To nie ma sensu.
Jedna chwila. Przed utratą świadomości…
-No
dalej Scarlet! Wysil się! Co się stało przed…- już wiem. To
uczucie. Przez niego sama miałam ochotę wyjść nie zważając na
przeszkody przede mną. Czy to samo mogły czuć ptaki? Czy to
możliwe?
Ból
zelżał co oznaczało chyba, tak. Co to było? To coś mówiło moim
głosem. Czyżby sumienie?
Z
zamyślenia wyrywa mnie mój telefon. Wstaję i idę do biurka.
Podnoszę urządzenie i patrzę na wyświetlacz.
-Co
do jasnej…- mamroczę kiedy widzę ilość nieodebranych telefonów.
Wchodzę na kontakty i widzę, że dwanaście jest od Alice, dwa od
Jamesa i jeden od…- Jakim cudem Louis ma mój numer!!!
Zła
kieruję swój wzrok na okno jakbym spodziewała się tam ujrzeć
blondyna o błękitnych oczach. Jednak nikogo nie widzę. Na całe
szczęście. Nagle skarciłam się za wpuszczenie go tamtej nocy.
Zabił Basket. Jest zły. KO-NIEC.
Patrząc
na telefon postanawiam najpierw zadzwonić do przyjaciółki.
Wybieram numer i czekam. Nie odbiera. Teraz naprawdę zaczynam się
martwić. Alice jest jedną z tych osób, które śpią z telefonem
przy głowie! Coś musiało się zdarzyć, że nie odbiera… Agh
czemu się z nią wczoraj nie spotkałam!? Czemu się pytam? Próbuję
jeszcze kilka razy kiedy włącza się po raz kolejny poczta głosowa.
-Hej
tu Alice. Jestem aktualnie na świetnej imprezie i nie mogę odebrać.
Zostaw wiadomość. Może oddzwonię…
Uśmiecham
się. O ludzie jakie głupie byłyśmy w gimnazjum. Pamiętam jak
nagrywałyśmy wiadomości na poczty głosowe. Moja jest chyba
jeszcze gorsza o ile pamiętam. Otrząsam się i próbuję mówić
opanowanym głosem.
-Alice!
Tutaj Scarlet. Co się stało? Martwię się. Przepraszam za wczoraj.
Proszę daj jakiś znak. Błagam.
Kończę
i przez chwilę patrzę jeszcze na ekran czekając na jej sygnał.
Nic. Siadam na skraju łóżka i piszę sms’a do Jamesa. „Jest
okej. Zadzwoń jak będziesz mógł. Kocham Cię” Raz jeszcze
czytam i wysyłam. Chowam telefon do kieszeni i włączam laptop.
Muszę
znaleźć coś o zwierzętach. Musi być jeszcze jakieś logiczne
wyjaśnienie ich zachowania. Musi istnieć…
Uśmiecham
się. Przypominam tym „logicznym zapałem” Wally’ego z Ligi
Młodych. Laptop nareszcie ożył a ja wpisuję we klawiaturę hasło:
„Zachowania kruków” Wyskoczyło wiele stron. Coś dużo tego…
Gdy
znów siadam na krześle po wizycie w kuchni i po zabraniu z niej
oranżady i żelków zabieram się do roboty.
Po
kilku godzinach nadal nic nie znalazłam. Odchylam się do tyłu i
rozcieram sobie skronie. Czy nie ma niczego pożytecznego w tej jakże
wielkiej sieci zwanej również internetem? Chyba nie.
Nagle
słyszę sygnał telefonu. Bez sprawdzania numeru odebrałam.
-Halo?
-Scarlet?
Wszystko w porządku?- gdy słyszę głos Jamesa rozluźniam się.
Tak bardzo chciałabym, żeby był tu teraz ze mną.
-Tak
jest okej. Raczej… Chyba tak. Tak chciałabym, żebyś tu był.
Tęsknię.- W ostatnie słowo wkładam wszystkie moje emocje.
Potrzebuję go. Nagle słyszę dzwonek do drzwi. Zaskoczona wstaję i
wychodzę z pokoju. Idę w stronę drzwi.- James muszę kończyć.
Ktoś dobija się do drzwi. Zaraz zadzwonię, obiecuję!
