Wracam
do Was!
Życzę
miłych wakacji i dużo odpoczynku!
Miłego
czytania!
Odkładam
wielostronicową, oprawioną w twardą okładkę, książkę na swoje
biurko. Ściągam ciasne, niewygodne już po całym dniu dżinsy i
rzucam je w kąt pokoju wraz z torbą. Ubieram szorty od piżamy i
jakąś koszulkę leżącą od kilku dni na moim krześle. Przeciągam
się i siadam przy stole do pracy. Odgarniam niepotrzebne rzeczy
walące się po całej jego powierzchni. Kubki, talerze, papiery,
podręczniki... Wszystko co służy do przeżycia przy długich
nieprzespanych nocach. Znudzona zerkam na telefon. Impuls nakazuje mi
wybrać numer do Alice i zadzwonić do niej. Dlaczego to w ogóle
czuję? To bezsensowne. Dzisiaj w szkole ją przecież widziałam.
Nie wymieniłyśmy ze sobą nawet zdania.
Co
mi da jeśli to zrobię? Po kilku sygnałach i martwej ciszy w
słuchawce rozlega się słaby głos.
-
Słucham? Coś się stało? - troska w jej głosie sprawia, że chcę
parsknąć i odpowiedzieć ironicznie " A co miałoby się stać?
Wilkołaki? Lisy?.... Nie... " Kręcę głową. Po chwili się
poprawiam. Przecież ona mnie nie widzi.
-
Nie, nie. Spokojnie...- po chwili dodaję - Zastanawiałam się nad
tym rytuałem. No wiesz... Podesłałaś mi jedynie szczyptę tego
wszystkiego. Chciałabyś to rozwinąć?
Słyszę
westchnięcie.
-
A czego dokładnie chciałabyś się dowiedzieć?
-
Czy da się powstrzymać ten rytuał? - najważniejsza jak na
razie dla mnie informacja. Znając moje szczęście spóźnię się
i trafię już na tę uroczystość... A przecież będę musiała
jakoś ją powstrzymać.
-
Zależy. - przeciąga każdą sylabę. Bawi się tym słowem. Jakby
sprawiało jej to nie małą radość - Jeśli się zacznie jest to
prawie niemożliwe.
Jeden
punkt z mojej listy od haczony.
-
Aha... Cudownie - mruczę do słuchawki. Przegryzam wargę. A co z
lisem? Po co on to tego? Boję się jej o to zapytać. Przeraża mnie
to. Jeśli Lykaon tak bardzo mnie potrzebuję... To jaką muszę mieć
moc, żeby zadowolić jego szatańskie pragnienia...
-
Dla...Dlaczego on to robi?
-
Czy to nie oczywiste? Potężna moc na wyciągnięcie ręki. Władza,
potęga... Myślę, ,że to wszystko wyjaśnia... Fenrirowie od wielu
wieków pożądali jej. Wiele razy też im się powodziło. Był to
okropny czas dla ludzi jak i wilkołaków. - umilkła na chwilę -
Ale Scarlet proszę uważaj na siebie. Lykaon Ciebie potrzebuję, ale
to nie oznacza, że nie może tego po prostu olać i zabić cię
jeśli będziesz stawiać opór. Błagam uważaj na siebie.
-
A czy ja kiedykolwiek tego nie robiłam?
-
Po prostu uważaj - mówi z naciskiem. Przytakuję i się rozłączam.
Koniec. Więcej już nie mogę o tym myśleć. Aż zbiera mi się na
wymioty. Wstaję i przechodzę się kilka razy po pokoju. Otwieram na
uchyl okno. Potem wściekła rzucam się na łóżko i wzdycham. Lis
jest aż tak potrzebny? Dlaczego się pytam? W sumie. Skoro on
jest bóstwem to na pewno ma niewyobrażalną moc. I to jest
zrozumiane, ale po co mu ja? Powoli zamykam oczy.
***
Stoję
pośrodku polany. Otaczają mnie piękne wielokolorowe drzewa. Słońce
świeci jakby jaśniej niż zwykle a ptaki nie wydają zwyczajnych
dźwięków... Bardziej to przypomina śpiew. Taki prawdziwy.
Wzdycham lekkie, orzeźwiające powietrze. Rozglądam się. Wiem już
kogo zaraz tu spotkam.
-
Chciałbyś mi o czymś powiedzieć?
-
A ty? Nie wiem czy chciałbym z czymkolwiek dzielić się z taką
nędzną człowieczyną - mały rudy lis staje przede mną. Siada i
przekrzywia głowę.
-
Nie uważasz, że to głupie? Przecież tylko ty możesz mnie tutaj
przywołać! - podnoszę oburzona głos. Nędzna?
