Ocieram
zapuchnięte oczy i wychodzę z łazienki. Powoli kieruję się w
stronę klasy. Kilka metrów od niej podnoszę podbródek i gdzieś
mam opinię innych. Nie obchodzą mnie ich słowa. Nawet, jeśli będą
one boleć. Chcę, chociaż udawać, że zachowałam odrobinkę
godności. Otwieram drzwi i jak za dotknięciem magicznej różdżki
wszyscy milkną. Rozglądam się speszona. Nie tak to miało wyjść.
Wiem, że odstawiłam dzisiaj małą scenkę, ale to nie oznacza, że
muszą na mnie patrzyć z tym strachem w oczach. Nienawidzę tego.
Biorę głęboki wdech. Jestem Scarlet Lee i dam sobie radę. Nie z
takimi rzeczami miałam już do czynienia. Z trudem zmuszam swoje
nogi do ruszenia się. Z bijącym sercem siadam obok Alice. Gdy tylko
to robię wszyscy wracają do swoich przerwanych rzeczy jakby nigdy
nic. Patrzę na Alice, na co ona się tylko uśmiecha i bierze mnie
za rękę. Nie wiem jak to robi, ale zawsze potrafi odczytać mój
aktualny stan psychiczny. Ściska mnie mocniej a potem podpiera
podbródek o drugą rękę i patrzy na tablicę. Jestem jej
wdzięczna, że nic nie mówi. Tego akurat teraz nie potrzebuję.
Wyciągam zeszyty z torby i nagle czuję dziwne uczucie. Gorąco
rozpływające się po całym moim ciele. Przyjemne. Podnoszę się i
rozglądam. Poza zwykłymi uczniami nie widzę nikogo, kto by teraz
na mnie patrzył. A sądzę, że to uczucie mógł wywołać tylko
wzrok. Takie mam, chociaż przeczucie.
-Scarlet?-
Odwracam się i widzę Jamesa. Uśmiecham się a on to odwzajemnia.
Podchodzi do mnie i przytula mocno.- Przepraszam za to, co
powiedziałem. Wiesz… Na stołówce. To było… głupie.
Tak
dobrze jest mi w jego objęciach. Tak ciepło i przyjemnie. Jego
zapach. Nawet nie pamiętam, co wtedy powiedział. James całuję
mnie w czoło i idzie do swojej ławki a ja siadam w swojej. Czemu
zawsze, gdy mnie dotykał czułam się potem jak pijana? Odwracam się
do niego i łapie jego ostatnie spojrzenie. Wtedy nauczyciel wchodzi
do klasy a ja zajmuję się lekcją. Gdy dobiega końca, ja marze już
tylko o tym, żeby pójść odwiedzić Jamesa. Wychodzę razem z
tłumem na korytarz. Z trudem przeciskam się przez nich. Nareszcie
docieram do schodów, z których mało uczniów korzystało.
Używam mojej pozycji i wypatruję w tłumie Jamesa. To nie powinno
być przecież trudne. Z daleka powinnam widzieć jego ciemne włosy.
Staję na palcach, ale nadal go nie widzę. Czemu nie mogę być
jeszcze wyższa? Nagle ktoś mnie popycha a ja tracę równowagę.
Wymachuję rękoma by odzyskać równowagę, ale to na nic. Drugi
powód do wstydu jak na dzisiaj, to dla mnie zdecydowanie za dużo!
Jednak zamiast bólu czuję tylko szarpnięcie i znowu stałam
pionowo. To zadziało się tak szybko, że mój mózg nie mógł
nawet tego zarejestrować. Chcę się odwrócić i podziękować
osobie, która mi pomogła, ale nagle dostrzegam Jamesa i mój wzrok
skupił się tylko na nim.
-Dziękuję-
rzucam przez ramię. Przecież to bardzo mała szkoła. Pewnie kiedyś
znów go spotkam. Biegnę w stronę mojego chłopaka. Chcę go
zawołać, kiedy drogę toruję mi Alice. Wzdycham zirytowana.
