sobota, czerwca 10

20 Rozdział

      Dlaczego wszystko musi iść nie po mojej myśli? Powoli, zagryzając swoją wargę, poruszam się ciemnymi korytarzami. Dzięki mocy Kitsune, jestem w stanie poruszać się prawie bezszelestnie. Prawie. Nie licząc mojego tragicznego stanu. Nawet cud by nie sprawił, żebym poruszała się niezauważalnie dla wilkołaków. Bark pali mnie, ale powoli już się do tego przyzwyczajam. W czasie skradania, prawie natknęłam się na kilku fenrirów. Za każdym razem, gdy obok mnie przechodzili, wstrzymywałam oddech i modliłam się by mnie nie znaleźli. Po chwili jednak po prostu odchodzili a ja po dłuższym czasie szłam dalej. Przez ten cały czas nie sądziłam, że to miejsce mogło by być aż tak wielkie. Teraz gdy przechodzę przez te wszystkie zawiłe korytarze, mam ochotę wrócić do swojego małego pokoiku i znów zasnąć. Wszystko jest do siebie tak podobne i niczym się nie różni. To jest nie do przejścia. Nagle moje kolana w jednej chwili tracą siłę. Mało brakuje a uderzyłabym o ziemie. W ostatniej jednak chwili wraca mi czucie. Dotykam dłonią zimnej kamiennej ściany. Oddycham głęboko. Jestem tak bardzo zmęczona. Moje powieki ważą chyba z tonę. Ledwo widzę na wyciągnięcie ręki. To takie żałosne. Najchętniej upadłabym teraz na ziemię, ale nie mogę tego zrobić. Muszę iść dalej… Muszę iść do Lykaona. On musi mnie stąd wypuścić. Ucieczka nie wchodzi w grę. Nie dam przecież rady. Nawet lisi bożek mi nie pomoże. Poza tym, mam do pogadania z bestią tego pałacu. Jak tylko wrócą mi siły. Zapamięta by nie zadzierać ze Scarlet Lee. Wdycham. Z trudem zmuszam się do kolejnego marszu.
Nie trwa to jednak długo.
Po chwili suwam się po drzwiach. Cała moja "moc" już dawno zniknęła. Nawet od Kitsune już nie działa. Siedzę na ziemi. Czekam. Staram się utrzymać otwarte oczy, ale już nie potrafię. Nawet kiwnięcie palcem jest dla mnie wyzwaniem. Słyszę kroki z drugiego końca korytarza. Wiem, że powinnam uciec, ale nie mogę. Jestem w stanie jedynie spojrzeć w tamtą stronę. Wszystko się zamazuje a ja opadam ciężko na ziemie.
***

Zimna woda przywraca mnie do życia. Jeśli w ogóle to, można nazwać życiem. Otwieram oczy i krztuszę się. Podnoszę wzrok i myślę, że zaraz zwymiotuję.
- Czy ty naprawdę myślałaś, że sobie ot tak uciekniesz? - Lykaon uśmiecha się pobłażliwie. Kuca przede mną i podnosi mi brutalnie szczękę do góry. Próbuję go ugryźć, ale ta próba bardziej przypomina zdychanie psa, niż cokolwiek innego. Chłopak cmoka z niezadowolenia.
- Nie bądź aż tak ostra. Bo jeszcze się sama zatniesz.
Głaszczę mnie po głowie. Wolałabym już mieć miesiąc okres, niż znosić jego towarzystwo. Nadal jestem zbyt słaba by zrobić cokolwiek poza rzucaniem mu nienawistnych spojrzeń.
- Dlaczego? - szepczę. Mój głos brzmi jak kamienie zgrzytające o siebie. Chcę mi się płakać, ale nie mam już nawet łez. Wszystkie je już wylałam.
- Hmn… Ja chciałem pokojowo… Czyżby coś nie poszło po mojej myśli?
Moja nienawiść do niego wzrosła jeszcze bardziej. Pokojowo?! Niby kiedy? Ostatkiem sił podnoszę się i klękam. Patrzę mu prosto w oczy.
- Nienawidzę Cię…
On uśmiecha się tylko. Popycha mnie tak, że upadam na lewą stronę i wbijając mi pazury w łydkę, przejeżdża nimi po niej. Mój wrzask roznosi się po całym zamczysku. Czuję jak ciepła krew spływa mi po nodze. Zamykam oczy. Mój ból tylko zachęca Lykaona. Celuje w każdą moją kończynę, tak by mnie bolało, ale nie żeby zabiło. Nogi… Ręce…
Wielu z jego służących ma wyjść i zamknąć drzwi by mój wrzask nie przypętał kogoś niepowołanego. Niby kogo? Jesteśmy pewnie na jakiś pustkowiu. Przez sekundę, ale mogło mi się jedynie wydawać, że widzę Biance… ma zapłakaną twarz. Uśmiecham się. Muszę wyglądać okropnie. Ostatnim co słyszę zanim zemdleję to wrzask Lykaona by wszyscy wyszli i jego niebezpiecznie blisko mnie, krwiste ślepia.


