niedziela, października 18

11 Rozdział


Rozdział dedykuję dwóm przyjaciółką, dzięki którym poznałam cudowną rzecz jaką jest kład ;)

- Dobra dzieciaczki, bez żadnych głupot!- szturcham Marka gdy skończył swoją jakże interesującą wypowiedź. Wzrusza ramionami z miną „Czego ode mnie chcesz?” a ja mijam go i podchodzę do Louisa.
-Jesteś pewny na sto procent, że to nie najgłupszy pomysł na tym świecie?- pytam. Zerka na mnie.
-Hmn… Jeśli by się tak nad tym zastanowić…- otwieram szerzej oczy- Żartuję.
Mówi szybko i podchodzi do Alice i Marka. Coś im tłumaczy. Oddycham głęboko. Jest okej. Będzie wszystko dobrze! Jaka jest szansa, że mnie zabiją? Duża. Nawet bardzo… Alice podchodzi do mnie i uśmiecha pocieszająco. Próbuję to odwzajemnić, ale mi się nie udaję.
-Chodźmy już po prostu…- mówię i ich wyprzedzam. Idziemy chwilę leśną dróżką. Jednak później dróżka przeradza się w krzaki i Louis musi nas prowadzić. Czemu robią te imprezy w takich miejscach? Bo nikt ich nie widzi? Poza tym mogą spokojnie przemieniać się w wilki. Jednak są jakieś zalety. Po jakimś czasie słyszymy już muzykę i śmiechy. Biorę głęboki wdech. Teraz już nie ma odwrotu. Wychodzę z zarośli.
Natychmiast się cofam gdy jeden z chłopaków o mały włos nie przejeżdża mnie na kładzie. Wpadam na Alice, która mnie podtrzymuje. Staję do pionu i jej dziękuję. Patrzę w ślad za kładem. I wtedy podjęłam chyba najmądrzejszą decyzję w moim życiu…
-Mogę się przejechać na kładzie?!- wrzeszczę. Myślę już, że mnie nie usłyszy, ale on szybko zawraca. Bądź co bądź jest wilkołakiem. Ma bardzo dobry słuch. Z zawrotną prędkością zatrzymuję się przy mnie. Chłopak o brązowych włosach i czekoladowych oczach uśmiecha się do mnie śnieżnobiałymi zębami.
-Chcesz się przejechać?- pyta. Kiwam energicznie głową. Podchodzę do niego kiedy drogę toruję mi Louis. Warczy. Nie tak jak człowiek, typu, że źle się odezwie do drugiej osoby. Nie. On naprawdę zawarczał jak pies.
-Co ty wyprawiasz!?- mówi cicho z naciskiem. Krzyżuję ręce.
-Zawsze chciałam się przejechać na kładzie, a nie miałam nigdy takiej okazji, więc…- przechodzę obok niego. Uśmiecham się i czuję jak adrenalina się podnosi. Naprawdę mi pozwoli? Chłopak zdążył już zejść i tylko czekał jak usiądę. Nie wierzę w swoje szczęście! Siadam i patrzę na kierownice. Nagle ktoś chwyta mnie za rękę.
-Czy w ogóle wiesz jak się jeździ?- Louis próbuję mnie ściągnąć z tej maszyny, ale trzymam się mocno kierownicy.
-Tak!- nie. Kompletnie nie potrafię jeździć i nigdy tego nie robiłam. No ale przecież tego mu nie powiem! Próbuję wyglądać na osobę, która robi to już kolejny raz. To nie może być takie trudne. Louis patrzy na mnie spod przymrużonych powiek. Kręci głową.
-Przesuń się.- mówi. Podnoszę brew zaskoczona. Jednak przesuwam się. Blondyn siada przede mną.- Spotkamy się przy ognisku.
Rzuca do Alice i Marka. Kiwają głową. Louis zerka na mnie i wzdycha.
-A ty-bierze mnie za rękę i kładzie ją na swoim brzuchu. Moje policzki robią się czerwone- Trzymaj się mocno.
Szatyn podaję mu kluczyki a Louis włącza kład. Uśmiecham się. Jedną ręką trzymam za jego koszulę a drugą metalowe druty, na których siedzę. Rozglądam się, ale nagle kład podskakuje na górce. Odchylam się niebezpiecznie do tyłu. Szybko przyciągam się do chłopaka. Louis hamuje.
-Co ty wyprawiasz!- krzyczy. Uspakajam walące serce. Potem zaczynam się śmiać.- Dobra koniec. Kończę.