-O,
co chodzi?- Pytam się mając nadzieję za szybki koniec rozmowy, ale
najwidoczniej Alice się tylko rozkręca. Tupię obcasem o podłogę,
co zawsze robię jak czymś się denerwuję.
-Muszę
z tobą porozmawiać. Możemy…
-Alice.
Naprawdę Cię uwielbiam i ty to wiesz, ale…- mówię bardzo
szybko, ale gdy widzę, że James odchodzi z przyjaciółmi a potem
znika w tłumie odpuszczam. Patrzę poirytowana na moją
przyjaciółkę.- Oby tylko to było ważne!
Alice
wzdryga się na dźwięk mojego tonu. Nie moja wina, że chciałam
spędzić trochę czasu z moim chłopakiem. Ona tego nie zrozumie.
Nie doświadczyła jeszcze tych wszystkich uczuć. Wzdycham i
wskazuję pierwszą lepszą ławkę. Siadamy.
-Nie
rozumiem, co ty w nim widzisz…-mruczy. Przewracam oczami.
-Alice.
Przecież mówię ci, że James nie jest taki zły. Nie znasz go tak
jak ja! Więc czy możesz…
-Wierz
mi. Znam go a niebo lepiej od ciebie.- Powiedziała to tak cicho, że
przez chwilę myślę, że się przesłyszałam. Potrząsam głową.
Nie zamierzam rozpoczynać kłótni.
-O,
czym chciałaś porozmawiać?
-Spotkamy
się jutro?- Pyta się a w jej oczach widzę nadzieje. Nie mogę jej
odmówić. W środku oddycham z ulgą. Myślałam, że będzie
gorzej. Uśmiecham się i przytakuję.
-Oczywiście.-
Wstaję i śmieje się.- A już myślałam, że to będzie coś
gorszego! Nie strasz mnie tak.
Pomagam
jej wstać i razem idziemy do klasy na kolejną nudną lekcję.
Jednak nadal mam jakieś złe przeczucie, którego nie mogę się
pozbyć. Mogę tylko mieć nadzieję, że się nie spełni. Jak tak,
to jestem skończona.
***
Opieram
głowę o szybę i patrzę pustym wzrokiem na przechodniów. Autobus
powoli rusza a ja oddycham z ulgą. Już po wszystkim. Nareszcie jadę
do domu i będę mogła się zrelaksować przy książce. Jutro na
pewno wszyscy już o tym zapomną. To jest nawet więcej niż pewne.
Dojeżdżamy powoli do mojego przystanku. Zmęczona, ale szczęśliwa
wysiadam z autobusu i kieruję się w stronę domu. Mój mały,
biały, przypominający trochę ten z horroru domek widać już z
daleka. Gdybyśmy go z rodzicami nie przemalowali to spokojnie
dyrektorzy filmowi mogliby się o niego ubiegać. Ta drobna rzec
czyniła go dla mnie jeszcze bardziej ważnym. Przechodzę przez
ulice. Zerkam niechcący na dom sąsiadów. Zatrzymuję się. Widzę
światło w ich oknie. Czyli ktoś się tam nareszcie wprowadził.
Ciekawe, kto? Oby byli lepsi niż poprzedni. Patrzę na swoje
podwórko. Nagle pojawiła się z mgły małą dziewczynka, może
około dziewięciu lat, w białej sukience i z blond włosami
rozwianymi przez wiatr. Na rękach miała czarną kotkę. Kiedy
zaczyna się nią bawić po drugiej stronie płotu w ten sam sposób
pojawia się chłopczyk z blond włosami. Podskakuję przy płocie by
lepiej widzieć swoją towarzyszkę.
