Leżę na podłodze i patrzę się uparcie w sufit. Wraz z Louisem stykamy się głowami. Zamykam oczy i wypuszczam powietrze ustami. Odprężam się i delektuję tę chwilę, spędzoną z nim. Podnoszę rękę nad głowę i sięgam po jego dłoń. Gdy ją dotykam on łapie ją i nie puszcza.
- Cieszę się, że tu jesteś. - mruczy. Przez chwilę zamieram. Czy on powiedział to co słyszałam? Czy to możliwe? Wszystko mi się skręca w żołądku.
- Dlaczego? - idiotka. Powinnam odpowiedzieć coś w stylu " Ja też. Jest to najpiękniejsza chwila w moim życiu " Tak to na pewno byłoby lepsze od " Dlaczego"
- Bo mogę się przy Tobie uspokoić i uporządkować myśli. Jest to przyjemne.
- W sumie ze mną jest tak samo. - z nim mogłabym całymi dniami tylko po prostu leżeć i cieszyć się powietrzem.
Na jutro zaplanowaliśmy wspólną wycieczkę, biwak, piknik. Już połowa wakacji i nie wiedziałam co ze sobą począć. Z pomocą przyszła mi jego rodzina. Razem z moimi rodzicami jedziemy na dwa dni do lasu. Może być całkiem przyjemnie. Tak mi się chociaż wydaję. Bo w końcu co może pójść źle? Cóż. Wszystko.
- Jutro jedziemy? - pyta. Uderzam go w czoło. Jęczy i siada po turecku. - Za co?!
- Za to, że jesteś idiotą. - mruczę. Jak mógł zadać tak oczywiste pytanie. Mrużę oczy i odwracam wzrok. Zerkam na jego czarną, skórzaną bransoletkę. Ciekawe od kogo ją dostał. - Jesteś głodny?
- Zawsze i wszędzie. - odpowiada ze spokojem. Śmieję się i wstaję. Jeśli chodzi o jedzenie to oboje mieliśmy niezaspokojone pragnienia. Schodzimy do kuchni. Wyciągam z lodówki wszystko co uważam, za warte spożycia i kładę na blat. Louis zabiera się za robienie kanapek. Ja w tym czasie nalewam sobie i mu wody. Podaję ją mu i pomagam w przygotowaniach.
- I pamiętaj kochanie. Bądź ostrożna podczas drogi. I pamiętaj. Słuchaj Angeliny. Zawsze. - łagodny, przeplatany troską głos mamy, sprawia, że jeszcze bardziej się denerwuję. Czy mam wszystko? Może czegoś zapomniałam? Na pewno. Nie ma innej opcji.
- Tak wiem, wiem... Jest okay...
- Masz wszystko? Jedzenie? Picie? Pokremowałaś się?
- Tak, chyba. Tak, tak i tak. I tak chyba mam wszystko... Chyba. - słyszę dzwonek do drzwi. - Już idę! - podchodzę do drzwi. - Dobra muszę kończyć mamuś. Do zobaczenia! Kocham Cię!
- Ja Ciebie też kochanie. Pa.
Rozłączam się. Poprawiam torbę i wychodzę. Duszność oraz gorąco policzkuje mnie prosto w twarz. Biorę głęboki wdech. Biegnę przez trawnik. Wybiegam na chodnik i skręcam. Przebiegam na drugą stronę płotu. Wchodzę na ganek. Pukam do drzwi. Otwierają mi słomiane rozczochrane włosy, szeroki uśmiech oraz błękitne oczy. Uśmiecham się delikatnie.
- Hej Louis. Gotowy? - przekrzywia głowę. Drapie się po głowie.
- Hmn? A na co?... Jasne. Oczywiście!! - widząc moją minę od razu się poprawia. - Moja mama jeszcze się pakuje, ale tak to już jesteśmy gotowi. Wejdziesz? - zbyteczne pytanie. Jednak jak nakazuje tradycja, wypada powiedzieć to słowo. Wchodzę i chcę położyć torbę na podłodze, ale nagle słyszę czyjś damski głos.