-Nie!- kładę mu podbródek na ramię.- Nie możesz! Błaaaagam!
Znowu wzdycha i przyspiesza. Odchylam się trochę i dziękuję mu. Jedziemy po wytłoczonej już drodze. Teraz bardziej uważam, gdyż ta droga jest bardzo wyboista. Za każdym razem gdy podskakuję na wzniesieniu nie mogę powstrzymać śmiechu. Louisowi mój humor też się udziela bo po chwili również zaczyna się śmiać. Powoli zawraca. Coś sobie przypominam.
-Ej!- Chłopak wystraszony zatrzymuję się. Odwraca się do mnie a ja patrzę na niego zła.- Przecież to ja miałam kierować.
Louis uśmiecha się półgębkiem.
-Nic nie wybiję ci tego pomysłu z głowy.- mówi. Uśmiecham się szatańsko.
-Dokładnie.- odpowiadam. Przytakuje głową i schodzi. Z ogromną radością zmieniam miejsce. Patrzę na kierownice. Jest taka sama jak w motorze. No może odrobinę inna? Louis siada teraz za mną i obejmuję mnie. Na chwilę wstrzymuję oddech. Znowu to uczucie. Kurczę. Myślałam, że już się go pozbyłam.
-W porządku?- blondyn pyta zaniepokojony. Kiwam głową. Pytam się jak mam w ogóle ruszyć.- A to łatwe. Widzisz ten mały guzik po prawej? Na dole.- Patrzę gdzie wskazuje i kiwam głową.- No to go przyciśnij.
Robię to co mówi, ale robię to za mocno. Związku z tym ruszamy z taką mocą, że oboje prawie spadliśmy z tej maszyny. Z miną "to się nie stało" Prostuję się i tym razem delikatnie przyciskam. Ruszamy mniej gwałtowniej.
-CO TO BYŁO?!- Louis przytula mnie mocniej. Nie powiem jest to piekielnie przyjemne. Wzruszam ramionami.
-To jeszcze nic...- mruczę. Teraz jak już poznałam trochę tę maszynę przyspieszam. Śmieję się. Myślę, że chłopak robi to samo, ale okazuję się, że to jednak jest krzyk przerażenia. Zwalniam.
-Boisz się?- pytam zaczepnie. Znów warczy. Widzę jednak kątem oka jego zarumienione policzki.
-Nie... Po prostu nie lubię jak coś dzieję się niespodziewanie, a ja nie mogę tego kontrolować...
-Yhm...- robię minkę, że to kupiłam, ale naprawdę powstrzymuję się by nie jęknąć. Czemu on jest taki słodki?- No cóż.- mówię i patrzę na drogę. W oddali widzę już właściciela od kłada.- Nie wiem kiedy następny raz będę mogła się przejechać, więc... Po prostu się trzymaj.
Przyspieszam i czuję żelazny uścisk ramion Louisa. Po chwili zatrzymuję się przy szatynie i wyłączam pojazd.
-Dziękuję- mówię do niego. Potem pytam się- A jak w ogóle masz na imię?
Louis za mną zsiada. Krzyżuje ręce i przygląda mi się. Zwracam uwagę znów na drugiego chłopaka. Uśmiecha się.
-Ryan.- pomaga mi zejść. Dziękuję mu- Nieźle jeździsz.
Stwierdza. Odgarniam włosy za ucho. Uśmiecham się.
-Dziękuję. A ty jesteś bardzo miły.- widząc jego pytające spojrzenie odpowiadam- Nie wiem ile ludzi ot tak pożyczyłoby mi kłada. Bardzo mi zaufałeś.
-No widzisz. Ja jestem w połowie człowiekiem... Poza tym...- przybliża się i kiedy myślę przestraszona, że mnie pocałuje on wącha moją szyję.- Dziwnie pachniesz.
Marszczy brwi jednak uśmiech tak łatwo nie schodzi z  jego twarzy. Skołowana stoję przed nim i nie mam pojęcia co się właśnie stało.
-My już chyba pójdziemy- Louis obejmuję mnie w tali i prowadzi w inną stronę.
-No tak. Do zobaczenia ślicznotko!- Ryan woła jeszcze za nami.
-Ja mu dam ślicznotka.- mruczy gniewnie Louis. Czuję jak w gardle pojawia mi się wielka gula.
-Czy on.. Ja... Pachnę... On wie, że jestem człowiekiem?!- pytam się chłopaka.