-Ej
Lisek!- Dziewczynka wzdryga się, ale próbuje nie zwracać uwagi na
tego chłopca. Na to on się tylko uśmiecha. Ona jeszcze
energiczniej głaszczę Basket i jest głucha na wołania chłopca.-
Ej Lisek! No nie gniewaj się. Chodź, porozmawiajmy.
Teraz
to już była naprawdę zdenerwowana. Wstaje, przygładza swoją
białą sukienkę.
-Słuchaj
ty mały, wstrętny rzepie!- Mówi dziewczynka i wskazuję na niego
swoim palcem. Jego usta układają się w niemym „o”. Ona ze
złości robi się cała czerwona.- Nie nazywaj mnie Lisek! Mam na
imię Scarlet! Scar-let! Nic trudnego. Nawet jak dla ciebie.
Chłopiec
na to uśmiecha się jeszcze szerzej a w jego niebieskich oczach
widać iskierki rozbawienia.
-Ale,
kiedy ty wyglądasz jak Lisek.- Blondynka prycha i patrzy na niego
wilkiem.
-POD,
JAKIM KĄTEM PRZYPOMINAM CI LISA!?- Prawie to wykrzykuje. Podchodzi
do płotu i jest teraz parę centymetrów od jego twarzy.- Masz mi
odpowiedzieć!
-Twoje
włosy. A raczej końcówki twoich włosów przy nasadzie, które
lekko stoją wyglądają jak uszy lisa.- Dziewczynka odruchowo
przygładza odstające włosy. Jednak wie, że i tak to nic nie da.-
Poza tym jesteś strasznie ostrożna przy ludziach i sprytna.- Jej
policzki robią się różowe. Daje dłoń na policzek.-No i jesteś
również straaasznym Narcyzem. Może powinienem cię nazywać
Narcyza? Co ty na to?
Chłopiec
ze śmiechem uchyla się zręcznie przed uderzeniem dziewczynki. Zła,
ale z odrobinką rozbawienia krzyczy na niego.
-Nigdy
się już do mnie nie odzywaj, jasne? I nie! - Odwraca się i bierze
na ręce Basket.
-Nigdy
się mnie nie pozbędziesz Lisek.
-To
się przekonamy Louis.
Postacie
wracają do swoich domów powoli zanikając przy nich aż rozpłyną
się całkowicie. Potrząsam głową. Znowu to mi się zdarzyło.
Pocieram skronie, które przeszył nagły i ostry ból. Te
wspomnienia nie są nic warte. To już się zdarzyło a co się
zdarzyło to się nie odstanie. Moja ręka mimowolnie kieruję się
do włosów, które mam spięte w kucyk. Od kiedy wyjechał zawsze je
spinam. Nie mogłam ich obciąć, więc musiałam je ukryć. Ściskam
mocniej torbę i z bijącym sercem wchodzę do domu. Pierwsze, co
mnie zaskoczyło to, olśniewający nawet jak na ten dom, porządek.
Ściągam buty, torbę i w skarpetkach wchodzę w pierwsze drzwi po
lewej.
-Mamo?-
Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby mama aż tak szybko się
poruszała. I chodziła po kuchni w szpilkach! Co się zdarzało
tylko w wigilie. Mama ogarnia kuchnie codziennie jak i cały dom, ale
nie sprząta. Większe porządki robi tylko w sobotę. Coś tu jest
nie tak. Podnosi wzrok i kiedy mnie widzi mówi.
-Scarlet!
Zawołaj tatę. Musi mi pomóc.
-Tatę?-
Moje niedowierzanie aż słychać w głosie. To wielka rzadkość
widzieć mojego tatę robiącego coś poza siedzeniem przed kanapą
lub robieniem jedzenia.
-Tak,
tak… jest w łazience. Nareszcie naprawia kran.
