środa, lipca 1

1 Rozdział

 Ocieram zapuchnięte oczy i wychodzę z łazienki. Powoli kieruję się w stronę klasy. Kilka metrów od niej podnoszę podbródek i gdzieś mam opinię innych. Nie obchodzą mnie ich słowa. Nawet, jeśli będą one boleć. Chcę, chociaż udawać, że zachowałam odrobinkę godności. Otwieram drzwi i jak za dotknięciem magicznej różdżki wszyscy milkną. Rozglądam się speszona. Nie tak to miało wyjść. Wiem, że odstawiłam dzisiaj małą scenkę, ale to nie oznacza, że muszą na mnie patrzyć z tym strachem w oczach. Nienawidzę tego. Biorę głęboki wdech. Jestem Scarlet Lee i dam sobie radę. Nie z takimi rzeczami miałam już do czynienia. Z trudem zmuszam swoje nogi do ruszenia się. Z bijącym sercem siadam obok Alice. Gdy tylko to robię wszyscy wracają do swoich przerwanych rzeczy jakby nigdy nic. Patrzę na Alice, na co ona się tylko uśmiecha i bierze mnie za rękę. Nie wiem jak to robi, ale zawsze potrafi odczytać mój aktualny stan psychiczny. Ściska mnie mocniej a potem podpiera podbródek o drugą rękę i patrzy na tablicę. Jestem jej wdzięczna, że nic nie mówi. Tego akurat teraz nie potrzebuję. Wyciągam zeszyty z torby i nagle czuję dziwne uczucie. Gorąco rozpływające się po całym moim ciele. Przyjemne. Podnoszę się i rozglądam. Poza zwykłymi uczniami nie widzę nikogo, kto by teraz na mnie patrzył. A sądzę, że to uczucie mógł wywołać tylko wzrok. Takie mam, chociaż przeczucie.
-Scarlet?- Odwracam się i widzę Jamesa. Uśmiecham się a on to odwzajemnia. Podchodzi do mnie i przytula mocno.- Przepraszam za to, co powiedziałem. Wiesz… Na stołówce. To było… głupie.
Tak dobrze jest mi w jego objęciach. Tak ciepło i przyjemnie. Jego zapach. Nawet nie pamiętam, co wtedy powiedział. James całuję mnie w czoło i idzie do swojej ławki a ja siadam w swojej. Czemu zawsze, gdy mnie dotykał czułam się potem jak pijana? Odwracam się do niego i łapie jego ostatnie spojrzenie. Wtedy nauczyciel wchodzi do klasy a ja zajmuję się lekcją. Gdy dobiega końca, ja marze już tylko o tym, żeby pójść odwiedzić Jamesa. Wychodzę razem z tłumem na korytarz. Z trudem przeciskam się przez nich. Nareszcie docieram do schodów, z których mało uczniów korzystało.  Używam mojej pozycji i wypatruję w tłumie Jamesa. To nie powinno być przecież trudne. Z daleka powinnam widzieć jego ciemne włosy. Staję na palcach, ale nadal go nie widzę. Czemu nie mogę być jeszcze wyższa? Nagle ktoś mnie popycha a ja tracę równowagę. Wymachuję rękoma by odzyskać równowagę, ale to na nic. Drugi powód do wstydu jak na dzisiaj, to dla mnie zdecydowanie za dużo! Jednak zamiast bólu czuję tylko szarpnięcie i znowu stałam pionowo. To zadziało się tak szybko, że mój mózg nie mógł nawet tego zarejestrować. Chcę się odwrócić i podziękować osobie, która mi pomogła, ale nagle dostrzegam Jamesa i mój wzrok skupił się tylko na nim.
-Dziękuję- rzucam przez ramię. Przecież to bardzo mała szkoła. Pewnie kiedyś znów go spotkam. Biegnę w stronę mojego chłopaka. Chcę go zawołać, kiedy drogę toruję mi Alice. Wzdycham zirytowana.
-O, co chodzi?- Pytam się mając nadzieję za szybki koniec rozmowy, ale najwidoczniej Alice się tylko rozkręca. Tupię obcasem o podłogę, co zawsze robię jak czymś się denerwuję.
-Muszę z tobą porozmawiać. Możemy…
-Alice. Naprawdę Cię uwielbiam i ty to wiesz, ale…- mówię bardzo szybko, ale gdy widzę, że James odchodzi z przyjaciółmi a potem znika w tłumie odpuszczam. Patrzę poirytowana na moją przyjaciółkę.- Oby tylko to było ważne!
Alice wzdryga się na dźwięk mojego tonu. Nie moja wina, że chciałam spędzić trochę czasu z moim chłopakiem. Ona tego nie zrozumie. Nie doświadczyła jeszcze tych wszystkich uczuć. Wzdycham i wskazuję pierwszą lepszą ławkę. Siadamy.
-Nie rozumiem, co ty w nim widzisz…-mruczy. Przewracam oczami.
-Alice. Przecież mówię ci, że James nie jest taki zły. Nie znasz go tak jak ja! Więc czy możesz…
-Wierz mi. Znam go a niebo lepiej od ciebie.- Powiedziała to tak cicho, że przez chwilę myślę, że się przesłyszałam. Potrząsam głową. Nie zamierzam rozpoczynać kłótni.
-O, czym chciałaś porozmawiać?
-Spotkamy się jutro?- Pyta się a w jej oczach widzę nadzieje. Nie mogę jej odmówić. W środku oddycham z ulgą. Myślałam, że będzie gorzej. Uśmiecham się i przytakuję.