-Wątpię. Nie martw się.- mówi. gładzi mnie po plecach. Wypuszczam ustami powietrze. Oby się nie mylił.
***
Patrzę jak Louis znika w tłumie. Wzdycham. Powiedział mi, że to zajmie chwilę, ale wątpię w to. Co ja niby mam teraz robić? Idę trochę na ubocze. Opieram się o jakieś drzewo. Korzystam z okazji i przyglądam się wilkołakom. Na pierwszy rzut oka nie różnią się niczym od innych nastolatków na imprezie. Jednak jak im się bliżej przyjrzeć to można zauważyć takie małe różnice. Normalnie, nastolatkowie nie rzucają się z klifu, nie urządzają walki kto jest silniejszym wilkiem, nie skaczą przez ogień… Chyba poza tym, że nie zamieniają się w wilki nic się nie różni. Przecieram sobie oczy. Jednak pod jakimś kątem cieszę się, że tu jestem. Lepsze to niż użalanie się nad sobą. Rozglądam się szukając czegoś przy czym nie zginęłabym tak szybko. Przecież nie jestem wilkiem więc to jest pewne, że umrę przy tutejszych zabawach. Ruszam się bo głupio wyglądam tak opierając się o drzewo i nie wiedząc co dalej robić. Przyszłam tutaj się bawić. Normalnie super zabawa! Nagle ktoś na mnie wpada. Przewracam się i uderzam mocno o ziemie.
-Przepraszam!- słyszę głos, ale nie potrafię się skupić na osobie to mówiącej. Chyba nie powinnam widzieć trzech osób jednocześnie? Przecieram oczy i czekam aż kopie złączą się w jedno.-Nic ci nie jest?
-Hmn? Nie chyba nie…- nareszcie widzę osobę. Jest to niewysoka dziewczyna o jasnych blond włosach i zielonych oczach. Przegryza wargę.
-Przepraszam. Ostatnio ciągle coś mi się zdarza. Ostatnio wpadłam prawie pod samochód…
-I nic ci się nie stało?- pytam zaskoczona. Pomaga mi wstać. Chwieję się, ale cudem utrzymuję pozycję stojącą.
-O co ci chodzi? Proszę cię jestem Wilkołakiem! Takie coś mi nic nie zrobi!- mówi i wypina klatkę piersiową. Lubi się chwalić… Od razu ją polubiłam.- Poza tym. Jesteś tu sama? Odprowadzić cię?
-Ja? Nie, jestem tu z…- po zastanowieniu się- Możesz mnie oprowadzić? Jestem tu pierwszy raz…
-No oczywiście!
Pociąga mnie za rękę i prowadzi w przeciwną stronę od ludzi. Od razu włącza mi się alarm wiej najszybciej jak się da! Wyrywam jej rękę. Patrzy na mnie zaskoczona.
-Gdzie mnie prowadzisz? Tam są ludzie.- wskazuję na grupę wilków. Dziewczyna zerka mi przez ramię i kiwa głową.
-Wiem, ale chciałam byś zobaczyła klif. Jest śliczny teraz w świetle księżyca!- mówi a ja wątpię, żeby miała jakieś złe intencje. Chociaż mogę tego żałować... No cóż. Wzruszam ramionami i idę za nią.
-A jak się nazywasz?- pytam. Zerka na mnie.
-Blanca. Mów mi Blanca.- odpowiada i rusza szybciej.
-Fajne imię.- mówię bardziej do siebie niż do niej.
-Nie uważam...- mówi. Wchodzimy w las.- Tak poza tym... Dlaczego pachniesz jak lis?
Prawie potykam się o korzeń. Staję do pionu i zaskoczona patrzę na Blancę.
-Jak pachnę?- pytam bo chyba źle usłyszałam. Powtarza a po moich plecach przebiega zimny dreszcz. Czy nie powinnam pachnieć jak człowiek?-W jakim sensie pachnę jak lis?
Czuję jak głęboko w mojej świadomości coś się porusza niespokojnie. Tego nie powinno chyba być. Blanca skręca nagle. Trudno za nią nadążyć. Przegryzam wargę. Zaczyna mnie denerwować. O co jej chodzi?
-No normalnie. Pachniesz jak lis. Nie wiem czemu, ale to bardzo ciekawe.- ostatnie słowa mruczy. Co ja tu robię?!
-Czemu ciekawe?- odwraca się by odpowiedzieć, ale wtedy słyszymy wołanie.