-Tato
wziął się za to z własnej woli!?- Teraz to już jestem pewna, że
tutaj emanuję jakaś czarna magia. Mama pogania mnie a ja patrzę na
nią dopóki ściana nas nie rozdzieli. Co jest dzisiaj? Prezydent
przyjeżdża czy może babcia? Wbiegam po schodach na górę i
wchodzę do łazienki. Tato naprawdę naprawiał kran, do czego nie
potrafił się zabrać od miesiąca! Opieram się o framugę drzwi,
podnoszę brew.
-Tato,
mama cię woła, żebyś jej w czymś pomógł na dole.- Patrzy na
mnie i się uśmiecha. Przeczesuję swoje krótkie brązowe włosy i
wstaje.
-Powiadasz,
że mama czegoś chce? Już idę. Akurat skończyłem. Patrz!-
Odkręca kran, który bez problemu zadziałał. W duchu westchnęłam
z ulgą. Nareszcie nie będę musiała myć zębów w kuchni. Tato
uśmiecha się jakby zrobił coś niezwykłego. Czego nie chciałam
mu psuć. Niech się jeszcze trochę pocieszy. Wychodzi a ja idę za
nim. Jeszcze jego stopa nie przekroczy progu a słyszymy głos mamy.
-Weź
się za naprawienie stołu w pokoju gościnnym! A potem się
przebierz.- Mama przebiega obok mnie o mały włos na mnie wpadając.
Patrzę na moich rodziców nie rozumiejąc w ogóle, co się dzieje.
Aż się boję tej rzeczy, która zmusiła ich do pracy. Biorę torbę
i nie zauważalnie próbuję się dostać do swojego pokoju. Niestety
mamy mają świetny słuch a do tego instykt, który zawsze się
budzi, kiedy dziecko chce uciec.
-Scarlet
do mnie!- Westchnęłam, co nie uszło jej uwadze- Nie narzekaj tylko
chodź tu!
Podnoszę
ręce do sufitu. Idę do kuchni i widzę mamę opierającą się o
blat stołu. Odgarnia jasny kosmyk za ucho i patrzy na mnie swoimi
zielonymi oczami. Pociera swoje ramiona a ja wiem już, że mam
przechlapane. Zawsze, gdy to robi oznacza to, że wie, że coś złego
zrobiłam i nie wie jak mnie o to zapytać.
-Znowu
to się zdarzyło?- Mówi szeptem a ja wiem, o co jej chodzi. -
Kochanie… Nie możesz tego…
-A
myślisz, że mam nad tym jakąkolwiek kontrolę!?- Krzyczę, chociaż
tego nie chcę, ale nie potrafię już powtrzymać emocji. Wzdycham i
próbuję zapanować nad złością.- Przepraszam, ale nie wiem, co
to jest i dlatego mnie to przeraża…
Mama
kiwa głową. Podchodzi do mnie i przytula. Odwzajemniam uścisk i
uśmiecham się pod nosem. Takie niby nic a jednak potrafi odrobinkę
polepszyć humor. Odsuwam się.
-Mamo?
Co dzisiaj jest? No, bo robicie takie zamieszanie!- Odpowiadam szybko
na jej pytające spojrzenie. Uśmiecha się.
-Sąsiedzi
do nas wpadną. Co ty na to?
Proszę?
Czy wszystko musi się dziać akurat dzisiaj? Sąsiedzi? Do nas?
Kiedy ja nie mam ochoty dzisiaj na żadne spotkanie. Co jest? Piątek
trzynastego? Uśmiecham się jednak i mówię, że to cudowne i w
ogóle. Mama się uśmiecha a ja mogę nareszcie iść do swojego
pokoju. Otwieram drzwi. Rzucam gdzieś mój biały T-shirt i zakładam
moją ulubioną koszulkę z napisem „Jestem nastolatką. Spędzam
większość czasu w Internecie, idę raczej późno spać, w mojej
komórce mam swoje prywatne myśli i jestem szaloną osobą.” Tak
bardzo do mnie pasowała. Kładę się na łóżku. Przewracam
się na brzuch i czuję jak cały dzień wita się ze mną i zrzuca
na moje plecy wielki worek z cegłami. Rozpuszczam moje zmęczone
włosy a potem odpływam. Nagle słyszę dzwonek do drzwi a potem
szuranie butów i ciche głosy. Jęczę. Ile mogłam spać? Patrzę
na zegarek i jest już osiemnasta. Tylko nie to. Nie dzisiaj. Może
zapomną o mnie?