-Oczywiście.- Wstaję i śmieje się.- A już myślałam, że to będzie coś gorszego! Nie strasz mnie tak.
Pomagam jej wstać i razem idziemy do klasy na kolejną nudną lekcję. Jednak nadal mam jakieś złe przeczucie, którego nie mogę się pozbyć. Mogę tylko mieć nadzieję, że się nie spełni. Jak tak, to jestem skończona.
***
Opieram głowę o szybę i patrzę pustym wzrokiem na przechodniów. Autobus powoli rusza a ja oddycham z ulgą. Już po wszystkim. Nareszcie jadę do domu i będę mogła się zrelaksować przy książce. Jutro na pewno wszyscy już o tym zapomną. To jest nawet więcej niż pewne. Dojeżdżamy powoli do mojego przystanku. Zmęczona, ale szczęśliwa wysiadam z autobusu i kieruję się w stronę domu. Mój mały, biały, przypominający trochę ten z horroru domek widać już z daleka. Gdybyśmy go z rodzicami nie przemalowali to spokojnie dyrektorzy filmowi mogliby się o niego ubiegać. Ta drobna rzec czyniła go dla mnie jeszcze bardziej ważnym. Przechodzę przez ulice. Zerkam niechcący na dom sąsiadów. Zatrzymuję się. Widzę światło w ich oknie. Czyli ktoś się tam nareszcie wprowadził. Ciekawe, kto? Oby byli lepsi niż poprzedni. Patrzę na swoje podwórko. Nagle pojawiła się z mgły małą dziewczynka, może około dziewięciu lat, w białej sukience i z blond włosami rozwianymi przez wiatr. Na rękach miała czarną kotkę. Kiedy zaczyna się nią bawić po drugiej stronie płotu w ten sam sposób pojawia się chłopczyk z blond włosami. Podskakuję przy płocie by lepiej widzieć swoją towarzyszkę.
-Ej Lisek!- Dziewczynka wzdryga się, ale próbuje nie zwracać uwagi na tego chłopca. Na to on się tylko uśmiecha. Ona jeszcze energiczniej głaszczę Basket i jest głucha na wołania chłopca.- Ej Lisek! No nie gniewaj się. Chodź, porozmawiajmy.
Teraz to już była naprawdę zdenerwowana. Wstaje, przygładza swoją białą sukienkę.
-Słuchaj ty mały, wstrętny rzepie!- Mówi dziewczynka i wskazuję na niego swoim palcem. Jego usta układają się w niemym „o”. Ona ze złości robi się cała czerwona.- Nie nazywaj mnie Lisek! Mam na imię Scarlet! Scar-let! Nic trudnego. Nawet jak dla ciebie.
Chłopiec na to uśmiecha się jeszcze szerzej a w jego niebieskich oczach widać iskierki rozbawienia.
-Ale, kiedy ty wyglądasz jak Lisek.- Blondynka prycha i patrzy na niego wilkiem.
-POD, JAKIM KĄTEM PRZYPOMINAM CI LISA!?- Prawie to wykrzykuje. Podchodzi do płotu i jest teraz parę centymetrów od jego twarzy.- Masz mi odpowiedzieć!
-Twoje włosy. A raczej końcówki twoich włosów przy nasadzie, które lekko stoją wyglądają jak uszy lisa.- Dziewczynka odruchowo przygładza odstające włosy. Jednak wie, że i tak to nic nie da.- Poza tym jesteś strasznie ostrożna przy ludziach i sprytna.- Jej policzki robią się różowe. Daje dłoń na policzek.-No i jesteś również straaasznym Narcyzem. Może powinienem cię nazywać Narcyza? Co ty na to?
Chłopiec ze śmiechem uchyla się zręcznie przed uderzeniem dziewczynki. Zła, ale z odrobinką rozbawienia krzyczy na niego.
-Nigdy się już do mnie nie odzywaj, jasne? I nie! - Odwraca się i bierze na ręce Basket.
-Nigdy się mnie nie pozbędziesz Lisek.
-To się przekonamy Louis.
Postacie wracają do swoich domów powoli zanikając przy nich aż rozpłyną się całkowicie. Potrząsam głową. Znowu to mi się zdarzyło. Pocieram skronie, które przeszył nagły i ostry ból. Te wspomnienia nie są nic warte. To już się zdarzyło a co się zdarzyło to się nie odstanie. Moja ręka mimowolnie kieruję się do włosów, które mam spięte w kucyk. Od kiedy wyjechał zawsze je spinam. Nie mogłam ich obciąć, więc musiałam je ukryć. Ściskam mocniej torbę i z bijącym sercem wchodzę do domu. Pierwsze, co mnie zaskoczyło to, olśniewający nawet jak na ten dom, porządek. Ściągam buty, torbę i w skarpetkach wchodzę w pierwsze drzwi po lewej.
-Mamo?- Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby mama aż tak szybko się poruszała. I chodziła po kuchni w szpilkach! Co się zdarzało tylko w wigilie. Mama ogarnia kuchnie codziennie jak i cały dom, ale nie sprząta. Większe porządki robi tylko w sobotę. Coś tu jest nie tak. Podnosi wzrok i kiedy mnie widzi mówi.
-Scarlet! Zawołaj tatę. Musi mi pomóc.