-
Już się tak nie strosz dziecino. Chciałem się tylko zabawić...
Co innego mam robić...
-
Nie wiem. Jakoś mi to wszystko wyjaśniać?!
-
Ale co ? - posyłam mu wściekłe spojrzenie - Aaaaa.. Ty mówisz o
tej sytuacji ze mną i tobą?
Przekrzywiam
głowę i wzdycham. Siadam na ziemi i patrzę na niego. On kieruję w
moją stronę uszka a potem podchodzi do mnie. Delikatnie kładzie mi
łapkę na udzie po czym kładzie swój łebek na moich kolanach.
-
Wiesz... Od lat byłem samotny... Nigdy nie miałem towarzyszy.
Widziałaś kiedyś kogoś kto lubiłby lisy? No dobra mnie. -
pokręciłam głową. Momentalnie zaczęłam go drapać za uchem. Co
dziwne zareagował jak Basket. Przekręcił łebek i a jego wargi
poszły w górę. - Jakie to przyjemne...Widzisz? O tym mówię! Nikt
nigdy mnie nie pogłaskał. Nic... Zabrzmi to głupio, ale...
Śmieję się.
Nie wiem dlaczego, nie wiem po co, ale po prostu zaczęłam się
śmiać. Lis odsunął się ode mnie i zmrużył oczy.
-
Co Ci się stało...
-
To twój świat? - rozglądam się. Kiwa głową - Możesz stworzyć
tu wszystko co tylko zapragniesz?
-
A myślisz, że co robiłem przez te wszystkie tysiąclecia? -
prycha. Wstaję. Kładę ręce na biodra.
-
No to słuchaj. Co powiesz na ogród królewski, albo zwykły z
wieloma kwiatami, i drzewami i może jakieś zwierzątka? Chociaż
ty... To nie na miejscu.
-
Zwariowałaś?! Co ty wygadujesz... - lis podbiega do mnie i szczerzy
kły.
-
Nie chciałbyś ze mną zjeść pikniku? - mówię zalotnie. Nagle
całe otoczenie się zmienia. Wyrastają powoli kępki zielonej
trawy. Najróżniejsze rodzaje kwiatów, w różnych kolorach
wychodzą z ziemi obok mnie. W powietrzu unosi się zapach lata a w
tle śpiewa jakiś ptak. Niedowierzając mojemu własnemu wzrokowi
uporczywie patrzę w to co się dzieję. To sen. To musi być sen.
-
Nie sądziłam, że to zrobisz... - odwracam się i uśmiech zamiera
mi na ustach. W miejscu gdzie jeszcze przed chwilą siedziało
zwierzątko, teraz stał dumnie uśmiechnięty z mojej reakcji,
chłopak. Ma ognisto- rude włosy zaczesane do tyłu. Przewiercza
mnie wzrokiem na wskroś. Odsuwam się - Przepraszam, ale co ty
wyprawiasz?
Przekrzywia
głowę swoim zwierzęcym odruchem.
-
Nie chcę z tobą jeść w postaci lisa. To nie smaczne. - krzywi się
i poprawia sobie rękawy. Każdy ruch, gest jest przepełniony dumą
oraz godnością. Roznosi wokół siebie aurę, którą mogliby
tworzyć jedynie królowie...
Nie.
On jest nawet ponad tym wszystkim. Patrzy na mnie zdziwiony, że nic
nie robię. Jego złote oczy, przepełnione mocą i władczością.
Czyli to takie uczucie gdy spotykasz bóstwo.
Kręcę
głową i idę do niego. Siadam z nim pod jabłonią. Na kocu w
kratkę, na którym nagle pojawiła się pysznie pachnąca i
wyglądająca pieczeń. Do tego ziemniaki i surówka.
-
Czy ktoś tak wielki jak ty, je coś tak prostego? - uśmiecham
się podstępnie. Kąciki ust idą mu ku górze.
-
Wiem, że to twoje ulubione danie... Ale nie lubię klusek.. Wybacz.
Śmieję
się. Nakładam jedzenie i rozkoszuję się każdym kęsem. Jest
przepyszne. Nagle czuję ciepły powiew powietrza na całym moim
ciele. Nawet tam gdzie są ubrania. Zdziwiona spoglądam w dół i
prawie się krztuszę. W miejscu moich luźnych spodni i bluzeczki na
ramiączkach pojawiła się znikąd biała, uszyta z lekkiego
materiału sukienka. Leżała na mnie idealnie. Nie miała ramiączek,
ale nie miałam dyskomfortu, że zaraz mi spadnie. O bieliźnie nawet
nie wspomnę.
Podnoszę
brew i czekam na wyjaśnienia.