-Nie
ma sprawy…
Otwieram
kluczem drzwi i nie wierzę swoim oczom. James stoi przede mną. Gdy
mnie zauważa chowa telefon do kieszeni i przytula mnie mocno. Przez
chwilę nie wiem co mam zrobić, ale szybko się otrząsam i
przytulam go mocno.
-James,
co ty tu robisz?- odsuwam się i patrzę w jego zielone oczy. Nie
mogę ukryć uśmiechu. Kładzie mi dłoń na policzku i delikatnie
go głaszczę.
-Wpadłem
bo się o ciebie martwiłem.- mierzy mnie wzrokiem a ja przypominam
sobie, że jestem w piżamie i do tego w ogóle nie uczesana!
-Proszę
wejdź- przepuszczam go i zamykam za nim drzwi.- I daj pięć minut.
Dobrze?
Kiwa
głową a ja jeszcze rzucam mu, żeby się rozgościł w pokoju
gościnnym.
Wpadam
do pokoju. Podbiegam do komody i wyciągam z niej biały sweterek i
dżinsowe spodenki. Przyglądam się w lustrze. Jaka ślicznotka
przede mną stoi. W łazience rozczesuję włosy i wiążę je w
luźny warkocz, który kładę na ramię. Myję zęby, używam
dezodorantu i schodzę na dół.
James
siedzi już na kanapie i ogląda jakiś program. Ma na sobie czerwoną
koszulę w kratę, moją ulubioną. Do tego dżinsy i czarne
tenisówki. Wygląda bosko. Siadam obok niego i całuję go w
policzek. On podnosi delikatnie mój podbródek i całuję mnie w
usta. Wywołuję to u mnie jak zawsze falę emocji. Chwilę później
jego usta kierują się na moją szyję. Ja tymczasem wplatam palce w
jego miękkie włosy. Obejmuję mnie w pasie i przyciąga bliżej.
Siadam mu na kolanach przodem do niego. Całuję go w usta, które
są tak cudowne. Kładziemy się na kanapie nadal się całując.
Jego ręka gładzi delikatnie plecy pod koszulką. Uśmiecham się i
całuję go dalej. Świat nagle jakby blednie. Jesteśmy już tylko
my.
Gdy
się od niego odrywam oddycham szybko. Widzę błysk w jego oczach.
Siada obok mnie i przygładza sobie włosy. Opieram głowę o jego
ramię.
-Jak
tam było w szkole?- pytam się. On westchnął teatralnie i
uśmiechnął się.
-Tak
jak zwykle.
-Obgadywali
mnie prawda?- słychać nutkę nadziei w moim głosie. Zerka na mnie
i spuszcza wzrok. Mogłam się tego spodziewać.- A widziałeś
dzisiaj Alice?
-Nie
a co?- zamieram. Alice nie było w szkole? Nie odbierała telefonów.
Co się z nią dzieje? James widzi, że się przejęłam bo pocałował
mnie w czoło i szepnął bym niczym się nie martwiła. Kiwam na to
głową i zatapiam się w myślach. Co jej się mogło stać? Jako
jej przyjaciółka powinnam to wiedzieć.
-Na
pewno wszystko z tobą w porządku?- spytał mnie i objął mocniej.
Z tych całych nerwów zaśmiałam się.
-Taaaak.
Co z tego, że wszyscy uważają mnie za chorą psychicznie.-
wymachuję rękoma by pokazać jak jestem tym wszystkim oburzona.
Próbuję to obrócić w żart. Jak nie to oszaleje. Alice. Patrzy na
mnie i marszczy brwi.
-Nie
przesadzaj. Nie jest aż tak źle…- patrzę na niego spode łba a
on milknie. Wzdycham i całuję go w policzek.
-Przepraszam.
Martwię się. Dzwoniłam dzisiaj do Alice. I nic. Do tego te
kruki. Co im się stało? Przecież nie zrobiłyby tego z własnej
woli.
-Za
dużo myślisz, wiesz? Uspokój się. Alice na pewno nic nie jest.
Zobaczysz. Jutro będzie w szkole. Nie przejmuj się. Pewnie to coś
jednorazowego.
-Tak.
Pewnie masz racje…
Tak
jak myślałam. On też mi nie wierzy. Uśmiecham się i wtulam się
w jego ramię. Już się do tego przyzwyczaiłam. Muszę udawać, że
wszystko jest w porządku. Niestety. Tak to już jest.