-Scarlet,
zejdź proszę na dół!- Jakże ja cię kocham wszechświecie!
Wstaję z wielkim ociąganiem. Przeglądam się jeszcze raz w lustrze
i niezadowolona próbuję przyklepać sobie „uszka” Po kolejnej
próbie poddaje się i schodzę po prostu na dół. Niechęć
powinnam mieć teraz wypisaną nad głową. Wchodzę do salonu.
Postanawiam od razu powiedzieć tą typową kwestię.
-Miło
mi bardzo państwa poznać. Nazywam się Scar…- słowo ugrzęzło
mi w gardle, gdy podniosę wzrok. To jest niemożliwe. Patrzę mu w
oczy. Nie może być. Niebieskie oczy, te niebieskie oczy. Nie
wierzę w to. Nie w moim domu. Nie po tylu latach. Cofam się kilka
kroków do tyłu. Błagam niech ktoś mnie potrzyma!
-Witaj
Lisek.- Uśmiecha się nieśmiało, tym uśmiechem sprzed lat- Nic
się nie zmieniłaś…
~*~*~*~*~
Kolejny
rozdział! Pisałam wczoraj do 00:36. Zmęczona, ale poza tym bardzo
szczęśliwa napisałam i teraz Wam tu dumnie pokazuję. Piszcie
proszę czy się Wam podoba.
Znowu miałam ochotę zacząć mój komentarz od "wow"..
OdpowiedzUsuńWięc... Wow!!!
Zastanawia mnie, czy Scarlet ma zaburzenia psychiczne, jakiegoś guza, czy będzie to coś paranormalnego. Co do Louisa, to zawsze jest ten chłopak, ale on: niebieskie oczy, blond włosy - o Pani! Wyczuwam romans <3
Bardzo, bardzo, bardzo podoba mi się to jak piszesz! Powodzenia dalej i czekam na rozdział drugi! <3
Także, moja droga, proszę o dalsze informacje w moim spamowniku :3
Buziaki, Raven.
http://ponad-czasem-raven.blogspot.com/
ps. Jeździsz konno! Musimy się zgadać, łączy nas coraz więcej, haha :D
UsuńKochana Raven
UsuńTak coraz więcej nas łączy z czego bardzo się cieszę. I niestety nie mogę nic powiedzieć (na razie) co do Louisa, ale z czasem zobaczymy ;) I oczywiście, że będą dalsze informacje w twoim spamowniku. Dziękuję raz jeszcze za cudowny komentarz i pozdrawiam :*
Melete
Hej to ja Sefer :-D
OdpowiedzUsuńObiecałam, że wejdę i przeczytam zwabiona dodanym przez Ciebie fragmentem i oto jestem! Naprawdę nie pomyliłam się co do Twojego bloga! Bardzo mi się spodobał! Ja chyba mam jakiś taki szósty zmysł, który wykrywa dobre opowiadania i fanfiki xD Masz świetny styl pisania! Wspaniały pomysł na fabułę! Naprawdę intryguje mnie główna bohaterka owiana tajemnicą. Czekam na next! Już nie mogę się doczekać :-D xana03vswojownicylyoko-mojsezon5.blog.pl
Droga Sefer!
UsuńTaki dar to trzeba cenić! Cieszę się, że nie zawiodłaś się co do mojego bloga. Dziękuję za ten bardzo miły komentarz! I za to, że w ogóle tutaj zajrzałaś. To dla mnie bardzo ważne :)
Pozdrawiam, Melete