Ciemność. Czuję dokładnie każdą cząsteczkę mojego ciała. Czuję ją bo pali mnie jak ogień. Siedzę skulona, otulona materiałem w kącie. Reszta ubrania została rozerwana przez szał Lykaona. W drugim kącie leżą kawałki mięsa i woda, której trochę się napiłam, ale mięsa nawet nie mam zamiaru ruszać. Poza bólem czuję również ciężkie i zimne poczucie winy lisa. Bawi mnie to. Gdyby nie on, nic takiego by mnie nie spotkało…
Nie…
Gdybym w ogóle nie żyła
To nie było by żadnego problemu. Nie sprawiałabym nikomu problemu.
Wszyscy mieliby spokój.
Nikt nie musiałby na mnie patrzeć, udawać miłych. Uśmiechać się. Pomagać.
Jestem jedynie ciężarem dla wszystkich.
Dla uczniów, Jamesa, Alice... Louisa.
Na samo jego wspomnienie w gardle rodzi się gula.
Nie musiałabym tego wszystkiego przeżywać.
Scarlet...
Proszę…
Po prostu mnie zostaw…
Mam tego dosyć….
Nie chcę ciebie znać!

"P R O S Z Ę."
Zabij mnie….

Cisza….
Kitsune?
Nic…
No tak. Tylko na to zasługuję. Nikt nie chcę ze mną przebywać. Każdego potrafię od siebie odrzucić. Wstaję. Na ścianie wisi obraz. Pochodzę do niego. Biorę do rąk. Przez chwilę podziwiam piękne ruchy pędzla i świetnie dobrane kolory… by po chwili roztrzaskać go o ziemie. Uderzam nim. Raz po raz. Aż zostaję jedynie kawałek ramy… Twardego, ostro zakończonego drewna.
SCARLET!” Wstrzymuję oddech. Podnoszę ręce. Zamykam oczy. „PRZESTAŃ!!!” Dla wszystkich będzie lepiej… Przepraszam… „BŁAGAM CIEBIE NIE RÓB TEGO!
Przepraszam.



-SCARLET!


~*~*~*~*~*~*~
*Wiedziałam, że o czymś zapomniałam.*
 Tak więc... moi kochani. Kolejny rozdział! Co też oznacza, że coraz bliżej końca... im bliżej tym bardziej się boję. A poza tym mam nadzieję, że rozdział się spodobał.
Trzymajcie mi się tam kochani!
*Kolejny edit*
Kolejne dwa rozdziały będą dla mnie ciężkie. Mam nadzieję, że uda mi się przelać moje pomysły na... komputer? I że końcówka powali was? Taka malutka nadzieja :3

2 komentarze:

  1. To znowu ja ;*
    Przez ciebie przestaję lubić Lykaona -.- A to Lykaon! Jego trzeba kochać i adorować.
    Btw. Okres przez miesiąc? Ledwo tydzień można przeżyć. Dlatego w sumie nie dziwię się, że chce się zabić :/
    Mam nadzieję, że to Lou przybiegł ją uratować ^^ (Ktoś przypomni mi jak nazwaliśmy ten ship, bo jestem zbyt leniwa i nie chce mi się szukać xD)
    Chyba puściłam sobie złą playlistę, bo DNCE jakoś nie przyprawia mnie o ciarki i czytając cały czas nuciłam Cake by the ocean cri. Mimo wszystko, biedna Scar
    Mam dobry dzień i nie chce mi się szukać, ale było sporo błędów interpunkcyjnych ;---;
    A teraz wracam do nauki. Mam nadzieję, że naciągnę tą średnią do 5,56. Trzymaj kciuki!
    A lot of kisses and hugs <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooooo hejo!
      Wybacz, nie miałam ostatnio czasu. Wybacz.
      Spokojnie... Może zawróci xD Jeszcze będzie co adorować <3
      Tak właśnie pomyślałam... najgorsza rzecz... oprócz umierania... OKRES.
      Em.... chyba Let xD
      KOCHAM TĘ PIOSENKĘ!!!
      Hihihi... ja wiem xD
      Przepraszam...
      Zawsze trzymałam <3
      Buziaczki <3
      ( cieszę się, że chociaż ty to czytasz xD )

      Usuń