***
-No
dobra internecie. Daj mi jakąś przydatną wiadomość! Już wiem,
że kruki są bardzo inteligentne. Teraz chcę się dowiedzieć czemu
jak są tak mądre wleciały do stołówki!
Byłam
już zmęczona. Kiedy rodzice wrócili po dziewiętnastej James,
pożegnawszy się ze mną, wyszedł a ja wróciłam do pokoju by
skończyć szukać coś na temat kruków. I nadal nic! Nic. Wstaję
by rozruszać zdrętwiałe nogi. Co je mogło do tego zmusić? Co?!
Kładę
się na łóżku i wsłuchuję się w grobową ciszę. Rodzice wyszli
na kolacje i znów zostałam sama. Ta cisza mnie uspokaja. Wdech,
wydech…
Nagle
coś spada i z trzaskiem ląduję na podłodze. Podrywam się. Czuję
jak moje serce łomocze w klatce piersiowej. Próbuję je opanować,
ale w tej samej chwili słyszę kroki na schodach. To na pewno nie są
rodzice. Są zbyt wolne na moją mamę a nawet ojca! Strach powoli
przejmuję nade mną kontrolę. Nie chcę tak umierać! Kroki są
coraz bliżej. Podłoga zaczyna skrzypieć pod moimi drzwiami… I
nagle milknie. Znów nastała cisza. Słychać można tylko moje
serce. Podchodzę do drzwi z moim łukiem. Otwieram drzwi, gotowa do
uderzenia, ale nikogo nie widzę. Sprawdzam korytarz. NIC. Wracam
do pokoju i zamykam drzwi. Oddycham z ulgą.
Nienawidzę
strachu. Nie lubię się bać. Wtedy robię najczęściej rzeczy,
które nigdy bym nie zrobiła a do tego ten paraliż…
I
wtedy dostaję olśnienia. STRACH. Tu chodzi
o strach. Kruki najwidoczniej musiały się czegoś
przestraszyć. One po prostu uciekały. Podchodzę do okna i wyglądam
przez nie. Co mogło je przestraszyć? Na pewno nie zwierzę. Nie.
Nie są takie głupie. To musiał być jakiś stwór. Tylko jaki? Za
oknem rozlega się syrena strażacka i sygnał karetki.
Wychodzę
na ganek. Akurat kiedy pojazdy przejeżdżają przed moim domem.
Ciekawość ciągnie mnie w tamtym kierunku. Zamykam drzwi na klucz i
biegnę truchtem za nimi. Nie obchodzi mnie chłód. Karetka skręca
a ja za nią. I wtedy to widzę. Przeszywa mnie zimny dreszcz.
Wokół
domu ustawione są samochody policyjne, wóz strażacki i karetka.
Już zdążyli odgrodzić miejsce żółtą taśmą. Powoli zmierzam
w tamtym kierunku omijając ludzi, którzy przyszli się przyjrzeć.
Z domu wynoszą noszę, zakryte białym materiałem. Patrzę na nie
jak zahipnotyzowana. Wszystko milknie. Staję przed taśmą
policyjną. Znam ten dom. Znam również rodzinę w nim mieszkającą.
Jeden z najstarszych i najbogatszych rodów w naszym miasteczku-
Montrose. Rozglądam się. Przez ten tłum widzę po drugiej stronie
tego zamieszania państwo Montrose. Wiem już kto leży na szynach.
Eleonora.
Z
niedowierzaniem patrzę jak wkładają ją do pojazdu. Znałam ją.
Tak to prawda. Mało z nią rozmawiałam, ale naprawdę ją
polubiłam. Była zbyt młoda. To nie możliwe, że nie żyję. Nie
może być. Jak to się mogło stać?
Otrząsam
się z tych myśli na chwile i podchodzę bliżej, żeby podsłuchać
rozmowę między jej rodzicami a policjantem. Muszę się dowiedzieć
prawdy.
-Uważacie,
że to morderstwo?- zatrzymuję się. Czy mi się zdaję czy nastała
nienaturalna cisza. Morderstwo? Tutaj? W naszym malutkim miasteczku,
gdzie każdy się zna? Przecież to niemożliwe. Udaję, że
interesuję się domem a tak naprawdę słucham dalszej rozmowy.