-Tatę?- Moje niedowierzanie aż słychać w głosie. To wielka rzadkość widzieć mojego tatę robiącego coś poza siedzeniem przed kanapą lub robieniem jedzenia.
-Tak, tak… jest w łazience. Nareszcie naprawia kran.
-Tato wziął się za to z własnej woli!?- Teraz to już jestem pewna, że tutaj emanuję jakaś czarna magia. Mama pogania mnie a ja patrzę na nią dopóki ściana nas nie rozdzieli. Co jest dzisiaj? Prezydent przyjeżdża czy może babcia? Wbiegam po schodach na górę i wchodzę do łazienki. Tato naprawdę naprawiał kran, do czego nie potrafił się zabrać od miesiąca! Opieram się o framugę drzwi, podnoszę brew.
-Tato, mama cię woła, żebyś jej w czymś pomógł na dole.- Patrzy na mnie i się uśmiecha. Przeczesuję swoje krótkie brązowe włosy i wstaje.
-Powiadasz, że mama czegoś chce? Już idę. Akurat skończyłem. Patrz!- Odkręca kran, który bez problemu zadziałał. W duchu westchnęłam z ulgą. Nareszcie nie będę musiała myć zębów w kuchni. Tato uśmiecha się jakby zrobił coś niezwykłego. Czego nie chciałam mu psuć. Niech się jeszcze trochę pocieszy. Wychodzi a ja idę za nim. Jeszcze jego stopa nie przekroczy progu a słyszymy głos mamy.
-Weź się za naprawienie stołu w pokoju gościnnym! A potem się przebierz.- Mama przebiega obok mnie o mały włos na mnie wpadając. Patrzę na moich rodziców nie rozumiejąc w ogóle, co się dzieje. Aż się boję tej rzeczy, która zmusiła ich do pracy. Biorę torbę i nie zauważalnie próbuję się dostać do swojego pokoju. Niestety mamy mają świetny słuch a do tego instykt, który zawsze się budzi, kiedy dziecko chce uciec.
-Scarlet do mnie!- Westchnęłam, co nie uszło jej uwadze- Nie narzekaj tylko chodź tu!
Podnoszę ręce do sufitu. Idę do kuchni i widzę mamę opierającą się o blat stołu. Odgarnia jasny kosmyk za ucho i patrzy na mnie swoimi zielonymi oczami. Pociera swoje ramiona a ja wiem już, że mam przechlapane. Zawsze, gdy to robi oznacza to, że wie, że coś złego zrobiłam i nie wie jak mnie o to zapytać.
-Znowu to się zdarzyło?- Mówi szeptem a ja wiem, o co jej chodzi. - Kochanie… Nie możesz tego…
-A myślisz, że mam nad tym jakąkolwiek kontrolę!?- Krzyczę, chociaż tego nie chcę, ale nie potrafię już powtrzymać emocji. Wzdycham i próbuję zapanować nad złością.- Przepraszam, ale nie wiem, co to jest i dlatego mnie to przeraża…
Mama kiwa głową. Podchodzi do mnie i przytula. Odwzajemniam uścisk i uśmiecham się pod nosem. Takie niby nic a jednak potrafi odrobinkę polepszyć humor. Odsuwam się.
-Mamo? Co dzisiaj jest? No, bo robicie takie zamieszanie!- Odpowiadam szybko na jej pytające spojrzenie. Uśmiecha się.
-Sąsiedzi do nas wpadną. Co ty na to?
Proszę? Czy wszystko musi się dziać akurat dzisiaj? Sąsiedzi? Do nas? Kiedy ja nie mam ochoty dzisiaj na żadne spotkanie. Co jest? Piątek trzynastego? Uśmiecham się jednak i mówię, że to cudowne i w ogóle. Mama się uśmiecha a ja mogę nareszcie iść do swojego pokoju. Otwieram drzwi. Rzucam gdzieś mój biały T-shirt i zakładam moją ulubioną koszulkę z napisem „Jestem nastolatką. Spędzam większość czasu w Internecie, idę raczej późno spać, w mojej komórce mam swoje prywatne myśli i jestem szaloną osobą.” Tak bardzo do mnie pasowała.  Kładę się na łóżku. Przewracam się na brzuch i czuję jak cały dzień wita się ze mną i zrzuca na moje plecy wielki worek z cegłami. Rozpuszczam moje zmęczone włosy a potem odpływam. Nagle słyszę dzwonek do drzwi a potem szuranie butów i ciche głosy. Jęczę. Ile mogłam spać? Patrzę na zegarek i jest już osiemnasta. Tylko nie to. Nie dzisiaj. Może zapomną o mnie?
-Scarlet, zejdź proszę na dół!- Jakże ja cię kocham wszechświecie! Wstaję z wielkim ociąganiem. Przeglądam się jeszcze raz w lustrze i niezadowolona próbuję przyklepać sobie „uszka” Po kolejnej próbie poddaje się i schodzę po prostu na dół. Niechęć powinnam mieć teraz wypisaną nad głową. Wchodzę do salonu. Postanawiam od razu powiedzieć tą typową kwestię.
-Miło mi bardzo państwa poznać. Nazywam się Scar…- słowo ugrzęzło mi w gardle, gdy podniosę wzrok. To jest niemożliwe. Patrzę mu w oczy. Nie może być. Niebieskie oczy, te niebieskie oczy. Nie wierzę w to. Nie w moim domu. Nie po tylu latach. Cofam się kilka kroków do tyłu. Błagam niech ktoś mnie potrzyma!
-Witaj Lisek.- Uśmiecha się nieśmiało, tym uśmiechem sprzed lat- Nic się nie zmieniłaś…