-Ej Blanca! Chodź tu!- dziewczyna się uśmiecha i pokazuje na mnie poganiającym gestem. Wychodzimy na klif a ja zamieram. Było tam około pięciu chłopaków i żadnym z nich nie chciałabym mieć do czynienia. Próbuję się taktownie wycofać, ale wtedy jeden z nich mnie zauważa i uśmiecha się przerażająco.
-Ach, a któż to taki?- pyta i wstaje. Niebezpiecznie szybko pojawia się przede mną. Przerażona cofam się. Nie powinnam tu być. Czuję to w całym moim ciele. "I masz racje!" Skoro nawet głos się zgadza... Odwracam się i już wiem, że popełniłam największy błąd. Czuję jak ktoś obejmuję mnie i podnosi. Przebieram nogami w powietrzu.
- Lisek chcę uciec? Nie tym razem...
Zimno rozprzestrzenia się po całym moim ciele. Znam ten głos. Osoba, która mnie trzymała przeszła kilka kroków i brutalnie rzucił mną o ziemie. Sparaliżowana strachem nie potrafię nawet podnieść oczu. Jedyne co widzę to brudne stopy i pazury zamiast paznokci. Osoba szarpie mnie za włosy zmuszając mnie na spojrzenie na nią.
-Lykaon...- mówię zachrypniętym głosem. Uśmiecha się a jego oczy niebezpiecznie rozbłysły.
-Jednak mnie pamiętasz kochana.- mówi a mnie powoli zaczyna mdlić. Dotyka pazurem mojego lewego policzka.- Taka śliczna... Tak potężna.
-Nie... nie wiem... Nie wiem o co ci chodzi.- czuję jak każde słowo było gorącą lawą. Chociaż nawet nie wiem czemu. Nagle Lykaon wbija mi pazur w policzek i przejeżdża nim aż do podbródka. Przegryzam delikatnie wargę. Nie mogę pokazać jak piekielnie mnie to boli. Lykaon puszcza mnie a ja opadam jak marionetka na ziemie. Podnoszę się. Mężczyzna stoi nad urwiskiem. Ciekawe o czym okrutnym teraz myśli. Patrzę na niego z nienawiścią. Rozglądam się za możliwością ucieczki, ale żadnej takiej nie widzę. Przeklinam w duchu Louisa, że zostawił taką idiotkę jak ja samą na imprezie pełnej wilkołaków i jak się okazuję również fenrirów. Lykaon powoli się odwraca.
-Podejdź.- mówi.
-Chyba śnisz.- odpowiadam. Nagle potężna siła popycha mnie. Na chwilę brakuje mi powietrza. Patrzę z nienawiścią na wielkiego, dobrze zbudowanego chłopaka. Kiedyś go zabiję. Robię to co powiedział Lykaon. Staję przed nim.- Czego?
Uśmiecha się na ton mojego głosu. On jest szalony.
-Wiesz moja droga. Przyłączenie się do mnie nie jest takie złe...- podnoszę jedną brew- Naprawdę. I nie jestem złym charakterem...
-Coś takiego możesz wciskać komuś innemu, ale nie mnie!- mówię opanowanym głosem. Marszczy brwi. Co ja robię. On spokojnie może mnie zabić! "Skacz!" Dobrze się czujesz? Ja NIE CHCĘ zginąć. "Lepsze to niż stu procentowe zabicie przez niego. Poza tym jest szansa, że przeżyjesz." Ma racje, ale to szaleństwo, ale w końcu mam do czynienia właśnie z szaleńcem... Muszę to zrobić. Lykaon zbliża się do mnie, ale ja jestem tym razem szybsza. Biegnę najszybciej jak mogę, próbując jak najmniej myśleć. Słyszę krzyki. Odbijam się od klifu. Potem biorę głęboki wdech. Zamieram w powietrzu, by po chwili wpaść w ciemną toń...
***
"Ruda kita wystaję pomiędzy krzaków by po chwili wyskoczyć z nich. Mały lis biegnie najszybciej jak potrafi. Wie, że od tego zależy jego życie. Po chwili za nim pojawiają się wilki. Całe stado. Wyją i warczą. Są coraz bliżej. Lis już ostatkiem sił przebiera nogami. Nagle potyka się i upada mocno o ziemie. Wilki skaczą gotowe by zatopić kły w jego ciele, ale nagle obok lisa wyskakuję biały wilk. Walczy z resztą. Lis otwiera jedno oko by po chwili pogrążyć się całkowicie w ciemności."