-
Hmn... O wiele ładniej w tym wyglądasz... Bardziej kobieco.
Podkreśla twoje atuty.
Po
wielu latach słuchania tego od rodziny nie rumienie się. Co jest
moim małym zwycięstwem. Posyłam mu ciche podziękowania.
-
A więc... Dlaczego ja? - upijam łyk kompotu. Zmienia pozycję i
siedzi teraz z ugiętą jedną nogą, na której opiera rękę.
-
Hmn...Wiesz ile było takich osób jak ty? - pokazuję, że zero -
Oh... Skąd wiedziałaś? Ha...
Odwraca
wzrok. Usilnie próbuje na mnie nie spojrzeć. Przewracam oczami.
Szturcham go.
-
Co zrobisz jeśli powiesz, że zrobiłem to z czystego egoizmu?
Zamieram.
Egoizm?
O
czym on mówi?
-
Proszę?
-
Zrobiłem to bo się nudziłem. Zrobiłem to bo się bałem. Zrobiłem
to bo chciałem się po prostu zabawić!
Patrzy
na mnie a jego oczy płoną czymś dzikim i mi nie znanym. Przybliża
się do mnie.
-
Nudziłem się. Więc pomyślałem, dlaczego nie opętać małej
duszyczki? Bałem się bo ci wstrętni fenrirowie już od dawna coś
knuli i pewnie już wiesz po co im ja. Ha.. I widzieć twoje ludzkie,
nędzne życie. Twoje proste nic nie znaczące problemy,
rozterki... Przy wszystkim, tym byłem... I czułem to co ty...
-
Jesteś jednak głupi - warczę - Czułeś to co ja?
Żartujesz? Nikt nie mógłby czuć tego co ja. A zwłaszcza ktoś
taki jak ty... Ja jestem żałosna? Oh proszę cię. Ale nie
rozumiem. Bałeś się? To po co ja?!
-
Nie wiesz? Oni myślą, że jeśli wykorzystają Ciebie to
wykorzystają też mnie. Ale się mylą. Zabijając Ciebie, mnie
zostawią w spokoju.
Kiwam
głową. Brzmi to nawet gdzieś rozsądnie. Wstaję. Otrzepuję
niewidzialny pyłek z ubrania. Kocyk i jedzenie znika. Nie zostanę
zabita, więc czemu miałabym być na niego zła? Poza tym...
Zachował się nad zwyczaj ludzko. Co pewnie i tak już było dla
niego wstydem. Wiem to.
-
Wiesz co? Przez te wszystkie lata, nie tylko ty mnie poznałeś -
puszczam mu oczko. Odwracam się i idę przed siebie.
Pewnie
zdziwienie jest wymalowane na jego twarzy. Z czego jestem zadowolona.
Słyszę jak się podnosi i podbiega do mnie. Zatrzymujemy się i
patrzymy na siebie. Po chwili on obejmuje mnie ramieniem.
-
Lepszej towarzyszki naprawdę nie mogłem spotkać... - mówi
nieśmiało. Zerkamy na siebie i uśmiechamy się. Zamykam oczy.
Wzdycham i dociera do mnie, że będę musiała już wracać. Kitsune
też już o tym wie. Czuję jak się spina. Patrzę na niego. Powoli
jakby cała energia z niego by wylatywała.
-
Zaraz cię odprowadzę... Ale... Jak oczywiście przeżyjesz...
Wrócisz do mnie? - nadzieja wypisana na jego twarzy... Uśmiecham
się.
-
Jasne... O ile mnie nie zdradzisz na polu walki.
Śmieje
się. Przytakuje głową i kłania się. Przestrzeń zagina się.
Tworzy się ciemna pustka i nagle pojawiam się w wielkiej sali.
Oświetlonej jedynie świecami na ścianach, pomiędzy lustrami.
Malowidła naścienne. Wszytko było tak piękne. Zaparło mi wdech w
piersiach.
-
Jak tu pięknie...
-
Też tak uważam. - spinam się. Ten głos. Co on tu robi?
Odwracam
się. Louis stoi przede mną w czarnym garniturze. Jego jak zwykle
rozczochrane włosy. Piękne błękitne oczy. Rozgląda się
zdezorientowany. Patrzy na swój strój a potem kieruję wzrok na
mnie i zamiera.
-
O najświętszy... Wyglądasz... Wyglądasz przepięknie Lisek! -
podchodzi do mnie a ja zdziwiona patrzę w lustro. Na sobie mam
piękną czarną suknię opinającą w talii a szeroką na dole.
Prześwitujące rękawice, z lekkiego materiału ze złotymi
elementami. Włosy przeplatane złotymi pasemkami. Delikatny
makijaż... Wyglądam olśniewająco.