-…
Zrobimy wszystko co w naszej mocy by złapać przestępcę.-
policjant wprost recytuję znudzonym tonem. Jakby zupełnie nie
wierzył w to co mówi. Od razu go znienawidziłam.
-To
dobrze.- mówi mama Eleonory i wyciera nos. Gdy patrzę na jej męża
to zaskoczona widzę, że on też płaczę. To musi być dla nich
wielki cios. Tak jest mi ich szkoda. Policjant chyli czapkę i
odchodzi. Przeszły mnie ciarki po plecach. To nigdy nie wróżyło
nic dobrego. Czuję, że powinnam już wracać. Zanim ktoś mnie tu
zobaczy. I tak nic nie zrobię. Odwracam się i idę w kierunku domu.
Nie wierzę, że ona zginęła. Zatrzymuję się. A co jeśli
morderca nadal jest na wolności? Teraz mnie podgląda za krzaków…
Zaczynam
biec szybciej niż sądziłam, że potrafię. Zdyszana trafiam na
ganek i z trzęsącymi dłońmi próbuję włożyć klucz do zamka.
Czemu to tak długo trwa? Słyszę trzask za sobą. Odwracam się ze
krzykiem i nie wierzę swoim oczom.
-Eleonora?-
szepcę i pochylam się do przodu. Stoi po drugiej stronie ulicy.
Jasne blond włosy, które zawsze były idealnie uczesane teraz były
poplątane. Przestraszone brązowe oczy wpatrują się we mnie.
Trzyma kurczowo prawe ramię. Patrzę na nie. Jest całe we krwi.
Rozszarpane. Czuję jak łzy zbierają mi się w oczach.- Co ci się
stało?
Robię
krok do przodu. Chcę jej pomóc. Eleonora otwiera szerzej oczy i
znika w ciemnym zaułku. Biegnę za nią.
-Eleonora
zaczekaj! Wracaj!- krzyczę za nią. Dobiegam do zaułka. Nikogo tam
nie widzę. Tak wiem. Wchodzenie w ciemny zaułek to najgłupsza rzec
jaką można zrobić. Jednak rozsądek zostawiłam w domu. Po chwili
mój wzrok przyzwyczaja się do ciemności. Na końcu widzę ciemną,
skuloną postać. Gdy robię jeszcze kilka kroków słyszę
szlochanie.- Eleonoro…
Nie
mogę jej zostawić. I nie zostawię. Podchodzę jeszcze bliżej a
wtedy zauważam drugą osobę. Kuca przed Eleonorą. Wstaje a ja po
zarysie ciała zgaduję, że to chłopak. Muszę jej pomóc. Nie wiem
skąd nagle u mnie ta bohaterska cecha, ale wiem, że nie ruszę się
bez niej. Idę do niej i wtedy słyszę warczenie. Postać chłopaka
zaczyna się zmieniać. Staję się mniejszy. Zniża się do ziemi i
staję na czterech łapach. Cofam się o kilka kroków a wtedy
stworzenie skacze w moją stronę. Krzyczę i zasłaniam się rękoma
jakby to miało mi jakoś pomóc. Zwierzę uderza we mnie a ja upadam
na chodnik. W świetle lamp widzę co mnie zaatakowało.
Wilk
dyszy nade mną, szczerząc zęby. Próbuję wstać, ale jest
zaskakująco silny. Skąd on się tu wziął? On był przecież przed
chwilą chłopakiem! To nie możliwe. Nagle jak za dotknięciem
magicznej różdżki wilk schodzi ze mnie i staję przede mną. Już
nie wydaję się taki groźny. Siadam i zaskoczona patrzę na niego.
Jego błękitne oczy rozbłysły na chwile. Wstaję bardzo powoli by
go przypadkiem nie zdenerwować, ale okazuję się, że nie muszę
się niczym martwić. Robię krok do tyłu i chyba za mocno się
uderzyłam, ale widzę jak wilk przytakuję głową. Nagle obaj
słyszymy hałas. Patrzę w zaułek. Eleonora zniknęła! Chcę iść
za nią kiedy wilk toruję mi drogę.
-Co
do…- próbuję go wyminąć, ale on wtedy warczy. Daję mi jasną
wiadomość. Odpuść.– O nie. Tak łatwo to nie
odejdę.