-Stawaj! Stawaj! Jak się nie obudzisz to nigdy ci tego nie wybaczę!- otwieram jedno oko. Przed sobą widzę ciemne włosy. Odgarniam je sobie z twarzy.
-Co tu się...- czuję jak ktoś mnie bardzo mocno przytula. 
-Tak się cieszę...
-Alice...- jedynie to potrafię powiedzieć. Dziewczyna patrzy na mnie ze załzawionymi oczami. Zastanawiam się dlaczego jestem cała mokra. I co to za ból w policzku... Nagle wszystko mi się przypomina.- LYKAON!
Krzyczę i siadam. Od razu kręci mi się w głowie. Alice kładzie mnie z powrotem na ziemię. O jak miło.
-Tak wiem, wiem. Powiedziałam już mamię. Już go tropią...
-Louis.- potrafię tylko się na nim skupić. Czy w z nim jest wszystko w porządku?
-Poszedł go szukać...-Alice odwraca wzrok. Co ten idiota zrobił? Znowu rzuci się prosto w śmierć?
-Idiota...- mruczę. Co jeśli coś mu się stanie. Jeśli już nigdy go nie zobaczę? Nigdy się już do mnie nie uśmiechnie, nie odezwie, nie przytuli. To nie może się tak skończyć. Nagle coś obok nas zaszeleściło. Patrzymy obie w tym kierunku i widzimy Marka. Jest cały zdyszany.
-I co? Znaleźliście go?- Alice podbiega do Marka. On tylko na nią zerka i siada od razu na ziemię. Kręci głową.
-Nie. Ten...- widać, że jakieś przekleństwo rzuca mu się na język, ale się powstrzymuje- Uciekł nam kiedy...
-Louis... Gdzie jest Louis...- mówię łamiącym się głosem. Patrzy na mnie. Czemu nikt nic nie odpowiada! Louis ty nie mogłeś... Nagle coś się porusza w krzakach. Po chwili widzę jasne włosy i charakterystyczne błękitne oczy.
-Scarlet!- mówi i podchodzi do mnie. Siada przy mnie i delikatnie dotyka mojego czoła.- W porządku?
Żyje. Oddycham z ulgą i wycieram mokre oczy. Wyciągam ręce a chłopak mnie przytula.
-Bałam się o ciebie.- mruczę mu do ucha.
-I kto to mówi...- zdziwiona patrzę mu w oczy. Zaskoczona widzę, że ma je lekko opuchnięte i czerwone. On płakał.- Wróciłem na miejsce gdzie cię zostawiłem i ciebie nie ma. Przeraziłem się. Kierowałem się po twoim zapachu. I nagle on zniknął. Twój zapach...- przyciągnął mnie mocno do siebie.- To było straszne. Potem nawet nie mogłaś się obudzić...
Płaczę mu w ramię. Tak się cieszę, że jest on tu razem ze mną cały i zdrowy. Nagle coś mokrego spada mi na policzek. Zaskoczona patrzę w górę i widzę najdziwniejszą rzecz jaką mogłam sobie wyobrazić. Louis stara się bardzo, ale nie potrafi powstrzymać łez. Śmieję się króciutko i całuję go w policzek. Nie doskwiera mi już całkowicie nic.
***
-To dość wrażeń jak na jedną noc. Co moi mili?- Mark jak zwykle chcę rozładować atmosferę co przyznam się udaje mu się. Postanowiliśmy już wracać do domu. Na co przystałam bardzo chętnie. Siadam do samochodu z tyłu. Obok mnie siada Louis. Opieram zmęczona głowę o jego ramię. Mark odpala silniki włącza radio. Alice sprawdza czy wszystko mamy. Po chwili jednak zamiera. 
-Zapomniałam torebki.- mówi. Przez chwilę boję się, że też zapomniałam, ale po chwili przypominam sobie, że przecież nawet jej nie wyciągałam z samochodu.- Maaark. Chodź ze mną!
-Co? A idź sama. - mruczy, ale ostatecznie i tak idzie z nią. Zastajemy z Louisem sami. Z radio leci nadal muzyka. Zamykam oczy. Czuję jak powoli odpływam. Nagle słyszę muzykę "Crush" David Archuleta.
-I hang up the phone tonight...