- Nie
ma za co... - wystraszona podskakuję. W lustrze pojawia się
Kitsune uśmiechnięty w swojej ludzkiej formie - Naciesz się
swoją nagrodą.
Mrugnął
i rozpłynął się. Uśmiecham się delikatnie pod nosem.
-
Dziękuję.... - mruczę. Blondyn zaskoczony patrzy na mnie. Śmieję
się i ciągnę go na parkiet. Przyciągam go do siebie. Kładę
dłonie na jego policzkach i całuję. Odwzajemnia to. Po chwili
słyszymy wolną muzykę. Wtuleni w siebie toczymy kółka. Pogrążeni
doszczętnie w muzyce.
~*~*~*~*~*~*~
Siemaneczko!
Wracam do Was kochani!
Wena
wróciła i chęć w ogóle pisania. Ta radość gdy napiszesz jakąś
scenę. Chociaż nie wróciła przez Was. Hehehehe....
Ale
nieważne. Mam nadzieję, że Wam się podobał i będziecie czekać
na więcej. Wiecie co? Zgadnijcie kto kończy swojego bloga?
Taaak. Dokładnie. Powoli zbliżamy się do końca. Myślę,
że jeszcze około 4 rozdziałów. Nie więcej.
Więęęęc... To
trzymajcie się i do zobaczenia!
Wasza
Melete!
Czy ten kitsune ma jakieś imię, bo tak nie bardzo ogarniam jak mam na niego mówić :/ Ale jest mega słodki *-* Btw, on podrywał Scaret, czy to tylko ja miałam takie wrażenie? Ale jaki był przy tym uroczy. Mimo tego, że postanowił pobawić się jej życiem z nudów -.-
OdpowiedzUsuńNadal nie do końca ogarniam, o co może chodzić z tym rytuałem, ale zdaję się na ciebie. Tylko szkoda byłoby, gdyby Scar naprawdę się coś stało. Nie uśmiercaj nikogo. Proszę? ^^ *tu robię minę zbitego szczeniaczka*
Już koniec? Nie...! Dlaczego? Będę płakać! Albo nie. Przecież ja nie płaczę. Ale będzie mi smutno :c No cóż...
Też się trzymaj i również życzę miłych wakacji :D
Kate
WOOOOW! Albo nie widziałaś błędów albo ich nie było, bo chyba pierwszy raz nic nie napisałaś o nich!!! NARESZCIE!
UsuńKitsune to jego imię. No wiesz taki bożek japoński itp... Oj nie moja droga. To nie tylko wrażenie. Ale spokojnie. No i wiesz jak to mają w swoim zwyczaju bóstwa. Próbuję to wytłumaczyć, ale jak widać kiepsko mi to idzie... Ale spokojnie. Jak widać po prostu jak napiszę w rozdziale, to mam nadzieję, że będzie to w miarę czytelne... YEY. Uśmiercać kogoś? Hahahahahahahahhahahahahhahahaha... Nie no przestań. Ale nic, a nic nie mówię.
Ale wiesz, że zawsze zacznę nowy. Nie porzucę pisania. Dziękuję i nawzajem.
Mel
Czeeeeść :D
OdpowiedzUsuńZgadnij kto to. No zgadnij.
Syn marnotrawny wrócił^^
Ile przegapiłam rozdziałów? Dwa, trzy? :D
Piszesz strasznie emocjonalnie. Momentami uwierało mnie to jak kamień w bucie, ale tylko momentami :D
Jak nazywa się ten Kitsune?
Niech on okaże się płatnym mordercą i zamorduje Scarlet. Właściwie to zabij wszystkich! Powystrzelaj jak kaczki we wrześniu! *robi minę kota ze Shreka*
Ja zaczęłam pisać nowe opowiadanie, bo z tej nowej wersji "Obozu Herosów" nic nie wyszło. Przeczytałyśmy to co wcześniej pisałyśmy i o mało co nie wykipiały nam mózgi ;-;
Czemu wszyscy mają takie ładne szablony, podczas gdy mój wygląda jak wyciągnięty psu z gardła? Czemu?
Mówiłam ci już, że nie lubię Louisa? Nie? Tak?
I tak go zabij ;-; Proszęęę! :D
Gdybyś nie miała co zrobić ze swoim życiem to zapraszam na moje rozkminy dotyczące Śmierci: https://bukiet-dusz.blogspot.com/
Czekam na kolejny rozdział! :*
/Malinoe
Świetnie piszesz, czyta się szybko i przyjemnie. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńAwwwww...Bardzo dziękuję 😊 Cieszę się bardzo, że tak uważasz!
UsuńTrzymaj się cieplutko ❤
Mel