Nagle
nocną ciszę rozdziera wycie. Zjeżyły mi się włoski na karku.
Jeśli jest tu więcej wilków nie tak przyjemnie nastawionych jak
ten tutaj to źle.
-Dobra
idę… Tylko nie zrób jej krzywdy.
Nie
wiem czemu to powiedziałam. Wilk patrzy na mnie jeszcze przez
chwilę. Potem jego ucho skręca w lewą stronę a on zaczyna biec.
Patrzę na niego aż nie zniknie w mroku. I nagle jakbym się
otrząsnęła z transu. Zadaję sobie pytanie „Co ja tutaj do
jasnej ciasnej robię?”
~*~*~*~*
Ląduję
tutaj z nowym rozdziałem! Mam szczerą nadzieję, że Wam się
spodoba!
Poza
tym dziękuję Wam czcigodni czytelnicy za wszystkie wejrzenia,
komentarze i nominacje! Jesteście cudowni! Po prostu Was kocham :*
Co
do rozdziału to coś się dzieje! Jest akcja. Mam nadzieję, że się
nie pospieszyłam. Piszcie.
Jak
Wam się podoba nowy wygląd bloga? Mi bardzo! Pracowałam nad nim
przez dwa dni. Dzięki poradom Terrible
Crasch oraz innym stroną Google udało mi się.
A
i jeszcze macie po prawej stronie zakładkę "SPAMOWNIK" Jest
on stworzony dla waszych blogów. Piszcie tam nazwę swojego bloga a
zastanie tam uwieczniony. Zachęcam a poza tym sami sprawdźcie.
Głosujcie
proszę w ankiecie jeśli chcecie, bym napisała miniaturki z
dzieciństwa Louisa i Scarlet ;) Zapraszam również na fanpage.
To
tyle kochani. Widzimy się znowu w nowym rozdziale.
Całusy,
Melete
Nie przeczytałam wszystkiego, bo piszę własny rozdział IV :p
OdpowiedzUsuńTaak, takie genialne usprawiedliwienie xd
Później doczytam :) Przysięgam na styks :p
Wiesz, że ta przysięga jest nie do złamania? Wierzę i nie przejmuj się. Życzę weny!
UsuńPozdrawiam, Melete
Ja zawsze dotrzymuję danego słowa :p Z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej :)
UsuńLubię Scarlet i Louisa, ale Jamesa nie trawię xd
Zapraszam do mnie^^ Jest już rozdział IV :)
http://o-obozie-herosow.blogspot.com/
Już przeczytane! Twój rozdział jest świetny, jak zawsze. Cieszę się, że lubisz Scarlet i Louisa. Co do Jamesa mam już plany, ale ciiiì...
UsuńPozdrawiam, Melete
Oszukałaś mnie!
OdpowiedzUsuńMyślałam, ba byłam przekonana, że akcja zawiązała się już wraz z przybiciem Louisa do miasta, a tu takie coś? I te głosy w głowie - myślę, że próbują ochronić Scarlet. Bardzo mi się podobał ten rozdział, powiedziałam już to kilka razy, ale powtórzę. Z każdym rozdziałem jesteś coraz lepsza i oby tak dalej :)
Trzymaj się M.
Rav
Kochana Raven
UsuńJak widzisz lubię zaskakiwać czytelników. Co do głosów to mam nadzieję, że Ciebie zaskoczę. Powiem tylko, że twoja teoria może być prawidłową ;) Dziękuję za ciepłe słowa uznania. Każdy Twój komentarz czytam z uśmiechem na buzi. To naprawdę dużo dla mnie znaczy.
Trzymaj się Rav
Całuję, Melete
Myślę tak jak Raven Thomson, z każdym rozdziałem jesteś coraz lepsza :) Fabuła coraz bardziej się rozwija i bardzo mi się to podoba :) Jedyne co, to popracuj nad interpunkcją ;) Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy ^^
OdpowiedzUsuńDroga Artemis
UsuńTak się cieszę, że ci się podoba. Dużo to dla mnie znaczy. Wiem, wiem z interpukcją kiepsko, ale poprawi się i będzie dobrze. Spróbuję w miarę możliwości szybko dodać nowy rozdział. Jestem jak na razie na wyjeżdzie, więc trudno będzie znaleźć chwilę, ale coś się wymyśli ;)
Całuję, Melete