Nie wierząc swoim uszom siadam i patrzę niedowierzająca na Louisa. Z radio nadal leci muzyka a chłopak ją sobie podśpiewuje. Nasze spotkania się spotykają. Nie przerywa piosenki. Przeciwnie. Zaczyna ją śpiewać inaczej. Z większymi emocjami.
-Cause the possibility  (Ponieważ możliwość)
Odwraca się do mnie. Zaciekawiona podnoszę obie brwi.
-That you would ever feel the same way About me (Że kiedyś poczujesz do mnie, to co ja do Ciebie)
Moje serce na chwilę się zatrzymuję. Czuję jak w gardle robi mi się gula. Zaczynam być już całkowicie rozbudzona. Czy to przypadek? Ta piosenka? Czyżby Marek coś kombinował przy radiu?
-It's just too much, just too much  (To za dużo, po prostu zbyt wiele)
Odwraca ode mnie wzrok. A ja czuję jakby ktoś mnie uderzył. On to naprawdę dla mnie śpiewa. Kiedy myślę, że już nie zaśpiewa on zaczyna.
-Why do I keep running from the truth? (Dlaczego uciekam od prawdy?)
Nadal nie patrzy na mnie. Wstrzymuję oddech.
-All I ever think about is you (Myślę tylko o Tobie)
Dotyka mojej dłoni. Czuję jak na policzki wyskakują mi rumieńce. Co się dzieje? Nigdy jeszcze tak na mnie nie działał! Patrzę w jego błękitne oczy, w których migoczą rozbawione ogniki.
-You got me hypnotized, so mesmerized (Zahipnotyzowałaś mnie, tak oczarowałaś)
Uśmiecham się. To dziwne, ale czuję, że ten uśmiech jest inny. Nigdy się jeszcze tak do nikogo nie uśmiechałam. Szczerość wkładana w słowa przez Louisa sprawia, że nie mogę za nic zmazać uśmiechu z twarzy.
-And I just got to know (I po prostu muszę wiedzieć)
Ostatnie zdanie mówi cicho. Kręcę rozbawiona głową. Patrzę na Louisa a jego oczy rozbłysły jeszcze bardziej. Chcę by patrzył tak tylko na mnie. A może już to robi?
-Do you ever think  (Czy kiedykolwiek myślisz)
Podnoszę brew.
-When you're all alone (Gdy jesteś całkiem sama)
To zaczyna być interesujące.
-All that we can be (O tym kim moglibyśmy być dla siebie)
Wysyła mi szelmowski uśmiech. Zniknął smutek i spięcie. Z czego bardzo się cieszę.
-Where this thing can go (Gdzie by nas to zaprowadziło)
-Am I crazy or falling in love (Zwariowałem, czy zakochuję się)
Jeśli zwariowałeś to ja chyba z tobą.
-Is it really just another crush (A może to po prostu kolejne zauroczenie?)
Przekrzywia głowę. Wygląda tak słodko. Resztę piosenki nucę sobie razem z nim. Zamykam oczy by słyszeć jeszcze lepiej jego cudowny głos.
-Do you catch a breath (Łapiesz oddech)
-When I look at you (Kiedy na Ciebie spoglądam?)
You holding back (Czy się powstrzymujesz)
-Like the way I do (Tak jak ja?)
-Cause I'm trying, trying to walk away (Ponieważ próbuję i próbuję odejść)
Czuję jak zaciska dłoń. Otwieram zaskoczona oczy. Louis nie spuszcza ze mnie wzroku. Przyciąga mocno do siebie. Na szczęście nie zapięłam pasów. Na chwilę tracę oddech. Jednak również nie spuszczam wzroku. Louis pochyla się nad moich uchem i ostanie zdanie szepce do niego.
-But I know this crush aint going away, going away (Jednak to zauroczenie nie przemija, nie przemija)
Policzki stały się już całkowicie czerwone. Nawet on spiekł raka. Muzyka się kończy nagle przerwana jakimiś informacjami ze świata. Szukam nie wiem czego na jego twarzy. Przez jego uśmiech tracę zdolność racjonalnego myślenia. I kiedy myślę, że się odsunie i znowu będzie tak jak zawsze. Zakończy się i znowu będziemy tylko przyjaciółmi, blondyn przybliża się jeszcze bliżej i wpija się zachłannie w moje usta.