~*~*~*~*~
Kolejny rozdział! Pisałam wczoraj do 00:36. Zmęczona, ale poza tym bardzo szczęśliwa napisałam i teraz Wam tu dumnie pokazuję. Piszcie proszę czy się Wam podoba.

5 komentarzy:

  1. Znowu miałam ochotę zacząć mój komentarz od "wow"..
    Więc... Wow!!!
    Zastanawia mnie, czy Scarlet ma zaburzenia psychiczne, jakiegoś guza, czy będzie to coś paranormalnego. Co do Louisa, to zawsze jest ten chłopak, ale on: niebieskie oczy, blond włosy - o Pani! Wyczuwam romans <3
    Bardzo, bardzo, bardzo podoba mi się to jak piszesz! Powodzenia dalej i czekam na rozdział drugi! <3
    Także, moja droga, proszę o dalsze informacje w moim spamowniku :3
    Buziaki, Raven.
    http://ponad-czasem-raven.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps. Jeździsz konno! Musimy się zgadać, łączy nas coraz więcej, haha :D

      Usuń
    2. Kochana Raven
      Tak coraz więcej nas łączy z czego bardzo się cieszę. I niestety nie mogę nic powiedzieć (na razie) co do Louisa, ale z czasem zobaczymy ;) I oczywiście, że będą dalsze informacje w twoim spamowniku. Dziękuję raz jeszcze za cudowny komentarz i pozdrawiam :*
      Melete

      Usuń
  2. Hej to ja Sefer :-D
    Obiecałam, że wejdę i przeczytam zwabiona dodanym przez Ciebie fragmentem i oto jestem! Naprawdę nie pomyliłam się co do Twojego bloga! Bardzo mi się spodobał! Ja chyba mam jakiś taki szósty zmysł, który wykrywa dobre opowiadania i fanfiki xD Masz świetny styl pisania! Wspaniały pomysł na fabułę! Naprawdę intryguje mnie główna bohaterka owiana tajemnicą. Czekam na next! Już nie mogę się doczekać :-D xana03vswojownicylyoko-mojsezon5.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Sefer!
      Taki dar to trzeba cenić! Cieszę się, że nie zawiodłaś się co do mojego bloga. Dziękuję za ten bardzo miły komentarz! I za to, że w ogóle tutaj zajrzałaś. To dla mnie bardzo ważne :)
      Pozdrawiam, Melete

      Usuń