- Louis, gdzieś podział swój plecak!? Chyba, że sama mam Ci spakować twoją słodką pidżamkę w dinozaury...- zerkam na chłopaka, który uśmiechnięty i wyrwany z kontekstu odrywa ode mnie wzrok. Potrząsa szybko głową. Zarumieniony rusza w stronę, z której dobiegał głos jego mamy. Po drodze słyszę jego mruczenie pod nosem. Coś na temat, że nie musiała tego krzyczeć na głos, i że przecież leży na widoku. Zaskoczona nie mogę powstrzymać uśmiechu wypełzającego na moją twarz. Po chwili razem wychodzimy na dwór.
- Dinozaury? - rzucam mu pytające spojrzenie. Wzrusza ramionami.
- Nie było psów. - odpowiada spokojnie. Nie wierzę, że to powiedział. Wybucham śmiechem. On też. Wraz z Angeliną ruszamy w stronę garażu. Zerkam na swój dom. Moi rodzice już dawno byli na miejscu i szykowali dla nas miejsca. Ja miałam możliwość pojechania na rowerach z jego mamą albo z moimi rodzicami. Skorzystałam z tej pierwszej opcji..
Louis wyprowadza dla mnie rower. Opiera go o płot. Podchodzę do niego.
- Dziękuję, że zabieracie mnie ze mną. - mówię. Zerka na mnie zaskoczony.
- Mówisz jakbyśmy Cię zabierali do Japonii. - przewracam oczami.
- To i tak coś. Dziękuję.
- Eh Lisek. Przestań. To nic wielkiego.
- To prawda. - kobieta wychodzi z garażu kaszląc przy okazji. Macha ręką przed twarzą odganiając tumany kurzu. - Nie dziękuj nam kochana. Wszystko w porządku. Louis rower.
Blondyn kiwa głową. Znika mi na chwilę z pola widzenia. W tym czasie poprawiam sobie siedzenie oraz przymocowuję picie do rowera. Po chwili wychodzi i podaje mi kask. Przyjmuję go z wdzięcznością. Siadam i ruszamy. Kieruje nami Angelina a na końcu jest Louis. Jak zwykle jestem w środku. Dlaczego? Zduszam w sobie krzyk irytacji. Czy on musi być za mną?
- Ej lisek! - nie odwracam się, gdyż źle by się to skończyło.- Co?! - krzyczę przed siebie.
- Nie jedź za wolno! Nie lubię wolnej jazdy!
Uśmiecham się.
- No chyba żartujesz... - mruczę. Słyszę cichy chichot za sobą, który rozprowadza ciepło po całym moim ciele.
druga część we wtorek/ środę
Ja nawaliłam. Przepraszam, postaram się poprawić. Przepraszam, że taki krótki, ale nie dałam rady dłuższego. Okazuje się, że wyjeżdżam na wakacje i na razie wracam w poniedziałek, dlatego starałam się szybko coś napisać. I jestem przez to wściekła. Naprawdę. No dobra. Zobaczymy. Spróbuję skończyć tę miniaturkę. Na chwilę muszę się dobrze zastanowić nad tym blogiem. Poczytać od nowa, pomyśleć itp. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Dziękuję.
LET *.* Boże, nawet nie sądziłam, że aż tak się za nimi stęskniłam. Jakoś tak podświadomie brakowało mi ich, choć nie podejrzewałabym się o taki sentymentalizm (Tak jak w przypadku gimnazjum. Nigdy nie sądziłam, że już po jednym dniu może mi tak brakować mojej klasy. Czuję jakąś taką pustkę i kłucie w klatce piersiowej. To byli tacy idioci, a mimo tego mam ochotę się rozpłakać :c Mój humor ciągle waha się między - cieszę się bo wakacje! a co ja zrobię bez tych idiotów? :c)
OdpowiedzUsuńNigdy. Nie. Mów. Że. Źle. Piszesz. Lub. Że. Nawaliłaś. NIGDY. [Bo się obrażę xD]
Boże, ja się zaraz rozpuszczę z gorąca... Lepiej już skończę, bo tu zdechnę.
Czekam na kolejną część.
Pozdrawiam
I do przeczytania
Kate ;*
Idealnie... nie wiem totalnie, co tu napisac. Lubie miniatury, bo sa zupelnie innym spojrzeniem na historie.
OdpowiedzUsuńPrzesylam miliony kilogramow weny <3
Caluje,
Raven ;*