~*~*~*~*~*~*~

I oto kolejny rozdział!!!
Wszyscy fani Let nareście mają to co chcieli ;) Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu.
Poza tym jeśli macie jakieś pytania to piszcie w zakładce "Pytania" Możliwe, że o jakiś wątkach mogę zapomnieć, a jeśli będziecie tam pisać to na pewno nie zapomnę.

Całuski, Melete

17 komentarzy:

  1. Hejcia!
    Genialny rozdział^.^
    "- Mogę przejechać się na qładzie?!"
    Hahahahaha leżem na podłodzę, ktoś pomoże mi wstać?!
    Hahahahhah Louis potrafi ładnie śpiewać?! xd xd x d xd
    Myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy xd
    Zapraszam do mnie na nowy rozdział:
    http://o-obozie-herosow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Zawsze zaskoczę. Taką chociaż mam nadzieję ;) Dziękuję za cudowny komentarz. U ciebie już przeczytany rozdział. Boski! Czekam na więcej.
      Całuski, M

      Usuń
  2. Pierwsza?!
    O matko! O matko! O matko!
    Jakie boskie *.*
    Jej! Lou i Scar się pocałowali ^^ Awww... Jezu jaki on jest słodki. Oddaj mi go proszę :) Ślicznie proszę *i tu wyobraź sobie mnie na kolanach ze szczenięcym wzrokiem :D* Dlaczego takich ideałów nie ma w realu, no czemu?
    Hahh xD Nadal lubię Lykaona z niewiadomych dla mnie przyczyn :D czemu Lou był fenrirem? To pytanie które męczy mnie najbardziej :/
    Yyy... Scar jest w połowie lisem? W sensie że coś takiego jak wilkołak tylko pół lis, pół człowiek. Bo tak nie dokońca ogarniam... :/
    Aaa... Pożyjemy, zobaczymy :D
    Teraz tylko żeby Let było razem :D
    Życzę dużo weny, czasu i dobrych ocen w więzieniu (bądź psychiatryku jak twierdzi moja kumpela xD) zwanym szkołą :/
    Buziaki
    Kate xXx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo! Jeśli inne fanki nie będą się o niego biły to czemu nie? Hmn... Ta twoja wizja na kolanach... Interesujące. Nie ma takich ideałów w realu, bo to byłoby zbyt piękne poza tym są niektórzy, ale to rzadko. Znam kilku, ale naprawdę ciężko o takich. Cieszę się, że lubisz Lykaona. Ja też go lubię. Czy ja mówię, że Louis był fenrirem? Nic takiego nie widzę :3 Zobaczysz za kilka rozdziałów. Mam nadzieję.
      W następnym rozdziale, mam nadzieję to wytłumaczyć co się dzieję z naszą Scarlet. I spokojnie.
      Dziękuję. Dobre oceny i wena... Ach jak mi ich brakuję.
      (Do mojej szkoły bardziej pasuję psychiatryk :* )
      Całuski, M

      Usuń
    2. O! Spoko. Ja się mogę bić. A co tam! :'DDD
      Hmmm... *Kasia szuka w poprzednich rozdziałach* To chyba przez rozdział 9 stwierdziłam, że on jest fenrirem.
      "-Ty nawet nie wiesz kim jesteś?- śmieje się. Brzmi to okropnie.- No jasne. Louis nigdy nie był zbytnio kumaty…
      -Znasz Louisa?!- krzyczę. Zerka na mnie a ja wiem, że popełniłam błąd. Po co się do tego przyznawałam. On teraz może go znaleźć i zabić!
      -Tak znam go. Długa historia. Ale mogę ci powiedzieć kim jesteś. Jeśli ze mną pójdziesz."
      "Mierzę go wzrokiem. Nagle przypominam sobie walkę kilka lat temu. Gdybym był w ludzkiej skórze uśmiechnąłby się na to wspomnienie. To był ostatni raz kiedy nazwałem go przyjacielem…"
      Ale może po prostu źle zrozumiałam.
      Na pewno Mark był fenrirem :)
      Co do Scarlet... Czekam. Bo mam w głowie niezły mętlik.
      Hahh xD Psychiatryk to zdecydowanie najlepsza nazwa dla typowej polskiej szkoły =)
      Pozdrawiam
      Kate xXx

      Usuń
    3. Haha (szatański śmieszek) No cóż jak jeszcze trochę poczekasz to wszystko się wyjaśni :)
      I tak. Psychiatryk to idealna nazwa dla szkoły.
      Całuski, Melete

      Usuń
  3. Ok, ok, ok. Cudowne! Let! Ale kiedy next???
    Iguana
    http://thecampofheroes.blogspot.com
    New rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bogowie, to opowiadanie jest takie genialne! Kocham je! A czy wspominałam że jest genialne? Jest genialne! Najlepsze jakie znam! Weź w ogóle książkę napisz. I co ja zrobię że swoim życiem, w oczekiwaniu na next? Pozostaje mi czekać. I czekać. Czekać. I codziennie sprawdzać. BOGOWIE, chyba się uzależniłam XD No to czekam na next :) Wspominałam już kiedyś jak bardzo Cię nienawidzę za kończenie rozdziału w takim momencie?

      Usuń
    2. O kurcze, ja niezdara wstawiłam niechcący to w odpowiedzi do komentarza, sorki, to miało być normalnie xD

      Usuń
    3. Nie musisz Iguana przepraszać ;)
      Dziękuję Galu Anonimie za tak cudowny komentarz! Wybacz, ale nie mam pojęcia kiedy wezmę się za pisanie. Trudno mi teraz znaleźć czas. Okropieństwo!
      Jednak mam nadzieję, że wytrzymasz do następnego rozdziału ;)
      Całuski, M

      Usuń
  4. Heeeej <3
    Kochany rozdział ♥
    Zresztą jak każdy ^^
    Super pomysł z tymi quadami... ;)
    A Louis jest taki wspaniały i romantyczny i w ogóle się tak przejmuje Let.
    Kocham, kocham i jeszcze raz kocham..
    Całuję, Cassie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Chociaż wiedziałaś jak to miało wyglądać na początku. Mam nadzieję, że nadal ci się podoba ;) Wiem Louis jest niepowtarzalny. Poza tym czekam na twój kolejny rozdział!!!!
      Trzymaj się cieplutko!
      M

      Usuń
  5. Jezu!!!!!! Wreszcie!!!!! Czekalam na to tak dlugo! Cudowny rozdziam *.*
    Za kazdym razem jest lepiej i lepiej <3
    Buziaki :* <3
    Raven

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja cię tu dawno nie widziałam kochana! (płaczę ze szczęścia!) Och. Cieszę się również, że nadal czytasz mojego bloga! Mam nadzieję, że w najbliższej nieokreślonej przyszłości, dodasz też swój rozdział?
      Całuski, całuski, M

      Usuń
  6. O cholera, co tu się porobiło, normalnie brak mi słów....oo kurcze. cudowne po prostu cudowne.
    P.S Zapraszam do siebie na nowy rozdział :)
    http://wiele-swiatow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i oczywiście już przeczytałam. Boskie!!! Od razu mówię, że w następnych rozdziałach będzie jeszcze gorzej. Ach ta moja wyobraźnia xD
      Całuski, Melete

      Usuń